Card image cap

S01E16 KAC MORDERCA

Wyświetlenia: 993 / 0 | Seria: Czterej jeźdźcy apokalipsy | Dodano przez:anon

- Dobra, zacznijmy jeszcze raz. – stwierdził Głód bandażując sobie ranę na biodrze. – Kto pamięta od czego zaczęła się ta burda?
Siedzieliśmy całą czwórką w ruinach naszego mieszkania, bardziej martwi niż żywi, cali we krwi i pełni szczerej, soczystej nienawiści do nordyckich bogów, którzy rozpierdolili nasze gniazdko i prawie nas samych.
- Wydaje mi się, że na początku Zaraza zastrzelił jednego z kruków Odyna... – wydukał Śmierć, szukając wśród zgliszczy swojej kosy.
- Taa, od tego się zaczęło. – mruknąłem cicho.
- Co się zaczęło? – spytał Głód kończąc obwiązywanie miednicy. – Czy ktokolwiek kurwa pamięta co nas doprowadziło do tego momentu? Czy naprawdę wszyscy byliśmy tak napierdoleni?
- Pamiętam chlanie w grobowcu Seta... – westchnął Wojna. – A potem wszystko mi się pierdoli. Mniej więcej od momentu, kiedy weszliśmy do mieszkania.
- Mam podobnie. – powiedziałem i podniosłem się z kupy gruzu na której siedziałem. – To nie może być przypadek, że wszyscy zapomnieliśmy o chaosie, który się rozpętał. Spójrzcie na nas – wyglądamy jakbyśmy właśnie wrócili z nieudanej krucjaty.
- Wszystkie były nieudane... – wtrącił się Głód.
- Morda. Chodzi mi o to, że niemożliwym jest, że wszyscy nagle zapomnieliśmy co stało się z naszym mieszkaniem. I z nami. – spojrzałem na swoje ręce, które wyglądały jakby w ostatnim czasie przez przypadek znalazły się pomiędzy nożem, a deską do krojenia.
- I gdzie jest kurwa Jezus? Albo Hermes? Atena? Adolf? Michał? – zaczął wymieniać Śmierć.
- I PUSZEK? – wtrącił się Wojna.
- Jesteśmy w dupie panowie. – stwierdził Głód. – Gdybyśmy tylko znaleźli wśród tych ruin Nóż, moglibyśmy sprowadzić tu Jezusa i sprawdzić czy może on coś pamięta.
Rozejrzałem się wokół i pokręciłem głową.
- Chyba mam lepszy pomysł.

- CO SIĘ Z NAMI DZIAŁO WCZORAJSZEGO WIECZORU, GADAJ! – Wojna nigdy nie był zbyt subtelny, jeśli chodziło o załatwienie spraw w pokojowy sposób.
Stwórca spojrzał na nas z wyrazem udawanego zdziwienia. Ostatnimi czasy wyraźnie się postarzał. Z milusiego Gandalfa powoli zamieniał się w dalekiego kuzyna dzwonnika z Notre Dame. Nawet jego bajeczna lśniąca broda posiwiała i przypominała bardziej szczotkę od mopa niż zarost samego Boga.
- Jak się tu dostaliście... – zaczął, ale Śmierć dał mu znak, że może przestać udawać, że nie wiedział o tym, że przybędziemy. Facet znał w końcu całą pierdoloną przyszłość.
- Jezus zniknął, więc w twoim interesie jest nas teraz nie zabić. – zacząłem niepewnie. – Tylko my możemy ci pomóc.
Staruszek parsknął.
- Mam całą armię Nieba pod swoim panowaniem. Nie potrzebuję waszej pomocy. Zwłaszcza po tym wszystkim co mi zrobiliście. – puścił oczko do Wojny.
- Więc dlaczego nas tu wezwałeś? – odezwał się Głód. – Udało nam się tu dostać bez najmniejszego problemu. Portale nigdy nie działały w Twoim królestwie. Chciałeś, żebyśmy przyszli. A teraz z łaski swojej, powiedz nam kurwa po co.

Tak, udało nam się wejść do Bożego Królestwa zwykłym portalem, który otworzyliśmy za pomocą magicznej kredy, którą udało nam się jakimś cudem wygrzebać z ruin naszego bloku. To był naiwny i idiotyczny pomysł, ale nie mieliśmy wyjścia. Jezus zniknął i nie odbierał telefonu. Reszta gości z imprezy tak samo. Kroiło się tu coś grubego, a my nie mieliśmy pojęcia o chuj w tym wszystkim chodzi. Pewnie istniały prostsze sposoby na dowiedzenie się tego, niż pchanie się prosto w paszczę wroga, ale chwilowo byliśmy nieźle zdesperowani. Nordyccy bogowie – to wszystko co wiedzieliśmy. Byliśmy niemal pewni, że przybyli jako wysłannicy Kojtyły. Dlaczego nas nie zabili? Dlaczego nie pamiętaliśmy nic z piekła, które się tam rozpętało? Tylko jedna istota na świecie mogła nam udzielić odpowiedzi. Zapomnieliśmy tylko, że Bóg jest przecież chujem.

