Card image cap

S01E02 Na dywaniku

Wyświetlenia: 1291 / 0 | Seria: Czterej jeźdźcy apokalipsy | Dodano przez:anon

No witam, to znowu ja, Zaraza. Mój poprzedni wpis zaskoczył mnie niesamowicie swoją popularnością, więc chyba zacznę regularnie prowadzić tego bloga. Bo wierzcie mi, jest o czym opowiadać. Myślicie, że ostatnim razem opowiedziałem wam wszystkie najciekawsze historie? Pff, to był dopiero początek. Teraz zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki.
Przede wszystkim zacznę od tego, co najważniejsze – Wojna wreszcie dobrał się do swojej dupeczki, co cała nasza trójka skwitowała gromkimi brawami i paroma litrami Wyborowej. Jak mu się to udało, nie wie nikt, a on sam twierdzi, że po prostu nie mogła się oprzeć jego urokowi i gracji. Tak kurwa, gracji pierdolonego manekina z paraliżem połowy ciała. No chyba, że mówimy o jego stylu walki, to wtedy okej, przyznaję, miło się ogląda jak roztrzaskuje komuś szczęki albo łamie kręgosłupy, jednak ta cipeczka chyba niespecjalnie na to leci. Nie wiem czy o tym wspominałem, ale jest zapaloną katoliczką, co było jednym z głównych powodów, dlaczego proces przekonania jej do bolca był tak żmudny. Jest to o tyle zabawne, że Wojna jest diabłem wcielonym, do tego z mentalnością dwulatka. Żeby nie być gołosłownym, przedstawię wam sposób jego myślenia. Ktoś powie mu coś, co mu się nie spodoba -> buła na ryj. Ktoś delikatnie popchnie go na korytarzu -> kosa pod żebra. Nie wspominam już nawet o tym, co dzieje się z frajerem, który w jakikolwiek sposób obrazi tą jego niunię. Kurwa, no błagam, jak baba od polaka podczas lekcji nazwała ją tępą szmatą, Wojna wypierdolił jej podbródkowym i rzucił o ścianę. Z tym, że cela to on ma niewiele lepszego od Śmierci i zamiast w ścianę, trafił w okno. Dość istotny jest też fakt, że było to trzecie piętro. Oficjalna wersja jest taka, że facetka próbowała popełnić samobójstwo po tym jak wzruszyła się jednym z wierszy czytanych na lekcji. „Próbowała”, bo niestety przeżyła i zapadła w śpiączkę, ale dziwnym trafem, parę dni po trafieniu do szpitala zmarła na kiłę. Dziwne.
Ale to jeszcze nic. Głód prawie został wyjebany ze szkoły. I mówiąc prawie, mam na myśli mili-kurwa-metry. Otóż byliśmy na wycieczce klasowej w Auschwitz. W sensie, na zwiedzaniu obozu. Śmieszek oglądając powieszone na ścianach fotografie wychudzonych więźniów darł mordę na cały głos „tego kojarze hehe, o tego też iks de”, ale pod koniec przeszedł samego siebie. Wspominałem już chyba, że jest chudy jak patyk, zresztą kurwa, czy naprawdę muszę to mówić o kolesiu, który nazywa się w ten sposób xD Anyway, ostatnią z atrakcji była wystawa przedstawiająca więźniów pracujących przy jakimś generatorze czy ki chuj. Debil coś tam poszeptał ze Śmiercią i już wiedziałem, że te dwie umysłowe ameby odkurwią coś ciekawego. I nie myliłem się. Ukradkiem wzięli jednego z manekinów, zdjęli z niego ubranko, które następnie włożył na siebie Głód, wieszając swoje własne ciuchy na tym kawałku plastiku. Dopiero po powrocie do szkoły, wychowawczyni ogarnęła, że coś tu nie gra i Głód jest jeszcze bardziej cichy i plastikowy niż kiedykolwiek. Kiedy po niego wróciliśmy, naszym oczom ukazał się taki oto widok – nasz kochany brat, wciąż ubrany w więźniarskie ubranko oprowadza wycieczkę przedszkolaków, z uśmiechem na ustach opowiadając o tym, jak to kiedyś było. „Bo widzicie, Hitler wcale nie wiedział o holokauście, to wszystko dzieło tego okrutnika, dyktatora i pedofila, Warola Koj...” – urwał gwałtownie bo zobaczył naszą wychowawczynię szarżującą na niego z bojowym okrzykiem. Chyba nie muszę mówić, że nie skończyło się to dla niego dobrze. Co prawda nie wyjebali go (jakimś cudem), ale za karę musiał przez trzy miesiące chodzić na jakieś dodatkowe zajęcia, mające na celu pomóc w odnalezieniu młodym ludziom Jezusa w swoim życiu czy coś równie absurdalnego. Raz nawet poszliśmy z nim, ciekawi jak to wygląda.
