Europejskie kino...
Wyświetlenia: 1470 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
Chwilunia, co to ma być?! Chyba nie bonusowy epizod gwiezdnej sagi? Oczywiście, że nie! To Asterix i Obelix, europejska podróba, kontynentalne Gwiezdne Wojny dla ubogich.
Jako Europejczyk zwijałem się ze wstydu oglądając Asterixa i Obelixa. Kino europejskie jest w zenicie degrengolady. Spsiało do końca. Nie pojadę już nigdy do Stanów. Nie spojrzę w oczy żadnemu Amerykaninowi. Nasze kino jest plagiatorskim bękartem Hollywood. Hańba, europejscy filmowcy! Nie potraficie nawet dobrze ściągać.
Nie pierwszy raz trzeba świecić oczyma za europejską kinematografię. Wystarczy przypomnieć "największy" wynalazek reżyserów ze Starego Świata w latach 90. Oto Dogma 95: kamera się trzęsie, obraz ziarnisty, nic się nie dzieje, nie wiadomo, o co chodzi. Z czym do ludzi!
Kto miał pecha oglądać Dogmę, amatorskie home video, podające się za kino, ten może sobie wyobrazić jak wygląda europejska superprodukcja. Wygląda jak Asterix i Obelix. Geneza filmu jest aż nadto oczywista. Do kina trafia właśnie zrobiona wielkim nakładem sił, środków i profesjonalizmu kolejna część Gwiezdnych Wojen: Atak Klonów. Kiedy europejscy filmowcy ponastawiali już sobie opadłe z podziwu szczęki, budzi się w nich infantylna zawiść: my też, my też zrobimy sobie coś takiego!
Nieprzypadkowo zabrali się za to Francuzi. Ci od dawna mają kompleksy wobec Ameryki. Kiedyś upierali się przy własnej bombie atomowej. Teraz próbują klonować Atak Klonów.
"Asterix i Obelix: Misja Kleopatra" wygląda podobnie do Gwiezdnych Wojen. Jednak Francuzi sklecili swoją superprodukcję za ledwie 50 mln euro (chwalą się, że to najdroższy film w ich kinematografii - i wiemy już co to za "kinematogarfia"), więc wprawne oko z łatwością odróżni ten tani, szklany paciorek od diamentu. Zwróćmy uwagę na szczegóły.
Gwiezdne Wojny działy się dawno, dawno temu - twórców Asterixa stać było na cofnięcie się zaledwie o 2000 lat. Akcja amerykańskiego filmu toczyła się w bardzo odległej galaktyce. Francuzom nie starczyło wyobraźni, by ruszyć się choćby z Francji. Nie dajmy się oszukać - tzw. Galowie to zwykłe żabojady, tyle że przebrane w stroje narodowe. Postaci Gwiezdnych Wojen podróżują na inne planety, na przykład na pustynną Tatooine. Asterix też ma swoją Tatooine - pustynny Egipt! (czyżby przeceniony package last minute?). Asterix & Obelix usiłują udawać rycerzy Jedi - co z tego skoro jeden jest otyły, drugi to konus, a obaj noszą wąsy. Rzekoma moc tych Jedi-Galów bierze się z mikstury ważonej przez wsiowego znachora Panoramixa - oto, co kino francuskie proponuje nam w miejsce mistrza Yody. Francuscy Jedi mają też swojego Chewbaccę - czyli, jakże by inaczej, jazgotliwego francuskiego pieska Idefixa. We Francji nie znalazł się profesjonalny mistrz walk kung-fu. Walki wykonuje, uwaga, znany z "Amelii" (rola opóźnionego w rozwoju pomocnika ze sklepu warzywnego) Jamel Debbouze. Można sobie wyobrazić, jak to wygląda - po prostu śmiesznie. Autorzy tego żenującego widowiska próbują odwrócić naszą uwagę od niedoróbek, eksponując roznegliżowaną Monicę Bellucci (gra Kleopatrę). Bellucci wygląda rzeczywiście wspaniale. Ale to nie wystarczy. I tak zauważymy, że zły Imperator, Cezar, to tylko przebrany Alain Chabat, zwykły szofer prowincjonalnego biznesmena, pana Castelli z "Gustów i Guścików". Jak się okazuje, Chabat nie tylko stara się rozśmieszać nas jako aktor, lecz także napisał i wyreżyserował ten wołający o pomstę od nieba ersatz prawdziwego filmu.
W związku z powyższym, nikogo nie zdziwi wiadomość, że twórcy Asterixa nie wysilili się nawet na oryginalny scenariusz s-f. Małpując już nie tylko Gwiezdne Wojny, lecz także Spider-Mana, oparli się na komiksie. Rzekomo, bo komiks Astrix & Obelix Goscinnego i Uderzo, to przecież tylko przeróbka "O wojnie galijskiej" Juliusza Cezara. Wszystko jest jasne - Europejczyków stać zaledwie na mielenie tekstu sprzed 2000 lat. Ile jeszcze można? Jakby tego było mało, Francuzi kradną pomysły także od nas, Polaków. Każde polskie dziecko odkryje w mig, że Astrix & Obelix to plagiat naszego Kajka i Kokosza. To już koniec. Europa zjada swój własny ogon, zrzynamy od siebie nawzajem. Prawdziwą zgrozą napawa jednak dopiero fakt, że na Asterixa nabrało się we samej Francji 15 milionów ludzi. A i w Polsce, na pokazach przedpremierowych ludzie pękali ze śmiechu z tzw. lekkich, błyskotliwych i pure nonsensowych francuskich dowcipów. Wstydzę się za tych ludzi, boleję, że dzielę z nimi ten sam kontynent.