#16 Cor Angar
Wyświetlenia: 1156 / 0 | Seria: Gothic I - #KRUK | Dodano przez:jaro
Nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Owszem, miał tatuaże jak każdy z nich, ale generalnie różnił się od pozostałych. Ciemniejsza karnacja, brak fanatyzmu w głosie i konkretna gadka. Wybrali sobie na dowódcę wyjątkowo rozsądnego gościa, jak na tamtejsze klimaty. Przynajmniej takie zrobił na mnie pierwsze wrażenie.
- Jeden z waszych ludzi ostatnio zginął w walce z pełzaczami. Doceniamy poświęcenie.
- Nie wynika ono ze współpracy z wami - odparł - tylko z woli Cor Caloma.
- Cor Calom aż tak nie lubi pełzaczy?
- Pełzacze mają w sobie coś, czego Cor Calom pożąda i chce w jak największej ilości.
- Co to takiego, jeśli można wiedzieć?
Nie odpowiedział. "Cor Angar Tajemniczy" pomyślałem.
- Jaki macie sposób na walkę z nimi? - zapytał Skorpion. Zaprosiłem go, bo to on szkoli naszych ludzi. Jemu samemu nauka u Cor Angara mogła okazać się przydatna.
- Pełzacze mają kilka wrażliwych punktów. Ich płytki rozchylają się przy szyi, u samej góry tułowia. Można też uderzać tam gdzie odnóża łączą się z całą resztą ciała, tam również ciało nie jest szczelnie pokryte płytkami. W ostateczności, jeśli ktoś ma odpowiednio dużo szczęścia, może wbić miecz w oczy. Aczkolwiek w kopalni jest dosyć ciemno i ciężko jest wymierzyć w tak mały punkt.
Wykład trwał jeszcze chwilę, Skorpion słuchał z uwagą. Gdy uznał, że dowiedział się wystarczająco, wyszedł. Zostałem sam z przywódcą Strażników Świątynnych.
- Więc... - zacząłem niezręcznie.
- Wezwałeś mnie do siebie - powiedział bez ogródek - Wygląda na to, że problem z pełzaczami jest poważny. Obawiacie się czegoś?
Gość domyślał się więcej niż z początku sądziłem. Idiotą nie jest. To z pewnością fachowy wojownik. Ciekawe, czy podołałby Thorusowi w walce.
- Pełzacze obniżają morale w kopalni, a to wpływa na wydobycie. Sam rozumiesz - nie zamierzałem mu mówić więcej niż było konieczne.
- Oczywiście. Cóż, to nie mój interes. Jeśli to wszystko, pójdę już. Przekażę tylko poselstwo od Czcigodnego Y'Beriona.
Sięgnął w stronę paczki, którą miał przywiązaną przy pasie.
- Jako, że wybierałem się do was, Czcigodny Y'Berion poprosił mnie, bym przekazał wam poczęstunek. Oto świeżo wyrobione skręty. Kilkanaście sztuk. W ramach oferowanej przez naszego Mistrza przyjaźni.
No, no, Y'Berion może jest stuknięty, ale gest ma. Nie miałem prawa odmówić tak dobrego prezentu.
- Dziękuję w imieniu Gomeza... oraz wszystkich tych, którzy to zapalą - mrugnąłem porozumiewawczo.
Nie zareagował. Miał twarz niczym z kamienia, choć wydawałoby się, że chowa on w sobie jakiś ból.
- Pozwólcie, że przekażę też od Y'Beriona jedną wiadomość. Zróbcie z nią, co uważacie za słuszne.
Nie odpowiedziałem, czekałem. Paczka pachniała wybornie.
- Wkrótce, choć Czcigodny nie określił dokładnie kiedy, przybędzie do kolonii nowy skazaniec.
- Jak to bywa kilka razy w miesiącu - wzruszyłem ramionami.
- Ten będzie inny. On zmieni losy kolonii. Coś się skończy, coś się zacznie.
- Grozisz nam? - zapytałem zniecierpliwiony brakiem szczegółów. Zresztą, jakich szczegółów mogłem oczekiwać od ćpunów z wizjami?
- To ostrzeżenie. Czcigodny Y'Berion chce by wszyscy byli przygotowani na zmiany. Wierzy, że będą to zmiany, które pomogą nam się stąd uwolnić.
- Jestem sceptycznie nastawiony wobec tego typu stwierdzeń. Chyba jest to dla ciebie jasne.
- Jak mówiłem, zrobicie z tą informacją co chcecie. Nasz obóz jest gotowy. Bywajcie, Panie magnacie.
Wyszedł. Przez chwilę myślałem nad jego słowami... Pełzacze, nowy skazaniec. To nie może być przypadek... Coś może być na rzeczy. Lepiej mieć ich na oku. Gdy tylko pojawi się jakiś ambitniejszy Cień, poślę go z misją zwiadowczą.
Ale teraz... Teraz należało dobrze wykorzystać dar od Y'Beriona.