Card image cap

S01E10 KLUB LUX

Wyświetlenia: 1080 / 0 | Seria: Czterej jeźdźcy apokalipsy | Dodano przez:anon

Powiem tak: byłem na wielu imprezach, balowałem z olbrzymią ilością mniej lub bardziej znanych Bogów, drobniejszych bożków, fantastycznych istot i śmiertelników, ale z nikim nie piło mi się tak dobrze jak z Adolfem Hitlerem. Zabrzmi to może dziwnie, ale szybko okazało się, że największy zbrodniarz w historii ludzkości jest prawdziwą duszą towarzystwa.
- Słuchaj Adolf, a te całe eksperymenty na ludziach, to zszywanie bliźniaków ze sobą, wstrzykiwanie dziwnych substancji, żeby zobaczyć co się stanie i te inne... – zabrał głos Wojna sączący powoli jakiś tani likier znaleziony na dnie szafki.
- O, to było dobre! – podniósł się Hitler. – Słuchajcie kurwa tego, kiedyś przyszyliśmy kolesiowi fiuta zamiast nosa i puściliśmy go wolno, czaicie?
Zaniósł się śmiechem, a cała nasza czwórka mu zawtórowała.
- Mówię wam, zabawy było co niemiara. Innym razem wzięliśmy gościa, daliśmy mu słoik i...
Nagle w pokoju coś pierdolnęło i po całym pomieszczeniu rozeszła się niebieskawa mgiełka. Pamiętając, że taki efekt zawsze towarzyszył teleportującym się aniołom i wysłannikom Nieba, chwyciłem natychmiast za rewolwer i wycelowałem w miejsce z którego rozległ się ten jebany huk. Wojna chciał się zerwać i złapać za miecz oparty o ścianę, ale zapomniał o swojej rozjebanej nodze i wypierdolił się na pysk.
- Kurwa mać. – zaklął pod nosem, próbując się podnieść. – Czemu wszyscy muszą się teleportować akurat do naszego salonu, powtarzałem Jezusowi milion razy, jak chcesz wbić na melanż to kurwa pojaw się w łazience, kuchni, jebanym przedpokoju. A NIE NA ŚRODKU CHOLERNEGO SALONU DO KURWY NĘDZY.
- Jezus was odwiedza? – rozległ się irytująco łagodny głos. – Myślę, że to zainteresuje Stwórcę. Zarzekał się, że ma korki z matmy w piątek o dziewiętnastej.
Na środku pokoju stał Archanioł. Jeśli ciekawi was jaka jest różnica między tymi gnojkami, a zwykłymi aniołami, to już spieszę z wyjaśnieniem. Archanioły mają dużo większe skrzydła. I są dużo bardziej wkurwiające.
- Czekaj, nie zastanawialiście się nigdy po co Synowi Bożemu korki z matmy? – spytał Głód ziewając. – Przecież to kurwa najgłupsza ściema na świecie. Serio kurwa, nie wierzę, że poszliście na to, że co piątek...
Archanioł odwrócił się w jego stronę.
- Spierdalaj co? My w Niebie ufamy sobie nawzajem.
- Widać efekty. – mruknąłem pod nosem.
- Dobra, nieważne. Nie mam zamiaru z wami dyskutować. Jestem Archanioł Michał. – przedstawiła się pierzasta menda.
- Uuuuu gruba ryba. – stwierdził Śmierć.
- Czemu zawdzięczamy tę wizytę? – spytałem nie opuszczając rewolweru.
- Raczej komu. – wskazał palcem na Hitlera, który z zapałem skręcał idealnie równe szlugi i układał je na stole w różne kształty. Aktualnie fajkowe arcydzieło przedstawiało sporych rozmiarów fiuta wytryskującego tytoń, z którego Adolf skręcał kolejne papierosy.
- Nooo i co z nim? – spytał od niechcenia Głód, pomagając podnieść się Wojnie z podłogi.
- Ma wrócić do Piekła. Rozkaz prosto od Stwórcy, nie ma dyskusji. Albo nam go wydacie po dobroci, albo...
Jego uprzejmą prośbę przerwała pojedyncza kula, która trafiła idealnie między oczy.
- Ty żałoooodsbnnnnn... – stęknął tylko Michał nim upadł na podłogę, dokładnie w miejsce, z którego podniósł się przed chwilą Wojna.
- Czy ty go... – zapytali chórem Głód i Śmierć.
- Naaah, to była zwykła kula. Znaczy no, tylko w teorii. – uśmiechnąłem się złowieszczo. – Zaraziłem go amnezją. Jak się obudzi, nie będzie niczego pamiętał. Absolutnie NICZEGO.
