Card image cap

S01E19 WITAMY W PIEKLE

Wyświetlenia: 918 / 0 | Seria: Czterej jeźdźcy apokalipsy | Dodano przez:anon

Piekło zmieniło się trochę od czasu, gdy odwiedziłem je po raz ostatni. Może to kwestia tego, że dane mi było zobaczyć tylko jego niewielki fragment, w końcu z tego co słyszałem, pomieszczenie socjalne dla martwych memów było jednym z tych mniejszych. Teraz, kiedy stanęliśmy na środku olbrzymiej hali, pełnej torturowanych przez demony dusz i zobaczyliśmy jak wygląda jego najgorsza część, zaczęliśmy naprawdę obawiać się naszego spotkania z aktualnym władcą tego miejsca.
Niestety nie było z nami Wojny, który co prawda był już w drodze, ale musiał polegać wyłącznie na kursującym raz na ruski rok pksie. Mieliśmy szczerą nadzieję, że damy sobie radę do jego przyjazdu. Niepewnie wkroczyliśmy pomiędzy grupę jakichś biednych śmiertelników prowadzonych do wielkiego pieca. Jakimś cudem nikt nie zauważył jak tu weszliśmy, dopiero teraz wokół olbrzymiej dziury w suficie zaczęły zbierać się grupki demonów-strażników.
- Jaki mamy plan? – szepnąłem do Śmierci, który szedł tuż obok.
- A mamy jakiś? – odpowiedział z nietęgą miną.
- Może powinniśmy poczekać na Wojnę...? – zasugerował Głód.
- Na to już za późno. Jeśli zdąży na walkę to spoko, jeśli nie, poradzimy sobie sami.
- Jesteś pewien? Mamy tylko kosę, Nóż, rewolwer i bicz. To nie jest arsenał do walki z władcą Piekieł.
- Kurwa, wybacz, że zostawiłem RPG w domu. – przewróciłem oczami. – Razem ze Śmiercią pokonaliśmy we dwójkę samego Szatana, mając do dyspozycji wyłącznie nasze moce.
- Bosko. Nie zapominaj też o tej loszce, która najwyraźniej sprzymierzyła się z Kojtyłą. To nie może być byle bogini.
- Eeeee chłopaki...? – wtrącił się Archanioł Michał. – Myślę, że średnio wtopiłem się w tłum ze swoimi skrzydłami. – wskazał na demoniczny orszak zmierzający w naszym kierunku.
Westchnąłem i wyciągnąłem rewolwer.
- Dobra, chyba nie możemy już dłużej tego odwlekać.
Ale w tym momencie całe Piekło zatrzęsło się gwałtownie. Do tego stopnia, że cała nasza czwórka przewróciła się na twarde, czerwone skały, robiące tu za podłoże. Z sufitu zaczęły spadać te stalaktygmaty czy jak to się zwały te jebane kolce, miażdżąc pod sobą dziesiątki dusz, które przyjęły tą chwilową przerwę od tortur z wyraźną ulgą. Nadciągająca w naszą stronę grupa demonów rozejrzała się badawczo dookoła i biegiem rzuciła się w naszym kierunku.
- Jest ich za dużo. – stwierdził Michał. – Za chuja nie damy im rady.
W tym momencie stało się coś. Nie do końca wiem co, ale kiedy oczojebne światło na chwilę osłabło, zobaczyliśmy, że przez wybitą przez Cthulhu dziurę wlatują setki aniołów z błękitnymi mieczami.
- Czy ktoś mi wyjaśni co tu się kurwa dzieje? – spytałem patrząc jak armie obu królestw rzucają się sobie do gardeł. – Co tu robią te niebiańskie gówna, czy Bóg nie powiedział wyraźnie, że ma wyjebane i woli wysłużyć się nami?
- Patrząc na to jakim jest chujem, pewnie chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Zabije nas i uwolni Jezusa. Podwójne zwycięstwo. – powiedział Śmierć.
Cała hala w której się znajdowaliśmy zaczęła błyskawicznie wypełniać się anielską masą. Z pochowanych w ścianach tajnych przejść zaczęły wyłazić kolejne demony i radośnie podejmowały walkę z najeźdźcami. Najwyraźniej każdy stracił nami zainteresowanie.
- Dobra, znajdźmy Kojtyłę i spierdalajmy stąd jak najszybciej. – syknąłem i ruszyłem w stronę czegoś co wyglądało jak wyjście.
