Ciąg przyczynowo-skutkowy
Wyświetlenia: 916 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
Kiedy zorientowałeś się, że go nie masz? Pewnie nie było tak, że nagle uderzyleś się w czoło i krzyknąłeś "cholera!" bez żadnego powodu. Raczej nie doznałeś żadnego spontanicznego olśnienia. Bardziej prawdopodobne jest to, że sięgnąłeś po swój telefon, otworzyłeś kieszeń lub torbę i przez moment byłeś zdziwiony, że go tam nie ma. Wtedy postanowiłeś odtworzyć w głowie swój poranek.
Cholera.
W moim przypadku budzik w telefonie wyrwał mnie ze snu jak zazwyczaj, lecz zauważyłem że poziom baterii był niższy niż się spodziewałem. To był nowy telefon, który miał w zwyczaju zostawiać w nocy włączone aplikacje zżerające baterię. Dlatego podłaczyłem go ponownie, gdy szedłem do łazienki, zamiast włożyć go do torby jak to miałem w zwyczaju. To było zaledwie chwilowe odejście od rutyny, ale tyle wystarczyło. Gdy wszedłem pod prysznic, mój mózg wrócił do "rutyny", którą przeżywał co ranek i to tyle.
Zapomniany.
To nie dlatego, że byłem niezdarny. Jak później się dowiedziałem, to znana funkcja mózgu. Twój mózg nie pracuje na jednym poziomie, a na wielu. Kiedy gdziesz idziesz, myślisz o celu twej podróży oraz o tym, jak ominąć zagrożenia, a nie o tym, jak masz poruszać nogami. Gdyby tak było, to świat wyglądałby jak jeden wielki cosplay gry QWOP. Nie myślałem o regulowaniu swojego oddechu, tylko zastanawiałem się czy po drodze to pracy powinienem skoczyć na kawę (co zresztą zrobiłem). Nie myślałem o przesuwaniu śniadania wzdłuż moich jelit, lecz o tym czy zdążę odebrać Emily z przedszkola, czy może będę zmuszony dopłacić za jej dłuższy pobyt. O tym mówię; w mózgu istnieje poziom, który zajmuje się rutyną, po to aby reszta mózgu mogła skupić się na innych sprawach.
Pomyśl o tym. Przypomnij sobie ostatnią podróż do pracy. Co z niej pamiętasz? Pewnie mało, jeśli w ogóle cokolwiek. Codzienne podróże często zlewają się w jedną całość, a przypomnienie sobie jakiejś konkretnej jest trudne, co zostało naukowo potwierdzone. Rób coś wystarczająco często, a stanie się to częścią rutyny. Rób to dalej, a przestanie być kontrolowane przez myślącą część mózgu i zostanie przeniesione do części odpowiadającej za rutynę. Mózg ciągle to robi, nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Po jakimś czasie, myślisz o swojej trasie do pracy tyle samo ile o ruszaniu nogami gdy chodzisz. Czyli wcale.
Większość ludzi nazywa to autopilotem. Ale jest to niebezpieczne. Jeśli zrobisz wyjątek od swojej rutyny, to twoja umiejętność zapamiętania, że to zrobiłeś jest taka sama, jak umiejętność powstrzymania mózgu od wejścia w stan rutyny. Moja umiejętność zapamiętania, że zostawiłem telefon na parapecie jest taka, jak moja umiejętność powstrzymania mózgu od wejścia w "tryb porannej rutyny", która mówi mi, że telefon jest w torbie. Ale nie zrobiłem tego. Wszedłem pod prysznic, jak codziennie. Rutyna rozpoczęta. Wyjątek zapomniany.
Autopilot aktywowany.
Mój mózg wrócił do rutyny. Wziąłem prysznic, ogoliłem się, radio zapowiedziało świetną pogodę, zrobiłem Emily śniadanie i wpakowałem ją do samochodu (była taka urocza tego poranka, mówiła, że "złe słońce" ją oślepiało i próbowało powstrzymać od drzemki w samochodzie), po czym wyruszyłem. Taka była rutyna. Nieważne, że mój telefon leżał na parapecie, cicho się ładując. Mój mózg był w trybie rutyny, a rutyna mówiła, że telefon jest w torbie. To nie niezdarność. Ani zaniedbanie obowiązków. Po prostu mój mózg wszedł w rutynę i wymazał wyjątek z pamięci.
Autopilot aktywowany.
