Sztuka pakowania

Wyświetlenia: 1006 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon

W podróże zawsze pakowałem się z tygodniowym wyprzedzeniem. Ojciec nauczył mnie tajemnych harcerskich technik takiego upychania rzeczy, aby jak najwięcej ich zmieścić w ograniczonej przestrzeni bagażu. Oszczędność masy oraz objętości jest niezwykle istotna podczas podróży nie tylko pieszej, ale również z pomocą roweru bądź lokalnych krótkodystansowych autobusów. Niezwykle satysfakcjonowało mnie niby "przypadkowe" porównywanie swojego skondensowanego bagażu z innymi uczestnikami wycieczek. Podczas gdy inni musieli zrezygnować z niezwykle przydatnych rzeczy, ja zawsze miałem wszystko. Każdą wklęsłą powierzchnie, którą inni marnowali, ja wypełniałem kulkami ze skarpetek. Ręcznik zawsze rolowałem w ślimaka i wpychałem do menażki. Rzeczy oczywiste, ale najwidoczniej nie dla wszystkich. Nie mówię już o doborze odpowiednich surowców. Kiedy inni taszczyli ulubione ceramiczne kubki, ja radziłem sobie aluminiowym odpowiednikiem o pojemności 100 ml. Dezodorant w spreju? Nie rozśmieszaj mnie, u mnie tylko kulka opróżniona do 1/6. Po co cała szczoteczka do zębów, skoro można uciąć niepotrzebną rączkę? Wszyscy śmiali się ze mnie, dlatego że byłem konsekwentny w swoich działaniach. Pakowałem się kompleksowo na wszelki wypadek nawet do szkoły, tak żeby prowiant starczył mi na 2 dni drogi pieszej (lub 6 dni w ukryciu). Wszystko wydawało się pod kontrolą dopóki nie odkryłem podróży autostopem...
Moją obsesją stało się podróżowanie coraz dłużej z coraz mniejszym bagażem. Czasami trzeba przedostać się przez całe miasto w upale, aby dojść z miejsca w którym wystawił cię miły kierowca do miejsca w którym można łapać dalej. Nie można sobie wtedy pozwolić na zbędny ciężar na plecach.
Wygodny namiot 1 os. zmienił się w hamak, a później zdecydowałem się nie używać przenośnego schronienia. Śpiwór w mojej ocenie supełnie wystarczał, zwłaszcza że zakupiłem ultra mały egzemplarz. Co prawda jego izolacja termiczna nie istniała, ale nie szkodzi. Miałem przecież swój tłuszcz oraz izolacje od podłoża. Mówiąc o izolacji - nie chce mi się wierzyć, że początkowo używałem grubej i wielkiej karimaty. Użytkowników takich wygód nazywam teraz amatorami i spluwam na nich kiedy tylko widze ich na miejscach do łapania okazji. Na początku zmieniłem karimatę na matę aluminiową. Ma grubość od 0,5 cm i da się ją zwinąć w małą kosteczkę ale to również mi nie wystarczało. Zacząłem spać na niewykorzystanych kartonach, na których pisałem nazwy miast gdy łapałem stopa. Niezwykła oszczędność miejsca, a izolacja również nie najgorsza. No chyba że przeszkadzają ci okresowe bóle w plecach i wbijające się korzenie ale wtedy nie mamy co tutaj dyskutować. Po prostu nie nadajesz się na takie podróże. Jeśli chodzi o naczynie do picia to zapomnij o takich wygodach... To zabawki dla początkujących. Przez pewien czas używałem kieliszka na wódkę, ale wpadłem na pomysł, że przecież mam własne ręce, które działają jak naczynie kiedy sie je złoży. Pije z nich wszystko - wodę, soki, wódkę a nawet syropy na kaszel. Nie myje ich, bo szkoda wody, którą przecież można pić. Zwykle wycieram je w kartony na których śpie. Dzięki temu kiedy nocuje na zboczach, przyklejam sie do kartonów i nie ześlizguje się - śpiwór zawsze był trochę śliski. Piszę 'był' gdyż teraz nie wożę już ze sobą