Na nasze nieszczęście trafiliśmy akurat na lekcję o końcu świata. Słuchaliśmy tych bredni przez dobre dwie godziny, po których nastąpił moment w którym można było zadawać pytania i dyskutować. Musieliśmy związać i zakneblować Śmierć, który rzucał się jak piskorz, przeklinając ignorancję katechetki. Najbardziej dotkliwe było to, że nie wspomniała o nas ani jednym słowem. Like, hej, skoro już się tak wczytujemy w tą Biblię, to nie pomijajmy tak istotnych postaci jak Czterej Jeźdźcy, halo halo. Gdy tylko baba oddała nam głos, natychmiast zaczęliśmy dopytywać się o szczegóły.
- A co z Jeźdźcami psze pani?
- To tylko symbolika, bolączki, trawiące nas obawy i strach, zobrazowane poprzez cztery postacie. No powiedzcie, czy widzieliście kiedyś Wojnę?
- W sumie to t...
- ...Głód?
- No, siedzi obok...
- Albo Zarazę?
Wtedy jej zajebałem. SAMA JESTEŚ KURWA BOLĄCZKĄ I OBAWĄ TRAWIĄCĄ LUDZKOŚĆ. Następnego dnia do szkoły wpłynął pozew, oskarżający katechetkę o nieznajomość Biblii, ze szczególnym uwzględnieniem Apokalipsy św. Jana. Nie wiem co mnie bardziej rozbawiło, fakt, że został rozpatrzony pozytywnie, czy jej mina, kiedy się o tym dowiedziała.
W ogóle pominąłem ostatnio dość istotne fakty, które są mimo wszystko dość ważne dla zrozumienia zasad na jakich egzystujemy na Ziemi. No bo hej, nazywamy się Jeźdźcami, czyli w teorii na czymś jeździmy. Według Biblii były to konie, ale niestety zostały one w Czwartym wymiarze, więc musieliśmy się zadowolić czymś mniej tradycyjnym. Śmierć na przykład wybrał sobie czarnego (jakżeby inaczej) harleya, obklejonego naklejkami z czaszkami i hello kitty. Wojna i Głód stwierdzili, że pośmieszkują sobie trochę i pozwolą wybrać swój środek transportu temu drugiemu. Jak się nietrudno domyślić obaj dostali po multipli xD Ja, jako, że i tak dom opuszczałem raczej rzadko, postawiłem na oszczędność i skołowałem sobie rower górski. Dzięki temu, każdy z nas mógł oficjalnie poczuć się Jeźdźcem XXI wieku.
Jedna z najlepszych póki co akcji miała miejsce, gdy po wystawieniu ocen z zachowania okazało się, że cała nasza czwórka ma naganne. W ten sposób pod groźbą wyjebania ze szkoły, kazano nam przyprowadzić na wywiadówkę przynajmniej jednego z rodziców. Zesraliśmy się trochę, ale postanowiliśmy zaryzykować.
- Słucham?
- Chciałem porozmawiać ze świętym Janem.
- Jest zajęty, co mu przekazać?
- ŻE MA KURWA W TYM MOMENCIE PODEJŚĆ DO JEBANEGO TELEFONU.
- Proszę zaczekać... BZZT. Szczęść Boże, z tej strony św. Jan czym mogę...
- Potrzebujemy pomocy.
- Hmm Zaraza, miło Cię słyszeć, czy zdecydowałeś się jednak stanąć po stronie Nieba i wesprzeć anielską armię w walce z siłami mroku?
- Pojebało? Słuchaj, musisz wbić do nas na wywiadówkę, albo wypierdolą nas ze szkoły.
- Rozumiem, ale nie sądzę, żeby Stwórcy się to spodobało, wciąż jest zdenerwowany tym co zrobił Wojna, sam rozumiesz...
- W chuju to mam, czwartek, 19:00, adres załączyłem w modlitwie.
