Card image cap

Część trzecia – Rejs

Wyświetlenia: 777 / 0 | Seria: Gothic II - Przygody Bilgota | Dodano przez:anon

Oddział dopiero co wyszkolonych knechtów ruszył na wschód w stronę stolicy. Żołnierze mijali wioski, farmy i nocowali w namiotach. Podobało się to Bilgotowi i Olavowi. Koszary z wrzeszczącym kapitanem mieli za sobą, a maszerując ku wybrzeżu, nad którym nigdy nie byli, zwiedzali kolejne regiony wschodniej Myrtany. Wreszcie czuli się jak na przygodzie; śpiąc pod namiotem, maszerując przez nieodwiedzane wcześniej tereny do wiadomego miejsca, ale nie wiedząc, w jakim dokładnie celu.
Po kilku dniach dotarli pod Vengard. Zobaczyli go już ze sporej odległości po wejściu na szczyt zielonego wzgórza. Mury miejskie wzmocniały liczne, smukkłe wieże, a za nimi nad dzielnicami górowała strzelista cytadela. Bilgot nigdy nie widział tak wielkich fortyfikacji. W sumie nie widział ich wiele, ale stolica przyćmiewała wielkością Monterę, gdzie odbywał szkolenie, a którą uważał za bardzo duże miasto.
Przed zachodem słońca kolumna żołnierzy przeszła przez bramę i skierowała się w stronę koszar, o wiele większych od tych, w którym przyszło im żyć przez cztery miesiące w Monterze. Pomimo tego ledwie starczyło miejsca, by pomieścić ich wszystkich. Vengard był bowiem wręcz przepełniony żołnierzami. Od jakiegoś czasu zbierała się pod nim nowa armia, mająca ruszyć na front i niektóre jej oddziały przebywały wewnątrz murów. Do tego stołeczny garnizon również nie zajmował dużą część miejsc do spania, bo hordy wroga coraz bardziej zbliżały się do siedziby Rhobara II. Oddział, do którego należał Bilgot, wypełnił baraki po same brzegi.
Nazajutrz nowoprzybyłych żołnierzy wysłano do portu, gdzie czekał na nich wielki galeon Esmeralda. Samo zobaczenie morza z bliska okazało się niemałą atrakcją, ale widok ogromnego statku, na którym mieli niebawem płynąć, wywarł jeszcze większe wrażenie. Esmeralda była wykonana z najszlachetniejszego drewna – jej deski pięknie połyskiwały w porannym słońcu, a zza burt dało się zauważyć sporo małych armat.
Bilgot i reszta knechtów miała pomagać marynarzom w załadowywaniu prowiantu i setek dużych skrzyń na okręt. Kiedy tak się uwijali, do portu przybyli paladyni. Kilkudziesięciu wojowników Innosa w lśniących, stalowych zbrojach robiło niemałe wrażenie na innych ludziach. Większość rycerzy nosiła ciężkie kolczugi i naramienniki, ale spora część miała na sobie olśniewające zbroje płytowe. Ich przywódca, lord Hagen, podszedł do dowódcy oddziału Bilgota i zamienił z nim kilka zdań. Zaraz potem członkowie zakonu weszli na pokład. Nie raczyli pomóc zwykłym żołnierzom w noszeniu skrzyń i innych rzeczy.
Do południa przygotowania zostały zakończone i Esmeralda wypłynęła na otwarte morze. Jej ogromne żagle, z wyszytym na każdym z nich godłem Myrtany, czerwonym gryfem, zostały rozwinięte i pchały statek na wschód. Bilgot i Olav patrzyli na oddalający się ląd: a monumentalne budowle Vengardu po krótkim czasie ledwo majaczyły zza powierzchni fal.
Wielu żołnierzy czuło podekscytowanie tą nową sytuacją. Wielu z nich nigdy nawet nie widziało morza, a teraz je przemierzali na majestatycznym galeonie. Bilgot podzielał to podniecenie. Nie umiał za dobrze pływać i czasami obawiał się jakiegoś wypadku, ale pokład był tak stabilny i solidny, że przeważnie o tym nie myślał, tylko patrzył zamyślony w horyzont. Dla Olava podróż nie mijała tak spokojnie. Biedak cierpiał na chorobę morską i często wystawiał głowę za burdę.
– Bo obrzygasz cały statek i paladyni albo rozkażą ci go posprzątać, albo wyrzucą cię do wody – zażartował Bilgot.
– Zamknij się – odparł Olav, ocierając usta nadgarstkiem. – Daleko jeszcze? To rzyganie mnie wykończy.