Hitler podniósł głowę znad sterty skrętów, które teraz układał w kształt rewolweru.
- To co, pijemy?
Grzechem byłoby odmówić.
Kilka... naście kolejek później nasza śpiąca królewna wreszcie się obudziła.
- Gdzie... gdzie ja jestem?
- Uuu nazzz nna chacieee, a gdziii kurwaa indziiiij? – wydukał Wojna, trzymając w łapie kolejny napełniony kieliszek. – Chooo kuuurwa, napijem się razyym.
Podniosłem ze stołu butelkę jakiegoś randomowego whiskacza, żeby podać naszemu niebiańskiemu gościowi.
- Kurwaaa, nizzz już nimhaaaa. – stwierdziłem błyskotliwie.
- Kieeeeerwa. – perfekcyjnie skomentował to Śmierć. – Szeeemu zakupuuuuf nik ni zrobiiił? Goszczi mamyy, a poczynstować czym ni ma, no panowiee nie mosznna to tak.
- Pszycierz to ty miaeeeś iść kuuupicz alkoo mayy kurwiuuu. – wtrącił się Głód.
- Wuaaaźnieee. – poparliśmy go z Wojną.
- Nie maa bata, lecimyy teraa na miastoo pany. – stwierdził Adolf. – Nhoooc jeszczyy młoaaaa.
- Hyhyhyhytler. – wydukał Głód. – Niee napiierrdol siee tylkoo jaah w szysiestyyym którymmś. Jedeen holokaust nhaa na wiek wiestaaaczy okhee?
Hitler wyraźnie posmutniał.
- Oj noo raaz siee zdarzyoo nooo, juszzmi tego tak niee wypominaajci.
- Wyrżchnooołeź w chuu ludzhii. – skarcił go Wojna. – Thoo nie byoo miueee z twoje stronnyy.
- Ale za too jakiii zabawneee.
Pół godziny później udało nam się wyjść z mieszkania. Przypomnieliśmy Archaniołowi, że jest naszym służącym od wielu lat i ma się nas słuchać, albo dostanie wpierdol. Jego pierwszym zadaniem było skoczenie do sklepu po dwa kartony Stocka. Niestety nim dostawa do nas dotarła, nasze ogarnięte tanim alkoholem mózgi kazały nam ruszyć w stronę centrum w poszukiwaniu jakiegoś nocnego klubu. Procenty powoli zaczynały uciekać, więc musieliśmy się pośpieszyć. Wreszcie stanęliśmy przed wielkim neonem.
- „Lux”... – bezbłędnie przeczytał Śmierć. – Brzmi całkiem legitnie.
- Panooowie, ja nie wiem czy nas tu będzie stać. – stwierdził Hitler zaglądając do środka.
- Chuj. – stwierdziłem i pierwszy przekroczyłem próg.
W tym momencie przerzucę trochę narrację i wrócę do naszego nowego służącego. Michał, zgodnie z nasza prośbą, nabył dwa kartony wódy, jednak gdy wrócił do mieszkania i zobaczył, że nas nie ma, stwierdził, że zacznie zabawę sam. Jakiś kwadrans później był już tak napierdolony, że postanowił nas poszukać. Tak się szczęśliwie złożyło, że Archanioły mają dość wyczulony zmysł percepcji i są w stanie wyczuć inne nadprzyrodzone istoty z olbrzymiej odległości. Tak też zrobił Michał i niechcący odkrył największe skupisko monstrów nie z tego świata, jakie było mu dane kiedykolwiek oglądać. W sumie to nic dziwnego, bo całe życie spędził w Niebie. Między innymi dlatego alko tak łatwo mu weszło. Ale chuj, wystarczy o tym matole. Wróćmy do nas.
- No ja pierdole, za kogo ty się masz śmieciu? – wkurwiony rzuciłem do jakiegoś kolesia w garniaku, który potrącił mnie w drodze do kibla. Tak się niefortunnie złożyło, że trzymałem w łapie kieliszek pełny jakiegoś dziwnego ruskiego eliksiru, który barmanka wyciągnęła spod lady na naszą prośbę o „coś mocarnego”. Facet odwrócił się w moją stronę szczerząc zęby.
- Ach, najmocniej przepraszam. Jestem Lucyfer Morningstar. Właściciel tego lokalu. Czy w ramach rekompensaty za moją niezdarność zgodzi się pan na drinka? – zaproponował. – Na koszt firny oczywiście.