Pół godziny później spacerowaliśmy sobie ulicami Starego Miasta. Wszyscy czterej wyglądaliśmy jak bezdomni, w pokrytych pyłem kurtkach i na olbrzymim kacu. Dochodziło południe, ale byliśmy tak wyczerpani, że ledwo staliśmy na nogach. Z tego też względu wstąpiliśmy do pierwszej z brzegu kawiarni i ciężko opadliśmy na miękkie kanapy.
Stwórca nie udzielił nam żadnych odpowiedzi, dodał tylko trochę dodatkowych pytań. Wiedział, że spróbujemy odnaleźć Jezusa i resztę ekipy, nawet bez jego pomocy. Swoją drogą, miło z jego strony, że nas nie zabił, ale mimo, że nie chciał tego przyznać, potrzebował nas. Szkoda, że z ruin naszego domostwa udało nam się wyciągnąć tylko kosę Śmierci i mój rewolwer z jedną zaledwie kulą. Nasz arsenał był niepokojąco biedny. A na głowie mieliśmy Kojtyłę i nordycką mitologię. Kurwa mać.
- Jaki jest plan? – spytał sennie Śmierć.
- Możemy popełnić zbiorowe samobójstwo i w ten sposób dostać się na skróty do Piekła. – stwierdził Głód. – Ale coś czuję, że Warol przygotował się na tą ewentualność.
- A tak w ogóle. – mruknął Wojna. – Co Odyn i Thor robili tak daleko na południu?
- Ścigali Fenrira. – powiedziałem. – Pewnie im spierdolił, a oni po prostu ruszyli za nim.
- A gdzie w tym wszystkim Kotyła?
- W twojej dupie kurwa. – zirytowałem się. – Skąd mam to wiedzieć, wiem tylko tyle, że przyprowadziłeś nam do domu pierdolonego mitycznego wilczura, co z kolei sprowadziło nam na głowę tych dwóch miłych panów.
- Więc wcale nie jest powiedziane, że współpracowali z naszym kremówkożercą. Może po prostu...
- Co? Może po prostu porwali pół greckiej mitologii, Adolfa Hitlera, Jezusa i Archanioła? Nie sądzę.
Zapadła cisza, która trwała dobre dziesięć minut.
- Wiecie... – odezwał się Wojna. – Zajrzę do Agaty i dam jej znać, że być może niedługo będziemy musieli wyjechać na jakiś czas.
- Wyjechać? – skisł Głód. – Dość delikatne określenie na śmierć.
Niedługo po jego wyjściu zacząłem bacznie przyglądać się parze nastolatków siedzących naprzeciw nas. Wyglądali mi podejrzanie, ale nie mogłem uświadomić sobie dlaczego. Czy gdzieś ich już widziałem? Czy chodzili z nami do liceum?
Szturchnąłem Śmierć, który drzemał sobie z głową na oparciu kanapy.
- Widzisz tamtą dwójkę?
Rozkojarzony pokiwał głową.
- Mam wrażenie, że gdzieś ich już spotkaliśmy. To nie przypadek, że na każdym kroku natykamy się na bogów i mitologiczne postacie, co jeśli oni też nas śledzą?
- Zaraza, masz paranoję, każdego teraz podejrzewasz. To pewnie zwykła para dzieciaków, którzy przyszli tu na kawę. A teraz z łaski swojej, daj mi spać.
Nagle kanapa na której leżeliśmy zatrzęsła się jak łódź podczas pierdolonego sztormu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie tylko kanapa. Cały budynek drżał w posadach. Ludzie zaczęli panikować i wybiegać na zewnątrz, ale tam czekała ich kolejna niespodzianka. Zaczęło padać. Z nieba spadały setki, tysiące żywych żab. Co prawda po tym, jak ostatecznie wylądowały na ziemi przestawały być żywe, ale wyglądało to tak surrealistycznie, że stałem przed kawiarnią dobre pół minuty, nim wreszcie udało mi się otworzyć usta.
- To niemożliwe... Kojtyła nie ma takiej władzy, on...
- Musimy znaleźć Wojnę. Szybko. – stwierdził Głód i wyrwał jakiejś uciekającej staruszce parasol. – A w następnej kolejności trzeba znaleźć tego skurwysyna, nim rozpęta przedwczesną Apokalipsę.
Zatrzymałem się na chwilę.
- Zaczekaj. – szepnąłem. – A co, jeśli o to mu właśnie chodzi? Dlatego nas nie zabił. Potrzebuje nas. Chce wykorzystać nas do zniszczenia Ziemi, a sam ruszy naszym śladem, zastępując Jezusa. Dlatego go porwał. Jezu, jestem genialny.
Chłopaki spojrzeli na mnie pełni podziwu.
- Nooo Zaraza, ty to jednak Szerlok jesteś. A teraz, jeśli pozwolisz... – Głód rozłożył parasolkę i poprowadził nas przez tłumy panikujących ludzi.