– Podobno to tylko dwa dni żeglugi. Wytrzymasz. W ogóle ci paladyni są tak nadęci, jak się o nich mówi. Nie pogadasz z takim. Zapytałem jednego, po co płyniemy i w ogóle gdzie, a ten tylko mruknął, że sam się dowiem w swoim czasie.
– Tak, bufony. Gdybyśmy to my mieli tyle ziemi co oni i takie wspaniałe zbroje, to pewnie też byśmy zadzierali głowy do góry.
Pod wieczór lord Hagen zwołał wszystkich uczestników rejsu i przemówił do nich, stojąc na najwyższym pokładzie. Pomarańczowe promienie zachodzącego słońca nadawały mu jeszcze bardziej dostojnego wyglądu, pięknie odbijając się od płyt pancerza. Wielkie godło królestwa prężyło się dumnie nad głową paladyna.
– Żołnierze – rzekł donośnie. – Najwyższy czas, byście dowiedzieli się, na czym polega nasza misja, jednak najpierw się przedstawię. Jestem Lord Hagen, paladyn i wojownik Innosa oraz sługa naszego króla Rhobara II. To on wydał mi bezpośredni rozkaz zorganizowania ekspedycji do Khorinis. Magiczna bariera, która otaczała tamtejszą kolonię karną, upadła, a co za tym idzie, jej więźniowie uciekli z doliny i plądrują resztę wyspy. Zasoby rudy nie są zatem wysyłane na kontynent, a ten surowiec jest armii potrzebny jak powietrze. Musimy zatem wznowić wydobycie rudy i oczyścić Khorinis z plagi bandytyzmu. Jutro przed wieczorem dotrzemy do miasta i rozpoczniemy działania. Za Innosa i niech żyje król!
Po przemówieniu wszyscy knechci i paladyni rozeszli się do kajut. Na górze pokładu zostało się tylko kilku wartowników i połowa marynarzy.
– Czyli nie będzie tak źle, będziemy tylko pilnować górników i lać bandziorów – powiedział Bilgot, leżąc na łóżku.
– Wydaje się, że nie będzie żadnych większych problemów. Pogonimy rozbójników, weźmiemy rudę i wrócimy. W Khorinis chyba nie ma orków?
– Nie mam pojęcia, chyba nie, przecież to wyspa, skąd by się na niej wzięli? Może były jakieś ich miejscowe plemiona, ale raczej nie jest ich dużo.
– Mam nadzieję, poćwiczymy lanie zbójów i potem zabijanie orków będzie łatwiejsze.
Drugiego dnia żeglugi nastąpił nieoczekiwany incydent. Esmeralda zbliżała się do wysokiej skały wyrastającej spośród łagodnych fal, która wyglądała jak niewielka góra o niemal pionowych zboczach. Kiedy okręt zaczął mijać przeszkodę, mając ją po swojej lewej burcie, zobaczył wypływający zza niej statek. Na szczycie jego masztu powiewała czarna bandera z trupią czaszką i skrzyżowanymi pod nią piszczelami. Piraci! Piracki statek! – zawołało kilku obserwatorów naraz.
Bilgot z innymi załogantami podbiegł zaciekawiony do burty, by przyjrzeć się dokładniej morskim bandytom. Ich statek nie był mały, ale nie mógł się mierzyć z potężnym galeonem króla. Lord Hagen rozkazał obrócić Esmeraldę całą burtą w kierunku piratów, po czym otworzyć ogień. Dziesiątki dział w kilka chwil roztrzaskały wrogi obiekt, który rozleciał się na części. Z odległości jakichś stu metrów dało się całkiem wyraźnie słyszeć desperackie krzyki próbujących ratować swoje życie ludzi. Po zniszczeniu celu okręt paladynów ustawił się w pierwotnym kierunku i popłynął dalej.
Późnym popołudniem na horyzoncie pojawił się ląd. Wyspa Khorinis powoli stawała się coraz większa i wkrótce Bilgot zobaczył duże nadmorskie miasto. Esmeralda została zacumowana za zwalistym łukiem skalnym oddzielającym jedną część portu od drugiej. Podczas gdy żołnierze i marynarze rozładowywali skrzynie i zapasy, lord Hagen wraz z kilkoma innymi paladynami udał się do ratusza, by przejąć władzę jako tymczasowy namiestnik, a reszta rycerzy zajęła część portu położoną bliżej właściwego miasta. Szybko uwinięto się z rozładunkiem i o zmierzchu Bilgot razem z innymi członkami kontyngentu poszedł spać pod pokładem statku. Nazajutrz mieli otrzymać dokładne rozkazy dotyczące ich misji.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...