Przyszli o świcie. Z nożami w dłoniach wkroczyli na nasz teren i rozpoczęli rzeź. Schowany patrzyłem, jak ginie cała moja rodzina. Matka, ojciec, rodzeństwo – nie oszczędzali nikogo. Ostrza rytmicznie pozbawiały ich życia, a zwłoki lądowały w jednym miejscu. Gdy nie widzieli już nikogo, zaczęli rozglądać się dokładniej, sprawdzali każdy, nawet najmniejszy zakamarek. Nikt z nas nie miał szans. Ja również poczułem mocne dłonie wyrywające mnie z mojej kryjówki i ostrze ostatecznie oddzielające mnie od korzeni i kończące mikoryzę. Przejebane jest być grzybem.