Wyruszyłem do pracy. Dzień już był upalny. Złe słońce paliło jeszcze zanim mój zdradzcko nieobecny telefon zbudził mnie ze snu. Kierownica płonęła gorącem, gdy jej dotknąłem, siadając na fotelu. Chyba słyszałem jak Emily zmienia miejsce i siada za mną, aby uchronić się przed promieniami słońca. Ale dotarłem do pracy. Zdałem raport. Byłem obecny na porannym spotkaniu. Dopiero gdy zrobiłem sobie przerwę na kawę i sięgnąłem po telefon, iluzja rozprysnęła się na kawałki. Odtworzyłem w myślach poranne wydarzenia. Przypomniałem sobie niski poziom baterii. Przypomniałem sobie jak go podłaczyłem do ładowania. Przypomniałem sobie, jak go zostawiłem.
Telefon leżał na parapecie.
Autopilot wyłączony.
Znowu, jest w tym niebezpieczeństwo. Do momentu gdy sięgniesz po telefon i zniszczysz iluzję, ta część mózgu wciąż jest w stanie rutny. I nie ma powodu, dla którego miałaby kwestionować rutynowe fakty; dlatego właśnie jest rutyną. Utarta powtarzalność. Nie można po prostu powiedzieć "dlaczego zapomniałeś telefonu? Nie dotarło to do ciebie? Jesteś taki niedbały."; to mija się z celem. Mój mózg wmawiał mi, że rutyna odbywała się tak jak zwykle, choć tak nie było. To nie tak, że zapomniałem telefonu. Według mojego mózgu i mojej rutyny, telefon był w torbie. Dlaczego miałbym to kwestionować? Dlaczego miałbym sprawdzać? Jak miałem sobie nagle przypomnieć, że mój telefon leży na parapecie? Mój mózg był podłączony do rutyny, a ta mówiła, że telefon jest w torbie.
Upalny dzień wciąż trwał. Poranna mgiełka ustąpiła bezlistosnemu popołudniowemu żarowi. Asfalt topniał. Chodnikowi groziły pęknięcia. Ludzie zamienili kawy na smoothie. Kurtki zdjęte, rękawy podwinięte, krawaty poluzowane, czoła ocierane z potu. Parki powoli zapełniły się opalającymi się lub robiącymi grilla ludźmi. Framugi okien groziły wykrzywieniem. Rtęć w termometrach wciąż rosła. Dobrze, że biura były klimatyzowane.
Ale, jak zwykle, skwar ustąpił wieczornemu ochłodzeniu. Kolejny dzień, kolejny dolar. Wciąż przeklinając siebie za zapomnienie telefonu, jechałem do domu. Upał ogrzał wnętrze samochodu, wydzielając skądś potworny smród. Gdy wjechałem na podjazd, słysząc kamyki pękające pod oponami, w drzwiach przywitała mnie żona.
-Gdzie jest Emily?
Cholera.
Jakby sam telefon nie wystarczył. Po tym wszystkim zostawiłem Emily w przedszkolu. Od razu popędziłem z powrotem do przedszkola. Doszedłem do drzwi i zacząłem wymyślać wymówki, zastanawiając się czy uda mi się przekonać opiekunkę, żebym nie musiał płacić za spóźnienie. Zauważyłem kartkę przyklejoną do drzwi:
"Z powodu nocnego aktu wandalizmu proszę skorzystać z bocznych drzwi. Tylko dzisiaj."
Nocnego? Przecież drzwi były całe dziś rano.
Zamarłem. Kolana zaczęły mi się trząść.
Wandale. Zmiana w rutynie.
Telefon leżał na parapecie.
Nie było mnie tu rano.
Telefon leżał na parapecie.
Przejechałem przedszkole, bo piłem kawę. Nie podrzuciłem Emily.
Telefon leżał na parapecie.
Zmieniła miejsce. Nie widziałem jej przez lusterko.
Telefon leżał na parapecie.
Zasnęła poza zasięgiem złego słońca. Nic nie powiedziała gdy przejechaliśmy obok przedszkola.
Telefon leżał na parapecie.
Zmieniła rutynę.
Telefon leżał na parapecie.
Zmieniła rutynę, przez co zapomniałem ją podrzucić do przedszkola.
Telefon leżał na parapecie.
9 godzin. W samochodzie. W tym słońcu. Bez powietrza. Bez wody. Bez prądu. Bez pomocy. Ten upał. Kierownica zbyt gorąca aby ją dotykać.
Ten smród.
Podszedłem do samchodu. Odrętwienie. Szok.
Otworzyłem drzwi.
Mój telefon był na parapecie, a moja córka była martwa.
Autopilot wyłączony