- Przecież wiesz, że Bóg automatycznie ustawił przekierowanie wszystkich modlitw do spamu, wieki mi zajmie zanim się do niego dokopię.
- Użyj wyszukiwarki. Elo. – pożegnałem się kulturalnie i odetchnąłem z ulgą.
Sprawy się jednak skomplikowały, kiedy dyrektor podjął decyzję, że ma przyjść jednak oboje rodziców.
- To znowu ja, Zaraza.
- O co chodzi, mam już twoją modlitwę, szykuję nawet garniak, mówię ci wszyscy będą wam zazdrościć jak zobaczą waszego starego w takim stroju, zamawiałem go aż z...
- Jebie mnie to. Potrzebujemy matki.
- Słucham?
- Ma przyjść oboje rodziców.
- Mamy problem.
- No shit Sherlock.
- W Niebie nie ma żadnych kandydatek, w dzisiejszych czasach wszystkie loszki się puszczają i dają dupy na prawo i lewo. Mamy całkiem sporo heteroseksualnych drwali, ale jeśli chodzi o płeć żeńską to od dwudziestego wieku cierpimy na deficyt, a ja z żadną grzeszną duszą pokazywać się nie zamierzam.
- A Maryja?
- Zajęta jest. W czwartek ukazuje się na spieczonym toście.
- Kurwa. A może Jezus?
- Słucham?
- No przecież ma te swoje hipisowskie loczki, jak zgoli brodę i nawali tapety nikt nie ogarnie.
- Mam zapytać Jezusa czy wbije na waszą wywiadówkę udając waszą matkę?
- Tak.
Chyba nie muszę mówić jak wielką tragedią się to wszystko skończyło. Jezus, owszem, zgodził się przyjść, ale pod warunkiem, że nikomu o tym nie powiemy. Bo jak sam powiedział, gdyby jego ojciec się dowiedział, to miałby solidnie przesrane. W końcu Mesjaszowi nie wypada tapetować sobie mordy i przebierać w za małe, damskie ciuchy, które Wojna podjebał swojej dziewczynie.
- Państwo Święci? – dyrektor spojrzał na naszych „rodziców” z miną gościa, który jest w rozterce pomiędzy samobójstwem poprzez powieszenie się na suchej gałęzi, a poderżnięciem żył.
- Tak to my. – potwierdził Jan, poprawiając krawat.
- Zapraszam do gabinetu. Wy zostajecie. – wskazał na nas. - Z wami pogadam sobie później.
Chcąc nie chcąc siedliśmy na kanapie w sekretariacie i pod czujnym okiem sekretarki czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Nie musieliśmy czekać zbyt długo.
Najpierw rozległ się krzyk dyrektora, który przeszedł w przerażający ryk. Rzuciliśmy się do drzwi, ale sekretarka zagrodziła nam drogę.
- Nie tak prędko Jeźdźcy. – uśmiechnęła się złowieszczo i zamieniła w wielką harpię.
Śmierć błyskawicznie zareagował, rzucając się na nią z kosą, ale cholera była zbyt szybka, i zręcznie uniknęła ciosu, przez co biedak zapierdolił z całej siły w rurę biegnącą po ścianie. Całe pomieszczenie wypełniło się parą, ograniczając widoczność do minimum. Wraz z Głodem i Wojną zaczęliśmy machać pięściami na oślep, próbując dorwać to latające kurestwo, ale bezskutecznie. Śmierć tymczasem wyrwał swoją ukochaną kosę i pierdolnął nią na oślep po raz kolejny. Tym razem z nieco lepszym skutkiem, bo trafił w drzwi, które pod wpływem ciosu roztrzaskały się w drzazgi. Widok, który ukazał się naszym oczom był jednym z najdziwniejszych jakie mieliśmy okazję podziwiać podczas naszego długiego jakby nie patrzeć życia.
Dyrektor zmienił się nie do poznania. Z czoła wyrosły u rogi, skóra poczerwieniała, a z pleców zwisał długi, kolczasty ogon. Jezus również porzucił swoje przebranie i dumnie prężył się przed nim ze swoją gołą, mesjańską klatą. Św. Jan stał z tyłu i poklaskiwał ochoczo, wyraźnie podniecony całą sytuacją.
- Bóg ssie. – stwierdził Szatan.
- Powiedz to jeszcze raz. – Jezus otarł ręką szminkę z ust.
