#27 Raport Bartholo
Wyświetlenia: 772 / 0 | Seria: Gothic I - #KRUK | Dodano przez:jaro
- Co robisz? - zapytał.
- Piszę dziennik - odparłem beztrosko.
- Co? - zdziwił się.
- Dziennik. Taka książeczka, w której spisuję swoje codzienne przemyślenia. Na przykład o takim imbecylu z blizną na pysku, co marnuje mój czas.
Blizna to gość, którego dość łatwo jest sprowokować. Od razu zrobił się czerwony na twarzy, a ja zacząłem żałować swoich słów. Pod względem obozowej hierarchii Blizna jest tuż pode mną. Tak naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, by obił mi gębę tu i teraz. Jest o wiele lepszym wojownikiem ode mnie. Przez chwilę patrzył na mnie tak, jakby faktycznie przeszło mu to przez myśl. Kalkulował pewnie ile straci w oczach Gomeza. Jakby nie patrzeć, nie obraziłem go jakoś szczególnie. Wyzwiska w kolonii to normalność. Ale Blizna lubił obnosić się ze swoimi umiejętnościami i mógłby wyzwać do walki każdego (poza Gomezem rzecz jasna), który go wkurzy.
- A na co ci to wygląda? - zirytowałem się - Zajmuję się papierkową robotą. Jak w każdy pieprzony dzień. Będziesz się tak gapił, czy powiesz wreszcie o co chodzi?
- Gomez cię wzywa - powiedział sztywno.
- Nie mogłeś tak od razu?
Wzruszył ramionami i wyszedł. Chwilę potem, gdy już poukładałem sobie co trzeba zrobić w najbliższym czasie, poszedłem do komnaty tronowej. Na miejscu nie było ani Arto ani Blizny. Może Gomez ich gdzieś oddelegował.
- Wzywałeś, Gomezie.
- Owszem, Kruk. Jak stoimy z zapasami?
- Przecież to jest działka Bartholo...
- To BYŁA działka Bartholo. Ten baran ostatnio daje mi niekompletne raporty. Albo sprawdza magazyn pijany albo coś kradnie.
- Albo kradnie ktoś inny - powiedziałem do siebie, tak by Gomez nie usłyszał. Od razu pomyślałem o Mordragu. Tyle, że my zawsze staraliśmy się tuszować braki. Gomez nie musiał wiedzieć wszystkiego. Czyżby Bartholo o tym zapomniał?
- Pogadam z nim. I sprawdzę magazyn - zadeklarowałem.
Gomez nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową.
Zapukałem do drzwi kolegi, ale nie zastałem gospodarza.
- Gdzie jest? - zapytałem najbliższego strażnika.
- Bartholo? Nie było go tutaj od paru godzin, Panie.
Po upewnieniu się, że nie ma go nigdzie w budynku, wyszedłem z naszej kwatery. Zauważyłem go z daleka, stał sam i palił ziele.
- Podpieprzasz coś z magazynu? - zapytałem bez ogródek.
Spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Jasne. I specjalnie to dokumentuję, by Gomez o tym wiedział - sarkazm w jego głosie sugerował, że jest naprawdę wkurzony - Kurwa mać, robimy dla niego tyle rzeczy, a on nas traktuje jak złodziei. W dupie z tą robotą.
- Gomez wie, za co siedzisz?
Spojrzał na mnie ze skupieniem. Po chwili na jego twarzy pojawiło się zrozumienie.
- Kurwa mać - zaklął znowu - Raz się człowiekowi zdarzyło i już patrzą ci na ręce.
- To co jest nie tak ze stanami magazynowymi?
- Nie wiem. Mordrag jak zwykle podrypał co nieco, ale sam jeden by tyle nie zabrał. Myślę, że część towaru znika przez Skipa. Scatty powiedział mi, że ostatnio Skip założył się "na kredyt" bo był pewny zwycięstwa swojego kandydata. No i się pomylił, teraz wisi Scattiemu kasę. Rudy pewnie nie wziął, tylko kilka mieczy, które mógłby sprzedać.
- Mówiłeś to Gomezowi?
- Pewnie. Ale on wyraźnie przestał mi ufać.
Jest tylko jeden sposób, by sprawdzić, czy Skip faktycznie podwinął co nie jego. Poszedłem do Thorusa i dałem mu szczegółowe instrukcje. Ze wszystkich ludzi w obozie, to właśnie Bartholo był moim najlepszym kompanem. I było mi go zwyczajnie szkoda.
***
Dwa dni później było już po sprawie. Thorus osobiście opieprzył Skipa i zrobił rewizję sprzętu. Jak się okazało, Skip miał na sumieniu nie tylko kilka mieczy, ale też dwie paczki ziela (byliśmy przekonani, że to Mordrag je zabrał). Najciekawsze było to, że przyznał się podczas zeznań, że zdarzało mu się sprzedawać broń nie tylko strażnikom. Bartholo odzyskał zaufanie Gomeza, a Skip został ukarany dwoma tygodniami w celi. Początkowo Gomez zastanawiał się, czy kowal Stone nie ma czegoś wspólnego z tą sprawą, przecież codziennie siedział w tym samym budynku, co Skip. Thorus zadał mu kilka pytań, nawet specjalnie się nie siląc. Wiedzieliśmy, że Stone to uczciwy gość. Uczciwy jak na skazańca, rzecz jasna.
- Dzięki chłopaki - Bartholo dał mi i Thorusowi po butelce wina w ramach podziękowania. Sam sobie zostawił butelkę... wody.
- Nie pijesz?
- Dam sobie spokój na trochę - odparł kolega, czym zaskoczył nas obu - Wiecie, wolę by Gomez nie patrzył na mnie krzywo. Mimo wszystko pewnie myśli, że mam lepkie ręce. Więc na razie nie będę pił, nie chcę stracić tej roboty.
- A jeszcze niedawno mówiłeś, że do dupy z nią - zakpiłem.
- Daj spokój. Kto by w mojej sytuacji narzekał? Jesteśmy podkomendnymi najpotężniejszego człowieka pod barierą! Ma swoje humory, ale przecież zdecydowanie lepiej jest być po jego stronie.
Zgodziliśmy się, po czym odkorkowaliśmy butelki i wznieśliśmy toast. Za najlepszą robotę na świecie.