starożytne ruiny

Wyświetlenia: 1141 / 0 | Seria: Kolekcja klasyki | Dodano przez:anon

28 marca, rok 2713. Podczas kopania fundamentów pod centrum handlowe, budowlańcy trafili na nietypowe znalezisko. W ziemi zagrzebany był doskonale zachowany budynek pochodzący z XX wieku. Wezwano więc doświadczoną ekipę archeologów, aby zabezpieczyła znalezisko i wyciągnęła z niego wszystko co wyciągnąć się da.
Robota przypadła mnie i moim podopiecznym. Nie powiem, nielichy zaszczyt nas kopnął; im więcej odsłaniała ziemia, tym większe czułem podniecenie. To nie były rutynowe wykopki, dogrzebaliśmy się do jakiejś grubszej tajemnicy. Wnętrze skromnego budynku – świątyni, chramu? – pokrywały nieznane hieroglify nakreślone przez siedmioma wiekami. Po uważniejszych oględzinach doszliśmy do wniosku, że mamy do czynienia z językiem używanym kiedyś w Polsce. Wiecie, takim nic nieznaczącym kraiku, którego przedstawiciele pozagryzali się nawzajem gdzieś w XXI czy XXII wieku. Konflikty nuklearne prowadzone w ostatnich stuleciach na dobre pogrzebały niemal całe dziedzictwo kulturowe tego zapomnianego narodu. Tym większa była waga naszego odkrycia.
Musieliśmy wezwać prawdziwego specjalistę. Profesor Peter Cocky pojawić się mógł dopiero po tygodniu i za konsultacje zażyczył sobie astronomicznej sumy, niemniej przystaliśmy na jego warunki. Nie mieliśmy wyboru – jako jeden z nielicznych świetnie znał język polski (oraz dziesiątki innych języków) i był właściwie jedyną znaną mi osobą zdolną rozszyfrować wydobytą z ziemi tajemnicę. Z niecierpliwością czekałem na jego przylot. Oprócz tego, że był jedynym w swoim rodzaju ekspertem, był też naprawdę fajnym gościem – znaliśmy się od lat, nadawaliśmy na bardzo podobnych częstotliwościach, myślę że mogę go nawet nazwać moim przyjacielem.
Nic się nie zmienił. Jak zawsze wyglądał raczej jak menel, aniżeli profesor, ale bił od niego wielki autorytet. Uśmiechnął się szczerze na mój widok. Wymieniliśmy uprzejmości, po czym zaprowadziłem go tuż przed tajemniczy budynek. Spojrzał na niego fachowym okiem i powiedział:
- No, no. Ciekawe znalezisko. Co udało wam się ustalić do tej pory?
- Niewiele. Budynek został postawiony w XX wieku, hieroglify pochodzą chyba z początku XXI. Nie potrafimy jednak ich rozszyfrować ani ustalić przeznaczenia budynku.
Profesor Cocky machnął ręką. Nie potrzebował sięgać do słowników i tablic, od razu zaczął mi wszystko tłumaczyć. Wskazał napis nad framugą:
- Tutaj pisze: Morenka Sweet Night, co po staroangielsku znaczy „Słodka noc”.
- Co to może oznaczać? – spytałem.
- Zaraz zobaczymy. No cóż, Adasiu, zapraszam do środka.
Pod naszą nieobecność do wnętrza wpadł jakiś kot, ale profesor niedbałymi ruchami wygonił go z pomieszczenia. Następnie przyjrzał się uważnie hieroglifom i z rosnącą fascynacją zaczął nam na bieżąco tłumaczyć, wodząc ręką po wiekowych napisach:
- Ruchanie. R-U-CH-A-Ń-I-E. Seks, chuj, cipa, jebać, od tyłu. Tutaj pisze: jebać, sperma, chuj, podpaski, cycki, dupa, sperma, cipa, chuj, kutas, okres, cipka. I tu pisze: lizać cipkę, do buzi, bzykać. I tu, Adasiu. O! Sperma. A tu kutas narysowany.
Kurczę. Te wszystkie wyrazy coś mi mówiły, ale nie wiedziałem co dokładnie. To były ślady jakiegoś kultu, ale nie pamiętałem jednak jakiego. No cóż, zawsze spałem na religioznawstwie. Profesor Cocky kontynuował:
- O! Sperma. S-P-E-RY-MY-A. Sperma. Tutaj jeszcze seks, ruchanie, cipa, chuj, sperma, okres.
- Fascynujące. Czy składa się to w jakąś logiczną całość?
