Królestwo Jolki

Views: 9 / 0 | Series: Creepypastes | Added by:anon

Folia lustrzana na okna. Pomyśleć, że rok temu, chciała zabić Darka za ten pomysł. Chodziła za nim, trując mu tyłek, po co im taka, no po co? Zaciemni tylko salon, a jak mu słońce przeszkadza, to zasłony powiesi i z głowy. No po co? No, a Darek ptaszki chciał sobie pooglądać. Lekarz mu powiedział, że prowadzi zbyt stresujący tryb życia i jak tak dalej pójdzie to długo nie pociągnie i co? I stał się cud. Darek, fan śmieciowego jedzenia, sportów tylko na konsoli i podnoszenia sobie ciśnienia wszelkimi pracowymi dramami na środku trawnika postawił karmnik, fontannę i oglądał. Razem z nim oglądała zachwycona Dianka, bo ptaszki jej nie widzą, więc się nie płoszą. Dla dzieciaka super sprawa. Darek zmienił dietę, nawet trochę ruszać się zaczął i na co mu to było? Na nic. Dwa miesiące temu żywe trupy go dopadły i koniec, końców pewnie chodzi teraz gdzieś tam, bez celu. Nie dała rady go zabić. Obiecała, jako żona i matka ich wspólnego dziecka, że jeśli dojdzie do najgorszego to wbije mu nóż prosto w oko. Kłamała. Teraz sama siedzi na fotelu przed oknem, trawiona gorączką i ogląda kilku nieumarłych krążących po ulicy. O, nawet starą Jolkę zobaczyła. To przez te france musiała zdemontować karmnik, bo pierwsza dopadła się do ptaków i z innymi martwymi kumplami urządziła sobie bufet. Jest pewna, że Diana do tej pory ma od tego koszmary. Jolka- nigdy jej nie lubiła. Nawet widok, jak błąka się przemieniona przestał przynosić jej satysfakcję. To smutne, że nawet po śmierci została na wiecznym patrolu okolicy i nie daje jej rodzinie żyć. Prawdziwy wrzód na dupie. Na zewnątrz trawnik przeciął kot robiąc zamieszanie. Co wytrwalsi martwi łowcy rzucili się za nim. Kilku potknęło się o własne nogi. Do niej dotarło, że zerwała się z siadu i teraz stoi sapiąc bliżej szyby.
-Mamo?- minęła chwila, zanim sens tego prostego słowa do niej powrócił. Jej córka patrzyła się na nią, z szeroko otwartymi oczami z przerażenia- mamo, przestań.
-Jaki kolor ma kartonik?- zbyła prośbę córki pytaniem.
-Prawie biały.
-Nie kłam.
Kartonik. Zwykły gadżet, który rząd zrzucał z samolotów, kiedy wszyscy mieli nadzieję, że jakaś akcja ratunkowa ma jakiś sens. Działał na prostej i naiwnej zasadzie. Jeśli cię dopadną ściskasz, aż kliknie. Potem, bez litości urządzenie zmieniało kolor z białego na czarny. Powoli, odmierzając pozostały czas świadomości. Trzy dni temu, jeszcze obśmiewała pomysł. Co jak dopadnie cię więcej niż jeden? Zdoła zjeść pół łydki zanim się uwolnisz? Albo co jak zombiak najpierw gryzie chudego niskiego, a minutę później grubego wysokiego? Zmiana świadomości też trwa tyle samo? Nie miało to jednak znaczenia. Ją dopadł jeden i wystarczyło. Płacz dziecka powoli przywracał ją do teraźniejszości. Dianka ściskała w rączkach szpukulec do lodu.
-Powiedziałam, że jest szary- szepnęło dziecko pociągając nosem- masz oczy jak oni mamo.
Nie była zaskoczona. Zmęczona- tak, zrezygnowana- też. Jakiś neuron w jej mózgu jednak jeszcze zaskoczył.
-Diana posłuchaj mnie- oblizała suche wargi- jedzenie wiesz gdzie jest tak?- dziewczynka przytaknęła. Kobieta ruszyła się powoli wymijając dziecko, póki jej mózg jeszcze w miarę funkcjonował. Podeszła do drzwi, ale zabezpieczenia ją pokonały. Pogryziona ręką, żyła juz własnym życiem. Wykonywała nagłe ruchy, bez jej ingerencji, a ta nie pogryziona ślizgała się po zasówce. Odwróciła powoli głowę w stronę Diany. Dziewczynka potrząsała głową na lewo i prawo płacząc.
-Kochanie.... Nie mogę tu zostać... Wiesz przecież...- mówienie zaczęło sprawiać trudność. Odsunęła się trochę od wyjścia. Miała ochotę przytulić do siebie mocno Dianę i zasnąć, ale była zbyt zmęczona żeby się schylić i walczyć z własnym ciałem. Siły musiało jej starczyć na wydostanie się z tego azylu. Po kilku ciężkich próbach w końcu zamek zaskoczył. Poczuła coś prawie jak dumę, że poradziła sobie bez Diany. Powoli opuściła dom, w stronę królestwa Jolki. Nagły impuls kazał jej wracać natychmiast, ale obiła się tylko o drzwi. Osunęła się powoli na ziemię. Jednym z ostatnich co zobaczyła to Jolka, która powoli szła w jej kierunku jak jakiś upiorny komitet powitalny. Potem wydawało jej się, że wszystkie trupy idące w jej kierunku mają twarz jej męża. Zanim jej świadomość zgasła zdążyła się uśmiechnąć.



Top of week
Sending...