Wielbiciel zwierząt
Wyświetlenia: 950 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
W domu od zawsze towarzyszyły nam zwierzęta.
Rodzice wierzyli, że opieka nad nimi świetnie buduje poczucie odpowiedzialności u dzieci i stanowi naturalny wstęp do dorosłości.
Uczy życia, równocześnie pozwalając oswoić się ze śmiercią. Na przestrzeni lat pochowałem wielkiego labladora, dwa dachowce, kanarka i dziesiątki gryzoni.
Spędzałem z nimi mnóstwo czasu, godzinami oglądałem Animal Planet i chłonąłem książki o tematyce zwierzęcej,
więc klasa o profilu biologiczno-chemicznym była dla mnie naturalnym wyborem. Klasa liczyła 28 osób, z czego, jak to w biol-chemie, dobre 80% stanowiły dziewczyny.
Czasem poszliśmy się na miasto, jeszcze częściej ktoś zorganizował domówkę, ale większość czasu spędzaliśmy po prostu się ucząc.
Jak co roku w naszym mieście organizowano festiwal nauki, gdzie okoliczne uczelnie reklamowały się budując stoiska tematyczne.
Każda z nich próbowała zachęcić uczniów do wstąpienia w jej szeregi prezentując największych asów w danej dziedzinie.
Politechnika przedstawiła walki robotów, Uniwersytet Ekonomiczny wystawił matematycznego geniusza, któremu każdy z gości mógł rzucić dowolną liczbę,
a on błyskawicznie wyciągał z niej pierwiastek. AWF przygotował pokaz sportów walki, a Uniwersytet Przyrodniczy specjalnie na tę okazję sprowadził do Polski egzotyczne gatunki zwierząt.
Prawdziwe "Mam Talent" dla szkół.
Decyzję o złożeniu papierów na Przyrodniczy podjąłem na długo przed festiwalem, więc rozkoszowałem się oglądając zapasy dwóch kuso ubranych blondynek z AWFu,
gdy jeden z kolegów złapał mnie za ramię i, z trudem tłumiąc śmiech, zaciągnął na drugi koniec hali.
- musisz coś zobaczyć!
Zanim zdążyłem spytać co może być lepszego od dwóch macających się po cyckach loszek dotarliśmy na miejsce i nie pożałowałem.
Jedna z uczelni przywiozła ze sobą kamerę termowizyjną, na tamte czasy absolutny cud techniki.
Pokaz obejmował zabawy z ciekłym azotem, ogniem i ukazanie ciepłoty ludzkiego ciała, ot standard. Po serii eksperymentów oddano kamerę w ręce gości.
Wszystko szło dobrze do momentu, w którym jedna z osób skierowała kamerę w stronę stanowiska ze zwierzętami. Nasz klasowy przegryw, Marcin, spacerował głaszcząc rozmaite zwierzęta, a kamera termowizyjna obnażyła jego wszystkie zboczenia. Na naszych oczach krew wyraźnie napływała mu do fiuta i na ekranach mogliśmy ujrzeć potężny wzwód.
Zawsze wydawał nam się lekko pokurwiony, ale nie mogliśmy przypuszczać, że jarają go zwierzęta. Nauczyciel stanął jak wryty, prowadzący wydarł się żeby natychmiast wyłączyć kamerę, a my tarzaliśmy się ze śmiechu po podłodze. Gdy Marcin zdał sobie sprawę co się dzieje uciekł z hali i więcej go nie widzieliśmy.
Podobno skończył liceum w indywidualnym toku nauczania i przeprowadził się do innego miasta.
Ja, pomimo wielu stresów, maturę zdałem śpiewająco i kontynuowałem naukę na Przyrodniczym.
Lata później jeździłem po Polsce zbierając materiały do magisterki traktującej o samobójstwach wśród zwierząt.
Temat ciekawy, jednak wciąż niezbadany.
Wiedzieliście, że wiele gatunków zwierząt popełnia samobójstwo? Samice japońskich pająków (Cheiracanthium japonicum) pozwalają by potomstwo pożarło je przed wypuszczeniem się w świat.
Acyrthosiphon Pisum z rodziny mszycowatych eksploduje, gdy życie innych przedstawicieli jego gatunku narażone jest na niebezpieczeństwo.
Jednak wciąż nie udokumentowano samobójstwa bardziej złożonych gatunków zwierząt. Co jakiś czas słyszy się o jednostkowych przypadkach samobójstw psów czy kotów, ale to za mało na wyciągnięcie
jednoznacznych wniosków.
Dopiero niedawno trafiłem na ciekawy trop, tutaj, w Polsce. Od jakiegoś czasu zwierzęta, głównie konie, nie wiedzieć czemu, rozbiegały się i wbiegały w ścianę roztrzaskując sobie łby.
Bardzo drastyczna i bolesna metoda na odebranie sobie życia, co pokazuje tylko jak zdesperowane musiały być by zdecydować się na taki krok.
Poświęciłem wiele czasu, by znaleźć jakiś punkt łączący wszystkie przypadki samobójstw, aż w końcu się udało.
Większość z nich była bowiem przeznaczona do zabicia w rzeźni. Czy zwierzęta potrafią przewidzieć własny los? Nawet jeśli, to jaki sens ma rozbijanie głowy, zamiast względnie humanitarnej śmierci w rzeźni?
Prawda była straszniejsza niż myślałem.
Umówiłem się ze znajomymi na wspólne oglądanie KSW. Piwko, przegryzki, wiadomo, pomimo wielu freak fightów to wciąż świetna rozrywka.
Kolega miał w domu młodego labladora, który nie dawał spokoju i bez przerwy chciał się bawić.
Po kolejnej wygranej walce Różal apelował do ludzi, żeby wyjeżdżając na wakacje nie przywiązywali psów do drzew tylko oddali do schronisk, a w ostateczności przywieźli do Różalowa, gdzie czeka na nie przytulny kąt.
Najebany już kolega zwrócił się do swojego psa, że jak się nie uspokoi, to wyląduje w Różalowie. To był dobry żart, wszyscy się śmialiśmy, ale pies zdębiał.
Zaczął się trząść, piszczał, nagle wziął rozbieg i wyskoczył przez otwarty balkon.
Byliśmy w szoku, kolega krzyczał, że narzeczona go zabije, a ja zacząłem łączyć wątki.
Dla pewności zrobiłem kilka testów i wszystkie kończyły się tak samo.
Gdy powiedziałem chomikowi dziewczyny, że oddam go do Różalowa nadział się dupskiem na poidełko i pompował w siebie wodę aż pękły mu wnętrzności.
Kot znajomego wyszarpał ze ściany przewód elektryczny i wbił sobie w oczodół, śmiertelnie rażąc prądem.
Byłem pewien. Różal to nikt inny jak Marcin z liceum.
Pod płaszczykiem pomocy zwabia zwierzęta do Różalowa i rucha miesiącami, aż zaspokoi chore żądze i szuka nowych ofiar. Nic dziwnego, że te wolą rozbić sobie łeb o ścianę stajni.
Jego skóra jak Pokedex, po gwałcie na nowym gatunku robi sobie kolejny tatuaż i rusza na poszukiwania nowych wrażeń.
Teraz ma sławę, pieniądze i opinię dobroczyńcy
Tylko co będzie, gdy w końcu złapie je wszystkie?