Wypadliśmy na długi korytarz, o dziwo, zupełnie pusty. Przypominał on nieco tunel w jakiejś kopalni. Gdzieś na końcu widać było delikatną poświatę, było to zapewne kolejne jezioro lawy. Nagle dostrzegliśmy jakiś ruch w ciemnościach, a wielkie wrota zatrzasnęły się za naszymi plecami.
- Co do kurwy... – szepnął Śmierć, sparaliżowany ze strachu.
- Witam ponownie. – usłyszeliśmy znajomy głos. – Spotykamy się dopiero po raz trzeci, a mimo to zdaje mi się jakbyśmy znali się od wieków.
Warol wyszedł na środek korytarza i jednym kłapnięciem szczęki pożarł pięć kremówek, które trzymał w ręce. Wyglądał okropnie, czyli w sumie jak zawsze, ale coś było z nim nie tak. I nie chodziło tu o kilka macek sterczących mu z pleców.
- Co was tu sprowadza? Chcecie uwolnić waszych przyjaciół? Chodźcie, zaprowadzę was do nich. – uśmiechnął się i wskazał ręką w zapewne przypadkowym kierunku.
- Nigdzie z Tobą nie idę! Giń! – wrzasnął Śmierć i jak idiota, którym jest, rzucił się na tą obrzydliwą maszkarę z kosą.
- Śmierć, nie! – krzyknął tylko Głód, ale było już za późno.
Warol zamachnął się na tego szarżującego debila i wystrzelił w jego kierunku jedną ze swoich macek, która przebiła mu klatkę piersiową na wylot. Staliśmy w bezruchu, patrząc jak martwe ciało naszego brata uderza o ziemię. Kosa bezwładnie wypadła mu z dłoni i zabrzęczała, tocząc się po wystających skałach.
- Co... ty.. to... – próbowałem coś wystękać, ale nie byłem w stanie.
- Spokojnie kochani, wasz braciszek zaraz wróci. To w końcu Piekło, tu nie da się zginąć hahahahh. – zaśmiał się złowieszczo. – A teraz pozwólcie za mną, tym razem bez żadnych głupich sztuczek.

- Czy to jest...? Czy my...? – nie mogliśmy wykrztusić z siebie nic więcej, kiedy nagle pojawiliśmy się na szkolnym korytarzu. Było to nasze liceum, do którego chodziliśmy przez pierwsze dwa lata pobytu na Ziemi.
- Szkoła jest w końcu prawdziwym piekłem, czyż nie? – Kojtyła nie przestawał się uśmiechać. Kątem oka patrzyłem na kikut jego prawej dłoni, odciętej przez Głód podczas bitwy w Watykanie. Nasze pierwsze spotkanie...
- Po co nas tu przyprowadziłeś? – spytał nieśmiało Archanioł Michał.
- Zamknij mordę aniołku. Ty nie jesteś mi potrzebny, więc sklej pizdę i siedź cicho, albo skończysz jak najchujowszy z Jeźdźców.
- Sam jesteś najchujowszy, Śmierć był... – próbowałem bronić naszego martwego brata, ale nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów.
- No kim? Śmieciem, którym gardziliście przez całe życie? Kulą u nogi, której próbowaliście się pozbyć? Czy może...?
- Dobra, teraz pora na to, żebyś to ty się zamknął. – odezwał się nagle najbardziej kojący głos na całym jebanym świecie.
- JEZUS?! – pisnął Kojtyła. – JAK TY SIĘ...?
- Anioły mojego ojca mnie uwolniły. Wasze zabezpieczenia są chujowe. Kod do wifi to pierdolony żart. – Syn Boży pomachał nam radośnie. – Cześć ziomeczki, niepotrzebnie się fatygowaliście, mój ojciec się już wszystkim zajął.
- Twój ojciec jest... Ech, zresztą nieważne. Gdzie jest Atena, Adolf, Hermes, Pu...
- Wszyscy się już wolni i zapewne w tym momencie roznoszą to miejsce na strzępy. – zbawiciel był radosny jak skowronek.
- A co do Ciebie... – odwrócił się do Kojtyły, którego już nie było. – Fak, gdzie ten śmieć spierdolił?