- Chuj, jak za darmo to biere. – powiedziała cebula wewnątrz mnie.
Tymczasem moi bracia i Adolf, którego zaczynałem już traktować jako piątego Jeźdźca, przywłaszczyli sobie parkiet swoim fenomenalnym układem tanecznym, który nazwali „Tsuakoloh”. Całe szczęście nikt nie wpadł na to, żeby przeczytać tę enigmatyczną nazwę od tyłu. Ach Hitler, ty przebiegła suko.
Ja z kolei wdałem się w arcyciekawą rozmowę z Lucyferem, który, jak się okazało, naprawdę się tak nazywał.
- Ale beka, twoi rodzice musieli być naprawdę zjebani na mordy. – parsknąłem śmiechem, kiedy pokazał mi dowodzik.
- Ta, nawet nie wiesz jak bardzo. – mruknął pod nosem Morningstar. – Skoro już jesteśmy przy imionach, wciąż nie poznałem twojego.
- Zar... Zwycięzca znaczy się. – zawahałem się przez chwilę, czy przypadkiem nie powtarzam błędu z burdelu.
- Ach, interesujące. A to pewnie twoi bracia. – wskazał palcem na Głód, Wojnę, Śmierć i Hitlera testujących nowy układ, „WódyżĆabej”.
- Właściwie to... – przełknąłem ślinę.
- Spokojnie. – zaśmiał się Lucyfer. – Wiem kim jesteście. I wiem, że zarówno Kojtyła, jak i mój ojciec na was polują. Ale obaj się was boją... A ja... – uśmiechnął się szeroko. – Bardzo lubię mieć niebezpiecznych przyjaciół. Zwłaszcza tak interesujących jak wasza czwórka...
- Dziękujemy, skontaktujemy się z panem. – wyjąkałem wstając.
- Nie tak prędko. – chwycił mnie za ramię. Był niewiarygodnie silny. – To, że nie lubimy się z ojcem specjalnie, wcale nie znaczy, że nie pokuszę się o nagrodę za wasze dusze.
- Przykro mi skarbie, ale muszę Cię doedukować. Żaden z nas nie ma duszy. – to mówiąc uderzyłem go z całej siły w twarz.
- Arghh kurwa. – upadłem na podłogę skręcając się z bólu. – Ty chuju, w Biblii nie pisali, że miałeś kamienną twarz.
- Skąd wiesz, przecież nigdy jej nie czytałeś. – znowu ten jebany uśmiech. – Zresztą, w Biblii pierdolą tylko o Szatanie. Ja z tym edgy lordem nie mam nic wspólnego, jestem Lucyfer, Upadły...
Pamiętacie jeszcze o Michale? Tak się składa, że w tym momencie dotarł do celu swojej podróży. Duże skrzydła naprawdę pomagają w pokonywaniu ogromnych odległości w ekspresowym tempie. Nad naszymi głowami rozległ się brzęk bitego szkła. Chwilę potem obsypał nad deszcz odłamków z rozbitego sufitu.
- Co do chuja... – wysapał Lucyfer podnosząc się z podłogi.
Spojrzał na tłum imprezowiczów zamarły w bezruchu. Na samym środku stali nieruchomo moi bracia, którym niespodziewane wtargnięcie przerwało kolejny pojebany układ taneczny.
- BRAĆ ICH. – ryknął nieludzko.
W ułamku sekund tłum tych przypadkowych ludzi przetransformował się w tłum nie do końca przypadkowych demonów.
- ZABRAĆ IM BRO... – nagle ogromne pudło pełne butelek roztrzaskało się na głowie przystojnego diabła.
Spojrzałem w górę i pokazałem kciuk najbardziej rozrywkowemu Archaniołowi wszech czasów.
- No to co, myślę, że czas na PRAWDZIWĄ zabawę. – wyszczerzył się Wojna, powoli sięgając po miecz. Ranny czy nie, nie mógł pozwolić na to, żeby byle zadrapanie przeszkodziło mu w tańcu albo walce.
Głód spojrzał na mnie wymownie i sam wyciągnął swój kolczasty bicz.
- Kurwa, a ja? – zmartwił się Śmierć. – Od kiedy bierzemy ze sobą broń idąc do cholernego klubu nocnego?
Hitler podszedł do pudła zrzuconego przez Michała. Po chwili w obu rękach trzymał po tulipanie. Jednego z nich wręczył Śmierci.
- No, to jak? Wszyscy gotowi? – uśmiechnąłem się szelmowsko i oddałem pierwszy strzał.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...