Card image cap

S01E04 Starcie z kremówkarzem

Wyświetlenia: 1007 / 0 | Seria: Czterej jeźdźcy apokalipsy | Dodano przez:anon

Witam ponownie. Zaraza przy klawiaturze z kolejną historią do przekazania. Well, w zasadzie to po prostu dokończę swoją poprzednią opowieść, musicie mi wybaczyć to gwałtowne zakończenie poprzedniego posta, ale jakiś anioł właśnie wleciał nam przez okno i musiałem szybko pomóc braciom ogarnąć tego niebiańskiego skurwiela. Ale dobra, bez spoilerów, zaparzcie sobie herbatki, polejcie wódki czy czego tam sobie chcecie i pozwólcie, że opowiem wam o naszej nieco nudnej batalii na placu św. Piotra.
Skończyłem na tym, że zdecydowałem się pomóc braciom, na złamanie karku gnając przez plac, o ile dobrze pamiętam. Ach takie dramatyczne ujęcie, wyobrażacie to sobie? Ja, wciąż ubrany w tą dziwaczną sukienkę, ociekający krwią i ściskający w łapie tą laskę podarowaną mi przez papieża, która o dziwo okazała się całkiem wytrzymała, a przy tym dość skuteczna w walce, wokół mnie wszystko płonie i wybucha, wszędzie dym i smród palonych piór... Mówię wam, materiał na dobry plakat, albo nawet krótki teaser.
Anyway, tak szczerze nie miałem bladego pojęcia co robię, więc wkraczając pomiędzy walczących zaczynałem powoli żałować swojej heroicznej decyzji. Może Hermes miał rację? Może bracia poradzą sobie beze mnie, a ja dam się teraz zabić jak ostatni przegryw? Kiedy ostatni raz kiedy widziałem Głód i Śmierć, walczyli oni gdzieś pod samym papieżowym balkonikiem. Wojna wciąż był pewnie na górze, opętany przez tego zdrajcę. Miałem szczerą nadzieję, że damy radę przywrócić mu rozum. Ale na razie musieliśmy się przede wszystkim zająć przeżyciem anielskiego ataku.
Widzicie, z aniołami i demonami jest tak, że jedni i drudzy mają swoje portale, którymi wychodzą na Ziemię. To nie jest tak, że pyk i pojawiają się w dowolnym miejscu na świecie. Wchodzą sobie do takiej kosmicznej próżni, czekają na zatwierdzenie przez Stwórcę i są wysyłani w miejsce, gdzie są potrzebni. Proste. Wszystko wskazywało na to, że Bóg zdecydował się wysłać na nas całe swoje legiony, bo z każdą chwilą na placu robił się coraz większy tłok. Zacząłem wypatrywać portali z których te skrzydlate gówna wychodzą, bo zniszczenie ich byłoby najlepszym sposobem na powstrzymanie ich napływu.
Wtedy dostrzegłem Głód, który wymachując swoim biczem, odpędzał od siebie chmary aniołów. Jeden z nich podstępnie zanurkował, próbując podciąć nogi mojemu bratu, ale ja byłem szybszy i jednym szybkim ciosem rozjebałem mu czaszkę, fundując sobie kąpiel w błękitnej krwi.
- O, Zaraza, siema. – przywitał mnie Głód, nie przestając wymachiwać swoim biczem. – Gdzie Wojna?
- Wciąż na górze. – odparłem, rozdając kopniaki na wszystkie strony. – Kojtyła opętał go w jakiś sposób, ledwo uszedłem z życiem.
- Taa, widzieliśmy twój piękny lot. – wydyszał biorąc zamach.
- Gdzie Śmierć?
- Rozwala właśnie jeden z portali, ja próbuję się przebić do drugiego.
- Co ich tu tak kurwa dużo? – sapnąłem łamiąc kilka żeber pobliskiemu aniołowi.
- Chyba Bóg naprawdę się na nas wkurwił... Patrz, jest i portal.
Ruszył do przodu i z całej siły uderzył pięścią w run wymalowany na ziemi. Wokół nas zawirował przez chwilę niebieski dym, sygnalizujący wygaśnięcie portalu.
- Sztos. – pochwaliłem brata i spojrzałem na drugi koniec placu, gdzie Śmierć wymachiwał swoją ukochaną kosą, próbując ściągnąć z siebie kilka aniołów, które siedziały mu na plecach i usiłowały poderżnąć mu gardło swoimi pazurami. Nie miały jednak szans i nasz mały król autyzmu poradził sobie z nimi bez mrugnięcia okiem. Zrzucił je z siebie jak gdyby odpędzał się od kilku natrętnych much, a następnie skrupulatnie dobił je na ziemi.
Podniósł głowę do góry i radośnie pomachał na nasz widok.
- O, Zaraza, jednak żyjesz. Kurwa, no i przegrałem trzy dyszki. – zmartwił się.
- Pies Cię jebał. – przybliżyłem się nieco, roztrzaskując po drodze kilka czaszek.
- Rozjebałem drugi portal.
- Były tylko dwa?
- Na to wychodzi, uważaj. – machnął swoją kosą i pozbawił anioła obok mnie połowy ciała.
- Musimy wyciągnąć Wojnę, on...
Dalsze wyjaśnienia nie były potrzebne bo nasz brat właśnie pojawił się na placu boju ściskając w łapie swój wielki mieczor. Jego oczy świeciły na czerwono, a musicie wiedzieć, że to nie jest ich naturalny kolor.