Obeszliśmy całą szkołę wzdłuż i wszerz, ale nigdzie nie było śladu po naszym zbiegu. Ulotnił się najwyraźniej w jakiś nadprzyrodzony, kremówkowy sposób. Ostatnim miejscem, które mieliśmy zamiar sprawdzić była sala gimnastyczna. Tam też czekała na nas niespodzianka.
Warol wisiał sobie na tablicy wyników, z pętlą obwiązaną wokół szyi. To było zaskoczenie numer jeden, ale licząc je jako takie bardziej pozytywne.
- Ech, szkoda, że nie miałem okazji wypatroszyć go osobiście... – westchnąłem.
Dopiero po chwili zobaczyliśmy, że fejkowy papaj ma wyprute wszystkie wnętrzności, które leżały beztrosko na drewnianym parkiecie. Dodatkowo miał w mordzie własne genitalia, odcięte najwyraźniej wyjątkowo tępym narzędziem.
- Oł szjiiieeeet. – stwierdził Archanioł Michał. – To jest już trochę pojebane.
Zeszło nam z pięć minut, nim zobaczyliśmy, że na końcu sali ktoś stoi. Nie mieliśmy zbytnich problemów, żeby rozpoznać tajemniczą nieznajomą. Róża na prawym cycku mówiła sama za siebie.
- Więc to ty jesteś tą dupeczką Kojtyły. – uśmiechnąłem się na powitanie. – Za co to? – wskazałem głową na dyndającego delikwenta. – Aż tak słaby w łóżku?
- Był idiotą. Jego błyskotliwy plan zakładał, że jeśli wywoła Apokalipsę, podczas, gdy Jezus będzie uwięziony w Piekle, on sam ruszy do walki z wami u boku i zostanie władcą tego co zostanie ze świata, czyli w sumie niczego. Albo coś równie idiotycznego, nie słuchałam nigdy co on tam pierdolił. – powiedziała spokojnie tajemnicza panienka. – Był na tyle głupi, że zwrócił się do mnie o pomoc, więc cóż... Dostał to na co zasłużył... Jeszcze jakieś pytania nim rozszarpię was na strzępy?
- Dwa. – powiedział Głód. – Po pierwsze, o co chodzi z tym miejscem, czemu...?
- Warol był dość sentymentalny, stworzył je, żeby przypomnieć wam o tym jak tu trafiliście i... sama nie wiem... przekonać was, żebyście dobrowolnie do niego dołączyli?
- Próbował nas kurwa zabić! – wrzasnął Głód. – I to niejednokrotnie, czy on naprawdę był tak tępy, że...
- Tak. A teraz zadajcie mi ostatnie pytanie, bo mam ważniejsze sprawy na głowie niż gadanie z wami.
- Ach taaak, kocham te monologi antagonistów. – wtrąciłem się. – „Na pewno zastanawia was, czemu to zrobiłam, otóż już wam mówię, zaczęło się od...”
- To jest dialog. – powiedziała striggerowana już lalunia.
- Dialog, monolog, jeden chuj. To psuję immersję. – poparł mnie Jezus. – Zero jakiejkolwiek satysfakcji z odkrywania historii samemu, zero...
- TO PO CHUJ MNIE PYTACIE ZAMIAST ZACZĄĆ WALCZYĆ?
- Ostatnie pytanie. – Głód znowu wciął się rozmowę. – Kim ty tak w sumie jesteś?
- Moją byłą.
Odwróciliśmy się. Do sali wszedł... Śmierć, ociekający krwią.
- Warol nie kłamał. Tu nie da się zginąć. - uśmiechnął się na widok naszych zdumionych min. – Ale ta suka... – wskazał na naszą rozmówczynię. – Ona ma inne sposoby na zniszczenie was, mam rację Otchłań? Mój „skarbie”...?
- Ty ją znasz...? Ale jak... co...? Twoja była? – wydukał zdezorientowany Michał.
Nie jestem do końca pewien czy bardziej byłem ucieszony na widok żywego Śmierci niż martwego Warola, ale obie te rzeczy można zdecydowanie zaliczyć na plus.
- Dobra, no to walczmy. – uśmiechnął się Jezus i wyciągnął coś z paska spodni.
- Co to? – spytałem.
- Ostatnia pieczęć Apokalipsy.
To mówiąc, rzucił zawiniątko na ziemię i zmiażdżył je pod butem.
- Czy ty właśnie...? – szepnęła przerażona Otchłań.
- Tak. Wywołałem Apokalipsę.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...