Kuzyn harcerz

Wyświetlenia: 1392 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon

Zachariasz lvl 18. Tak kurwa Zachariasz.
Wrzesień. Urodziny przyjebanego kuzyna harcerza, lvl 17. Ogólnie kuzyn to taki typical klasowy błazen i ostatnie czego chciałem to uczestniczyć w rocznicy przyjścia na świat tej spierdoliny. No ale, że mama bardzo chce żebym utrzymywał kontakt z rodzinką to zaciągnęła mnie ze sobą.
Siedzimy tak przy wspólnym stole. Wujo sportowy świr, typowy fan pewnego magicznego kołcza pierdoli o tym jak to kiedyś było i jak to dobrze, że Maciek (mój kuzyn) jest na harcerstwie, bo to go uczy życia.
Tak kurwa uczy życia. Gość jebie tak, że w oczy szczypie, nie pierze i nie szanuje ubrań, więc wygląda gorzej niż menel, dziennie wpierdala kilka śniadań, kilka obiadów i kilka kolacji, obowiązkowo przegryzając coś między tymi posiłkami, więc jest nalany jak chuj. Tego życia tak się nauczył, że jest grubym popychadłem, z którego śmieje się kilka szkół w moim mieście, bo na jaki obóz czy co nie pojedzie tam odpierdoli.
No więc wujo tak gada i gada, ja czwarty raz podczas tego posiedzenia przescrollowuję sekcję past i zdycham z nudów. W końcu padają słowa:
- Zachariasz! Idziemy na zbiórkę będzie fajnie!- oznajmił kuzyn swoim wysokim, dziecinnym głosem.
Chciałem odmówić, jednak wujek wbił we mnie wzrok mówiący wiele o tym, że jestem rurkowcem i ciotą.
- Czemu nie.- odpowiedziałem od niechcenia i strzepnąłem włosy z twarzy.
Ruszyliśmy więc przed siebie. Po drodze do tej ich bazy czy chuj wie czego, przyjeb opowiadał mi o swoich kumplach z harcerstwa, o tym, że sam powinienem dołączyć, że jest super, że drużynowi czasami używają wazeliny itp.
W końcu doszliśmy do jakiejś rozpadającej się podstawówki. Przeszliśmy przez korytarz aż dotarliśmy do sali. Maciek stanął pod drzwiami i zachęcił mnie do wejścia.
W pomieszczeniu moje nozdrza spotkały się z falą smrodu. Gama nieprzyjemnych zapachów obejmowała chyba każdy rodzaj zgniłego pożywienia, różne rodzaje potu, gówna i brudu. Mało się nie wyrzygałem.
Długobrody menel, będący zapewne drużynowym moje wejście skwitował słowami:
- Witamy nowego kolegę.- potem uśmiechnął się, a ja oberwałem czymś twardym w potylicę.
Kurtyna.
Pierwsze co poczułem po przebudzeniu to odór, ziąb i straszny ból w odbytnicy. Przez parę długich chwil nie pamiętałem niczego łącznie z moim chujowym imieniem. Wspomnienia jednak szybko powróciły, a zbiórkę harcerską skojarzyłem z bólem odbytu… Gdzieś tam płonęła jeszcze iskierka nadziei, że upadłem na dupę, a nie zostałem rozdziewiczony analnie przez szyszkożernych barbarzyńców.
Później ujrzałem długą brodę tego drużynowego.
- Jak się podobały harce?- uśmiechnął się obrzydliwie.
Poderwałem się na równe nogi. Ten chory, gruby skurwiel miał na sobie koronkowe stringi, wysokie skórzane kozaki na obcasie, a jego tłusty basior był opleciony łańcuchami.
Rzuciłem się do ucieczki. Uświadomiłem sobie, że znajdowaliśmy się w jakimś lesie czy czymś tego typu. Jebać. Biegłem ile sił w nogach, biegłem bo domyślałem się, że gruby skurwiel jeszcze nie ma dość.
Po bliżej nieokreślonym czasie biegu wypierdoliłem się na pysk prosto w zgaszone ognisko. Wstałem, otrzepałem się i chciałem biec dalej, jednak szybko zorientowałem się, że jestem w jakimś skałcim obozie. Kuchnia polowa, poniszczone namioty, wszystko się zgadza.
Jednak coś było nie tak. Mianowicie cały obóz wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie leżały, jak się okazało, trupy. Spopielone, gnijące, nabite na pal. Naprawdę cała akcja wyglądała jak mapka ze starego Diablo.
- Psst… Zachariasz…- usłyszałem znajomy wysoki głos.- Tutaj!