Profesor zdjął okulary, spojrzał mi prosto w oczy.
- Czy słyszałeś kiedyś o seksie?
- Seks? To tylko teoria. Przecież wszyscy wiedzą, że seks nie istnieje.
- Widocznie dawni Polacy twierdzili inaczej. Spójrz tylko na te symbole! Czyż kutas nie jest symbolem seksu?
- Kutas? Masz na myśli tę rycinę prezentującą siusiaka?
- Dokładnie tak. Nie jestem pewien, jaki miałby mieć on związek z tym całym seksem, niemniej występuje najczęściej tam, gdzie wzmiankowany jest właśnie seks.
- Innymi słowy, mamy do czynienia ze świątynią?
- Z burdelem. Świątynie seksu nazywane były burdelami. Innymi słowy, jest to burdel wyznania „Morenka – Sweet night”. Niesamowite! Koniecznie musicie to opisać. Zaskakujące są jego niewielkie rozmiary. Spójrz, pod tą ścianą musiał stać ołtarz poświęcony seksowi. Tam z kolei prymitywne telewizory – możemy się tylko domyślać, do czego one służyły!
Przez dobrych kilka godzin debatowaliśmy na ten temat. Oczywiście, nie było mowy o kontynuowaniu budowy. Wstrzymaliśmy roboty na okres przeprowadzenia dokładnych i gruntownych badań.
Tej nocy nie mogłem spać. A co, jeśli seks jednak istnieje? Szczątkowe rękopisy opisywały go jako najwyższą przyjemność, coś na kształt odrobiny życia wiecznego na Ziemi, unię ciał i dusz. Jednakże źródła dokładnie opisujące seks nie zachowały się – trudno powiedzieć dlaczego. Istnieją teorie spiskowe mówiące o tym, że seks kiedyś istniał, ale został zdelegalizowany, jego ślady – pogrzebane, z czasem zaś seks został skazany na zapomnienie. Prawie nikt jednak nie dawał im wiary.
Odrobina wiecznej przyjemności na Ziemi… warto byłoby spróbować. Chłonąłem słowa mądrości zapisane na murach starożytnej świątyni. Analizowałem je litera po literze, słowo po słowie. R-U-CH-A-Ń-I-E. Seks, chuj, cipa, jebać, od tyłu…
Jeśli seks istnieje, muszę odnaleźć sposób na jego odnalezienie.
***
Ciało doktora Adama A. zostało odnalezione w jego mieszkaniu w pół roku po rewolucyjnym odkryciu starożytnej świątyni seksu. To było ewidentne samobójstwo – koroner wykluczył możliwość udziału osób trzecich. Przyczyna zgonu nikomu nie dawała spokoju – najprawdopodobniej mieliśmy do czynienia z odwodnieniem, skrajnym wyczerpaniem i niewydolnością krążeniowo-oddechową. Jak jednak doprowadził się do takiego stanu? Nie wiadomo.
Niewyjaśnioną zagadkę stanowiła dziwna, biaława maź oblepiająca właściwie całe pomieszczenie. Zanim została ona wzięta do badań, bliżej nieokreślone służby specjalne starannie oczyściły z nich cały pokój, nie tłumacząc nikomu co, jak i dlaczego. Równie zagadkowe było zachowanie profesora biorącego udział w epokowym odkryciu. Peter Cocky przejrzawszy osobiste notatki doktora A., zaczął krzyczeć: „Herezja, herezja!”. Wybiegł ze swojego gabinetu rwąc pod drodze kartki z zeszytu swojego przyjaciela i krzycząc „Herezja! Bluźnierstwo!”. Pobiegł ile sił w nogach do palarni, wyrwał zapalniczkę z rąk zupełnie zaskoczonego studenta i podpalił ostatnie strzępki notatek Adama A.
Tego samego dnia przeniesiono go do szpitala psychiatrycznego. Mimo długotrwałej terapii nadal nie odzyskał piątej klepki.
Wyrwane z zeszytu kartki gdzieś zniknęły, a w kręgach studenckich coraz głośniej mówi się o odradzającym się kulcie seksu. Zaczęli znikać ludzie, nocami w akademikach zaczęły się rozlegać tajemnicze, okultystyczne jęki. Zarówno policja jak i władze uczelni konsekwentnie zaprzeczają wszystkim plotkom. Ale prawda wygląda zupełnie inaczej.
Oni są wśród nas.



Top tygodnia
Wysyłanie...