Wojna w tym czasie bawił się równie dobrze co my. Kiedy po wejściu do mieszkania Agaty zorientował się, że demoniczne pomioty dotarły tam przed nim, wpadł w naprawdę niezłą furię. Na jego szczęście, kilka z nich wciąż tam było, dzięki czemu miał na czym wyładować swoje wkurwienie, za pomocą noża kuchennego, który czekał na niego na blacie. Kiedy był w trakcie patroszenia jednego z piekielnych ogarów, niespodziewanie w drzwiach stanął Thor we własnej osobie.
- Gdzie się podziała twoja Julia, Romeo? – rzucił z krzywym uśmieszkiem.
Wojna nie potrzebował lepszej zachęty. Rzucił się na prowokatora z takim zapałem, że ten ledwo miał czas, żeby zareagować. Udało mu się jednak w ostatniej chwili zasłonić swoim młotem. Żałuję w życiu wiele rzeczy, ale fakt, że nie dane mi było zobaczyć starcia tych dwóch legend uważam za jedną z tych bardziej bolesnych. Nie dowiedzieliśmy się o dokładnym przebiegu samego pojedynku, zobaczyliśmy jedynie efekty.
Kiedy stanęliśmy w drzwiach mieszkania Agaty i przebiliśmy się przez barykadę z demonich trucheł, ukazał nam się dość niepokojący widok. Wojna, który z walki wyszedł najwyraźniej zwycięsko, przybijał właśnie Thora do krzyża, zrobionego z dwóch desek do prasowania. Mjolnir leżał na podłodze, cały pokryty kutasami namalowanymi czarnym markerem.
- Jezu chryste. – stwierdziłem patrząc na pobojowisko. Nie wiem jakim cudem cały budynek jeszcze nie runął.
- Ten śmieć powiedział mi co nieco interesujących rzeczy. – powiedział Wojna, nie przerywając przybijania Thora. – Myślał, że da mi radę w pojedynkę. ZGADNIJCIE KTO SIĘ KURWA POWAŻNIE POMYLIŁ.
- Co ci powiedział? – spytał Głód siadając obok na podłodze. – A i tak swoją drogą na dworze właśnie pada. Żabami kurwa.
Wojna westchnął i podniósł się na chwilę z podłogi.
- Miałeś rację Zaraza, to sprawka Kojtyły. Nie wiem, gdzie trzymają naszych ludzi i... – ze smutkiem rozejrzał się po pustym mieszkaniu. - ...i Agatę, ale wiem kto może nam pomóc się dowiedzieć.
- Naaweeet nieee próbuuj. – wyszeptał Thor, skręcając się z bólu i usiłując oswobodzić się z prowizorycznego krzyża.
- Żebyś wiedział, że spróbujemy. – uśmiechnął się Wojna.

Kwadrans później wyszliśmy od Agaty ubrani w nowiutkie, czarne garniturki. Całe szczęście, że Wojna trzymał u niej sporą część swojej garderoby. Nawet rozmiary się względnie zgadzały. Thora razem z jego krzyżem postawiliśmy na balkonie. Pewnie w końcu da radę się uwolnić, ale mieliśmy na to wyjebane. Na razie mieliśmy ważniejszą sprawę do załatwienia.
Po kilku minutach marszu stanęliśmy pod osiedlową biblioteką.
- Kto wchodzi...? – spytałem niepewnie. Kiedy po dłuższej chwili milczenia nikt nie odważył się przekroczyć progu, heroicznie zgłosiłem się na wolontariusza. Mocno poddenerwowany podszedłem do najbliższego biurka.
- Co panu trzeba? – spytała urocza pani bibliotekarka.
Westchnąłem i ukryłem twarz w dłoniach. Po chwili wahania wreszcie udzieliłem odpowiedzi.
- Poproszę... Necronomicon.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...