Węgiel
Wyświetlenia: 1036 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
się „dorosły” w chwili, gdy podobnie jak 97%
dojrzałych ludzi doświadczyłem braku pieniędzy.
W tym czasie mój ojciec prowadził własny biznes
polegający na produkcji kostki brykietowej.
Zaczynały się wakacje, miałem sporo wolnego czasu,
więc liczyłem na to, że zarobię trochę grosza.
Pechowo dla mnie okazało się, że w zakładzie ojca
kierowników było dostatek, a dla mnie znalazła się „ciepła”
posadka na hali produkcyjnej.
Przez kolejny miesiąc moja praca polegała na
grzebaniu w mule, sprzątaniu łazienek i noszeniu
wszystkiego, co kwalifikowało się do określenia:
„O, chodź tu! Jesteś młody, masz krzepę, a to
swoje waży”.
Tata polecił brygadzistom, by nauczyli mnie „dobrej roboty”.
Pracę zaczynałem o 6.00 rano.
Zawsze wydawało mi się, że tak wcześnie wstają
tylko koguty w bajkach, a tu taka
niespodzianka – nigdy w życiu nie widziałem
tylu wschodów słońca w ciągu dwóch miesięcy!
Nie powiem, żebym był wtedy z tego powodu
bardzo zadowolony.
Nastrojową atmosferę psuła świadomość,
że zaraz dostanę do ręki łopatę i przez najbliższych 8 godzin
będę z nią ściśle współpracował zeby nienpowiedziec,ze zapierdalal.
Dostawałem z firmy taty normalną wypłatę – 900 zł miesięcznie.
To było dla mnie sporo, co wcale nie zmienia faktu,
że moje potrzeby były nieograniczone i przerażała mnie wizja,
że tak mogłoby wyglądać całe moje życie.
Wschody słońca miałem gratis, ale i tak musiałem coś wymyśleć.
Okazja pojawiła się sama.
Zdałem w tym czasie egzamin na prawo jazdy i nie posiadałem
się ze szczęścia, kiedy mogłem prowadzić samochód.
W mojej sezonowej pracy spotkał mnie też awans.
Wspiąłem się na wyższy szczebel kariery i z chłopca na posyłki
stałem się pełnoprawnym „ładowaczem węgla do worka”.
Mój nowy zakres obowiązków polegał na tym,
że cały dzień pakowałem do foliowych worków 25 kg węgla.
Węgiel ten sprzedawany był odbiorcom detalicznym,
a ja miałem dbać o to, żeby nie zabrakło zapakowanych worków oraz o to,
by każdy z nich ważył równo 25 kg.
Miałem ustawiać worki na palecie,
lecz szybko doszedłem do wniosku, że skoro i tak już go niosę,
to dam go klientowi prosto do bagażnika.
Gdy podjeżdżał klient to przed załadowaniem worka do
samochodu dokładnie oglądałem,
czy nie ma żadnej dziurki w nim - mówiłem klientowi, że nie chcę
mu nabrudzić w aucie.
Mój gest okazał się dość opłacalny.
Byłem bardzo zaskoczony, kiedy
zacząłem dostawać napiwki!
Co kilkanaście minut do kieszeni wpadała mi a to złotówka,
a to dwa złote. Nigdy nie sądziłem, że ładowacz węgla
może w ogóle coś zarobić na napiwkach.
A pamiętam, że w ten sposób każdego dnia dorabiałem sobie połowę dniówki.
Dziś po czasie wiem, że zarabia się tam,
gdzie ktoś wyciąga pieniądze z portfela i że najbardziej
opłaca „być jak najbliżej klienta”.
Postanowiłem pójść za ciosem.
Nastepnego dnia przyszedlem do pracy w bojowym nastroju, plan byl prosty...
Przynosze worek z weglem,krotka rozmowa, przygotowany wczesniej zarcik i odbieram kolejną złotóweczkę od rozweselonego klienta.
Po pierwszym tygodniu bylo swietnie ale wiadomo,ze apetyt rosnie w miare jedzenia. W drugim tygodniu mialem wybite na pamiec wszystkie mozliwe zarty,ktore dopasowywalem do klienta po wczesniejszej krotkiej rozmowie.
Ojciec ktoregos dnia zauważył,ze zagaduje z kazdym klientem i zawolal mnie.
-Paweł! Paweł do mnie!
Myślalem,ze cos sie stalo wiec natychmiast ruszylem do niego.Kiedy zapytal mnie po co to robie a ja wyjasnilem mu cala sytuacje i jakie sadotychczasowe wyniki, stary wpadl w szal.Teraz wiedzial,ze wykorzysta mnie jako maszyne do robienia pieniedzy. Od tego dnia pod szyldem Domagala i syn widnialo jeszcze motto "blizej niz ktokolwiek" xD. Ojciec sie nie pierdolil od razu zaczelismy z grubego C kazal mi wymyslic uklad taneczny,ktorym to bede sie wital z klientami. Do tego oczywiscie puszczamy krotki dzingiel naszego zakladu,ktory rowniez kazal mi skomponowac bo od zawsze interesowalem aie muzyka.Mijaly miesiace a my mielismy coraz wiecej klientow co rownalo sie tez z wiekszymi zarobkami. Pewnego dnia stary znowu wola mnie do siebie do biura.
-Paweł! Paweł!
Mhm.Cos sie bedzie dzialo,czuje to.
Janusz mowi mi:
-Pawełku,pora zrobic krok dalej musisz napisac piosenke ktora nie tylko rozweseli klienta ale zblizy Go bezposrednio do Cb. Masz na to tydzien.
Myslalem co moglbym napisac lecz w naszym zyciu byla ostatnio tylko firma 24/7 dlatego wszystko wychodzilo o weglu. Udalo mi sie jednak ukryc to w slowach;
"Ciągle chodzę w te same miejsca
bo gdzie indziej miałbym być
ja nie szukam, ja wszystko mam
teraz trzymam to w rękach
bo nie chcę wypuścić już nic"
Tak,mowa tu o workach wegla,skutecznie ukrytych miedzy wersami.
Nadszedl dzien próby pierwszy klient,drugi,trzeci i wszystko idzie jak po masle. W koncu chwile przed przerwa. Niski,krepej budowy facet przyjechal po dwa woreczki srednio zmielonego.Mowie dam z Sb wszystko bo to patriarchat wsrod tych eko-mialków no i lece zwrotke,potem refen,nagle widze lzy u faceta ktory krzyczy tylko :
- Jaaak...aaaan.ooo.biiil?!
No to powtarzam wciaz spiewajac:
-Weeeeeeeeez nieeee pytaj weeeez sieee przytuuuuul!!!
Okazalo sie ,ze facet to jakas szycha z wytworni plytowej i chce wydac moja plyte. Tak tez sie stalo, teraz moj utwor jest na playlistach wszystkich stacji radiowych w Polace. A wszystko zaczelo sie od lopatowania wegla.
Nazywam sie Pawel Domagala i mowie wam warto bylo.