Definicja zupy
Wyświetlenia: 10215 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
- Lubisz zupy?
- Tak, panie profesorze.
- Czyli wiesz, czym jest zupa.
- Oczywiście.
- Czy zupy są dobre?
- Naturalnie, że są dobre.
- A czy zupą jest kisiel? Czy zupa może być mleczna?
- Tak.
- A Ty - uważasz, że zupą jest wszystko, co ugotowane jako wywar?
- Według Wikipedii tak.
Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości
- Ach tak, Wikipedia!
A po chwili zastanowienia dodaje:
- Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że masz wywar z warzyw i mięsa. Dodajesz tam spodnie, kamienie i trociny. Czy to będzie zupa?
- Oczywiście, że nie, panie profesorze.
- Więc zupa to coś innego niż wywar z dodatkami!
- Myślę, że nie można tego tak ująć.
- Ale dlaczego nie? Przecież taka definicja jest na Wikipedii.
Wobec milczenia studenta profesor mówi dalej:
- Nie pomaga, prawda? Mój brat był moderatorem Wikipedii i zmarł ze zgryzoty nie mogąc zdefiniować zupy.
Student nadal milczy, więc profesor dodaje
- Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda?
Aby dać studentowi chwilę zastanowienia profesor sięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk barszczu.
- Zacznijmy od początku chłopcze. Czy mleko jest potrawą?
- No nie... nie jest.
- A czy gdy dodasz tam płatki to jest to potrawa?
Bez chwili wahania student odpowiada
- Tak.
- To od czego zależy bycie potrawą?
Student aż drgnął:
- Od sposobu przygotowania...
- No właśnie. Zatem to dodanie platkow czyni potrawą. A teraz powiedz mi jeszcze synu - czy na świecie istnieje zupa owocowa?
- Istnieje panie profesorze ...
- Czyli zupa owocowa jest obecna we Wszechświecie. A to przecież dodanie makaronu tworzy, przez analogię z płatkami, zupę, prawda?
- Prawda.
- Więc spaghetti z sosem jest zupą? Skoro dodanie płatków do ciepłego mleka czyni zupę, to dodanie makaronu do zupy również! A skoro dodanie makaronu do kompotu czyni zupę, to zgodnie z regułami logiki także i dodanie go do sosu pomidorowego czyni zupę.
Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi..
- A czy istnieją gulasze, budynie, kisiele? Te wszystkie potrawy, które pojawiają się w otaczającym nas świecie i przypominają zupy nimi nie będąc?
Student drżącym głosem odpowiada
- Występują.
- A czy są zupami?
W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie
- Jeśli nie, to dlaczego?
Wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna się rozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.
- Powiedz mi - wykładowca zwraca się do kolejnej osoby
- Czy wierzysz w jedyną słuszną definicję zupy, czyli przez wyliczenie?
- Nie panie profesorze, nie wierzę.
Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora. Starszy człowiek zwraca się do studenta:
- Ahh, to może zaproponujesz coś lepszego?
- zupa nie ma definicji szczerze.
Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr.
- Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?
- Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy.
Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:
- Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?
- Założenia pańskich rozważań opierają się na nieprawidłowym używaniu języka- wyjaśnia student. Uważa Pan, że istnieją definicje wszystkich używanych przez nas zwrotów przez podanie warunków koniecznych i wystarczających bycia czymś. Między słowami zachodzą podobieństwa takie, jak podobieństwa między członkami rodziny. Członkowie rodziny nie mają jednej cechy ich wyróżniającej. Są to luźno powiązane zbiory cech, niemożliwe do zdefiniowania.
Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.
- Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład - student rozgląda się po sali.
- Czy ktokolwiek z was potrafi zdefiniować grę?
Audytorium wybucha śmiechem.
-Czy ktokolwiek z Was potrafi podać jedną cechę, która łączy wszystkie gry?
W sali zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność profesor wydusza z siebie:
- Wygląda na to, że musimy spojrzeć, jak używamy języka mówiąc o grach..........
A zatem przyznaje pan, że pewne definicje nie istnieją, a co więcej - słowa, których nie da się zdefiniować stanowią niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak wspólną cecha wszystkich zup?
Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi:
-Bycie elementem zbioru teoriomnogosciowego zup zdefiniowanego przez wyliczenie...
-A co decyduje o przyporządkowaniu do tego zbioru? Arbitralna decyzja pana profesora? Jeśli bycie zupą to należenie do zbioru zup, a warunkiem należenia do zbioru zup jest należenie do tego zbioru, to czy to rozumowanie nie jest nieco koliste?
Profesor osunął się bezwładnie na krzesło.
Tym studentem był późny Ludwig Wittgenstein.