W krzakach siedział Maciek.
- Maciek, chuju, o co chodzi?- zapytałem się go wbijając się w te same krzaki.
- Cała kompania wyruchała cię analnie.- odrzekł Maciek.- Nie martw się, zawsze się trochę gwałci.
- Kurwa co…- chciałem już krzyknąć i gnoja opierdolić, ale zatkał mi usta dłonią.
- Cicho. Zbychu cię słyszy.
- Co to za ciała? Maciek o chuj tu chodzi?- wyszeptałem.
- Widzisz to długa historia sięgająca czasów pierwszych chrześcijan…
Maciek opowiedział mi historię o pierwszych wizygockich harcerzach nazywanych wtedy Ruchampsajar. Ruchampsajarzy wiedli spokojne życie, jeśli spokojnym można nazwać masowe gejowskie orgie w błocie i seansy narkotykowe. No coś jak woodstock. Oni się tak pieprzyli w świetle gwiazd a północy Cesarstwa Rzymskiego pojawił się pierwszy chrześcijański zakon- Pawulonowie. Pawulonowie to byli tacy paladyni, którzy rekrutowali młodych chłopaków by przez dogłębną penetrację pokazać im światło boskiej magii. Nieważne, w każdym jakiegoś powodu ktośtam kazał Pawulonom mordować Ruchampsajarów i tak się zaczęła trwająca do dzisiaj Wieczna Wojna czy ki chuj.
Wywód kuzyna przerwały kroki biegnące z oddali.
- Sami nie damy mu rady.- stwierdził kuzyn i opuścił swoją kryjówkę.
To co ten gość zaczął odpierdalać to ja nawet nie. Z prędkością światła uzbierał wszystkie okoliczne szyszki do prowizorycznej siatki zrobionej z koszulki, po czym wpierdolił je wszystkie jednym kęsem. Chciałem już się go zapytać jak to zrobił, ale ten pojeb zdjął spodnie i zaczął srać. Po zakończeniu procesu defekacji kuzyn wymazał swoją twarz w gównie i zatańczył taniec z Fortnite’a.
Po całym rytuale nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem tak osupiały i obrzydzony całą sytuacją, aż w obozie pojawił się Zbychu.
Drużynowy zmierzył Maćka wkurwionym wzrokiem, który po paru sekundach z wkurwienia zaczął zdradzać tylko czyste przerażenie. Maciek wydał z siebie dźwięk autystycznego koczkodana z zatwardzeniem i rzucił się na Zbycha.
Maciek wyjebał Zbychowi w mordę, a drużynowego wyjebało gdzieś kilka kilometrów dalej od nas, tak jak Rzymian w Asterixie i Obelixie.
Kuzyn prawie natychmiast się uspokoił. Uśmiechnął się i kazał mi wyjść z krzaków. Miałem do niego tyle pytań, jednak nim się odezwałem usłyszałem głos. Spokojny głos starca, który rzekł:
- Czasem myśmy się nawet bili.
Odwróciłem się i przeżyłem kolejny szok. Przede mną stał nie kto inny jak Karol Wojtyła, wielki zbrodniarz.
- Papież?- zdziwiłem się i popatrzyłem na ujebanego w gównie Maćka, który był równie zbity z tropu co ja.
- Jeszcze jak. Chodźcie za mną, to nie jest dobre miejsce do rozmowy.- Wojtyła otworzył portal i wepchnął nas do środka.
Kurtyna.
Obudziliśmy się w zimnej piwnicy. Wojtyła stał naprzeciwko nas uśmiechając się szeroko, jak na widok dziewczynki z warkoczykami. Albo bez.
- Karol, o chuj tu do kurwy nędzy chodzi?- zapytałem się, orientując się jednocześnie, że Maćka nie ma z nami.- I gdzie ten drugi?.
- Spokojnie mój synu. Generalnie, to twój kuzyn przedawkował szyszki i spadł z rowerka.- wyjaśnił spokojnie Karol.- Ty jednak jesteś inny niż on. Widzę w tobie moc, która przyniesie Beliarowi chwałę.
- Temu z Gothica?
- Nie wiem, nie dali mi nigdy.- odparł papa.- Jesteś dobrym kawałem metalu, a ja jako kowal przekłuje, cię w broń ostateczną mojego pana!
Karol wyszedł. Dalej nie wiem o chuj tu chodzi. Wyjąłem telefon. Okazało się, że w miejscu, w którym jestem jest wi-fi nazwane “Podziemia Watykanu”. Odgadłem hasło (“marysia2137” łatwiej nie mogło być) i zacząłem pisać tego posta. Nie wiem co dalej ze mną będzie. Elo.



Top tygodnia
Wysyłanie...