Anielskie zastępy zaczęły się powoli przerzedzać i wszystko wskazywało na to, że wygraliśmy tę batalię. Teraz pozostawało tylko ogarnąć Wojnę i mogliśmy wreszcie uciekać. Ale nasz braciszek nawet w minimalnym stopniu nie wyglądał na chętnego do bycia ogarniętym i rzucił się na nas drąc mordę w jakimś dziwnym języku. Na szczęście Głód kontrolował sytuację i jednym machnięciem bicza sprowadził go do parteru.
- Co on powiedział? – spytał.
- Nie wiem kurwa, co nas to obchodzi?
- Może będziemy się w stanie dowiedzieć co go spotkało, jeśli ustalimy pochodzenie tej klątwy, czy cokolwiek zmusza go do atakowania nas.
Wojna mruknął coś pod nosem podnosząc się z ziemi.
- Brzmi jak mowa przedwiecznych. – stwierdził Śmierć.
- Gówno tam, to chyba hebrajski. – poprawiłem go. – Czyli co, jakaś biblijna klątwa?
Głód zaczął nerwowo klepać w swój telefon.
- Przytrzymajcie go. Zadzwonię do eksperta.
Spojrzeliśmy na siebie ze Śmiercią i przygotowaliśmy się na przyjęcie ataków Wojny.
- Halo? Noe? Co? Nie nie, żadna... Kurwa, rozłączył się. Do nikogo innego ze Starego Testamentu nie mam numeru.
- A Mojżesz? – wydyszał Śmierć, blokując cios.
- A, bez kitu. Halo? Słuchaj miałbyś może chwilę? Mamy tu przypadek opętania i pomyśleliśmy... W Watykanie. O chuj, serio? Dobra, czekamy.
Odwrócił się do nas.
- Będzie tu za dwie minu...
Wojna chybił jego głowę o kilka centymetrów.
- KURWA MAĆ WYPIERDALAJ MI Z TYM. – wydarł mordę i sprzedał agresorowi siarczystego plaskacza. – JA PIERDOLĘ NAWET POGADAĆ NIE MOŻNA W SPOKOJU.
Wojna był tak zdziwiony tym niespodziewanym ciosem, że zamarł i zmierzył Głód spojrzeniem pełnym czegoś, czego w jego oczach nie było nigdy wcześniej – strachu.
Nim zaczęliśmy ze Śmiercią klaskać, nad nami pojawił się biały obłoczek, który powoli opadł na Ziemię.
- Witam, udało mi się być jednak trochę wcześniej. – przywitał się Mojżesz. – Gdzie jest nasz pacjent?
Spojrzał na Wojnę, który właśnie zamachiwał się mieczem.
- Ach, więc to on. – mruknął stawiając krok do tyłu. – Wygląda mi to na zwyczaje opętanie przez szatana opisane w ksiedze...
- Z całym szacunkiem Panie Mojżeszu. – odezwałem się. – Ale mamy to w dupie. Jak to odkręcić?
- Cóż, to bardzo proste, musicie zmusić tego, kto to zrobił, by zakreślił znak krzyża na jego czole. To powinno zadziałać.
Wymieniliśmy spojrzenia.
- Szlag, Kojtyła na pewno już dawno spierdolił.
- Wait. – mruknął Śmierć. – czy to przypadkiem nie on?
Odwróciliśmy się. Podstępny kremówkarz próbował przekraść się za naszymi plecami, by dostać się do wyjścia z placu. Na nasz widok zaczął uciekać, lecz zaraz przystanął i zaczął rysować coś na ziemi wyciągniętą z kieszeni kredą.
- Tworzy portal, szybko! – wrzasnął Głód.
W swojej gustownej sukience nie mogłem nawet biegać, więc heroicznie zająłem się przypilnowaniem Wojny, który w szale machał mieczem na wszystkie strony, podczas gdy bracia pobiegli zatrzymać papieża.
- No to co, ja się będę zbierał. – uśmiechnął się Mojżesz podziwiając moje mistrzowskie uniki. – Mam nadzieję, że pomogłem.
I nie czekając na odpowiedź wsiadł na swoją białą chmurkę i poleciał.
Śmierć i Głód tymczasem dobiegli już do papieża, który był tak przerażony, że ledwo mógł utrzymać w ręce kredę. Nim jednak bracia zdołali go złapać, portal nagle się otworzył i zdrajca spadł w dół rechocząc ze śmiechu. Głód jednak, który swoją drogą ma refleks chyba najlepszy z nas wszystkich, zdążył zamachnąć się biczem, który owinął papajowi wokół nadgarstka. Buchnął niebieski dym, a kiedy opadł okazało się, że mimo wszystko Bóg od czasu do czasu staje jednak po naszej stronie. Wśród popiołu, leżała ucięta, pomarszczona dłoń.
- Mamy to ahahhah! – uradował się Śmierć i zaczął biec w moją stronę.
Muszę powiedzieć, że miałem już serdecznie dość odpierania ataków Wojny, a moja prowizoryczna broń była na skraju wytrzymałości. Zupełnie jak ja.
Śmierć zaszedł go od tyłu i błyskawicznie wymalował środkowym palcem znak krzyża na jego czole. Nastąpiła chwila prawdy. Wojna podniósł wzrok i rozejrzał się wokół.
- Powiem wam. – odezwał się. – To oficjalnie najgorsze wakacje na jakich byłem w życiu.
Trudno było nie przyznać mu racji.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...