- Bóg ss... – nim Władca Piekieł zdołał dokończyć, Syn Boży rozpoczął pojedynek od ciosu w szczękę. Był on na tyle mocny, że ogłuszył oponenta i pozwolił na wyprowadzenie kolejnego, tym razem mocniejszego uderzenia w diabelskie genitalia.
- O ty Jezusie Chrystusie jeden. – obruszył się Szatan i skontrował kolejny cios, po czym solidnym kopnięciem w żołądek ostudził zapał przeciwnika.
Walka robiła się coraz bardziej intensywna, jednak do pokoju wciąż wdzierała się para i coraz trudniej było dostrzec kto komu kopie dupsko. Na domiar złego do środka wpadła harpia-sekretarka i pojedynek trzeba było na chwilę przerwać. Na szczęście św. Janowi udało się ją trafić stojącą na regale Biblią, przez co spadła prosto na nadstawioną przez Śmierć kosę i umożliwiła kontynuację starcia.
Szczerze powiedziawszy, druga runda była dość nudna, obaj zawodnicy wyraźnie stracili zapał i walka opierała się już prawie wyłącznie na blokach i nieśmiałych próbach ataku. Jednak szala stopniowo przechylała się na korzyść Szatana. Spojrzeliśmy na siebie z chłopakami i zdecydowaliśmy się, że jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie wesprzeć naszą niedoszłą matkę, albo źle to się dla niej skończy.
Wojna i Głód rzucili się na Władcę Ciemności z dwóch stron, ale skubaniec zachował sobie wystarczająco siły, by jednym błyskawicznym uderzeniem powalić obu na ziemię. Św. Jan oburzony zaczął wrzeszczeć, że to nieuczciwe i żebyśmy nie przeszkadzali obu zawodnikom, albo zaraz da nam szlaban.
Jezus tymczasem upadł ciężko na podłogę i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar z niej wstać.
- Kojarzysz Marcina Lutra Lucyferze? – spytał nagle.
Zdziwiony oponent pokiwał powoli głową.
- Nie lubiłem gnoja, jakieś sracje reformacje i inne gówna, ale powiedział kiedyś pewne interesujące zdanie, które chciałbym teraz przytoczyć. Pozwolisz?
Szatan po raz kolejny pokiwał głową, podnosząc jednak łapę w górę, gotowy zadać ostateczny cios.
- Pestis Eram Vivus...
Chwyciłem czerwonoskóre monstrum za nadgarstek, ściskając go z całej siły.
- ...Moriens Tua Mors Ero!
Śmierć miał ułatwione zadanie. Zarażony przeze mnie autyzmem Szatan nie był już zagrożeniem i nawet się nie odsunął, gdy ukochane narzędzie mordu mojego brata oderżnęło mu łeb.
- To było badassowe. – stwierdziłem podniecony.
- Łacińskie sentencje zawsze są badassowe. – uśmiechnął się szelmowsko Jezus i poprawił ray bany na nosie.
Tylko Jan nie podzielał naszego entuzjazmu.
- To było jawne oszustwo, przerwaliście uczciwy pojedynek, poczekajcie aż Stwórca się o tym dowie!
- Nie dowie się. – stwierdził Jezus. – Przecież obiecałeś mu nic nie mówić.
Jan coś mruknął pod nosem, ale bezsilny wobec autorytetu Syna Bożego, zrezygnowany opadł na dyrektorski fotel i zapalił jointa wyciągniętego z górnej szuflady biurka.
Spojrzeliśmy na siebie z braćmi, którzy powoli dochodzili już do siebie i wymieniliśmy uśmiechy.
Jakby nie patrzeć, wszystko się udało – naganne nie groziło już żadnemu z nas, Szatan wrócił do piekła, a my wciąż mogliśmy cieszyć się niczym nieskrępowaną wolnością. Ale coś czuję, że to jeszcze nie koniec szaleństw, które czekają na nas na Ziemi. Musimy jednak chyba odpocząć na trochę od liceum, bo ktoś może powiązać nasze pojawienie się w szkole z tajemniczym zniknięciem dyrektora, a tego wolelibyśmy uniknąć. Tak więc panujemy sobie jakieś wakacje, ale wciąż nie podjęliśmy decyzji gdzie się zabierzemy. Może macie jakieś propozycje? Dajcie znać, ja tymczasem wracam do chłopaków, muszę nadrobić kilka kolejek, które mnie ominęły. Do następnego.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...