tego niepotrzebnego worka. Przykrywam się ubraniami, które ze sobą zabieram. Opróżniam plecak i wkładam do niego nogi. Ręce ciasno zawiązuje sznurkiem, aby stracić czucie i nie zwracać uwagi na chłód. Przydatne rozwiązanie - zwłaszcza w zimie. Czasami przeszkadza drganie palców na następny dzień ale da się przyzwyczaić. Jeśli chodzi o pożywienie, to kiedyś żywiłem się Vifonami, chlebem i pasztetem ale odkryłem freeganizm i teraz nie muszę nosić ze sobą jedzenia. W podróży zaglądam do najróżniejszych śmietników. Przerzucanie śmieci jest wygodniejsze z powodu trzęsących się rąk, po prostu wkładam je do pojemnika i zwykle ciekawe kąski same ukazują się pod wypływem wibracji. Naprawdę dużo można wyhaczyć za supermarketami i na placach późnymi godzinami, kiedy sprzedawcy już sprzątają i mają niechciany towar doutylizacji. Moje ubrania to zwykle jedna para spodni, dodatkowa koszulka (koniecznie na ramiączkach, dzięki temu pot spod pach od razu paruje i nie potrzebuje wozić dezodorantu). Nie biorę ze sobą skarpet, ponieważ całą podróż wchodze w klapkach. Wszedłem już na parenaście gór w samych japonkach. Parę razy skręciłem kostkę oraz przeciąłem podeszwę stopy kamieniami ale takie sytuacje tylko uczą silnej woli, więc bierz to jako pozytyw. Majtek nie potrzebuje, ponieważ chodzę w spodniach. Myje się w rzekach i jeziorach, zimno wody i zanieczyszczenia otrzeźwiają umysł i pobudzają do myślenia, podobnie zresztą jak głód. Do obrony przed natrętnymi zwierzętami lub agresywnymi delikwentami miałem kiedyś gaz pieprzowy i nóż, ale zgłębiłem tajniki walki wręcz oraz dźgania innych patykiem z gównem na końcu. Nie potrzebna mi teraz inna ochrona a zarówno patyk jak i gówno można znaleźć/wyprodukować samemu. Jako ochronę przed słońcem mam skórę. W zimie odpada grubymi płatami ale jest to normalna regeneracja tkanek, jeśli o tym nie słyszałeś to proponuję poczytać o tym jak funkcjonowali ludzie przed erą osiadłego trybu życia. Doszedłem do momentu w którym w podróż ze sobą zabierałem tylko plecak z aparatem kompaktowym, zamienną koszulką na ramiączkach, pastę do zębów (używałem palca zamiast szczoteczki), oraz saszetkę z dokumentami, pieniędzmi, telefonem komórkowym, kompasem oraz markerem (do pisania na kartonach). Na szczęście udało mi się zlikidować i te niepotrzebne rzeczy. Niepotrzebny mi aparat, skoro mam oczy i mogę potem opowiedzieć o tym co widziałem. Koszulki zamiennej nie potrzebowałem, bo przestałem nosić koszulki, dzięki czemu nie musiałem również tak często się myć. Kartonów przestałem używać, łapałem stopa tylko wystawiając kciuka i jadąc w losową stronę. Pieniądze mi nie potrzebne, bo mogę żebrać w czasie podróży lub sprzedawać na placach jedzenie zdobyte z freeganizmu. Telefon również przestałem ze sobą brać, bo bronić się umiem (więc nie muszę dzwonić na policje) a lecze się ziołami zerwanymi w lesie (pogotowie odpada). Zęby mi wypadły, więc nie musiałem ich myć i dodatkowo straciłem 0,2kg masy. To uświadomiło mi coś bardzo ważnego- mogę dodatkowo stracić swoją masę własną, co ułatwi mi dodatkowo poruszanie. Dzięki mojej diecie moja waga spadła z bezużytecznych 90kg do 52kg i powoli spada (mam 175 cm). Po ogoleniu włosów na ciele i obcięciu paznokci straciłem dodatkowo 120g masy. To jednak było dla mnie za mało aby szybko i konfortowo podróżować. Oddałem nerkę, płuco, jądra, pół mózgu, pośladek oraz 4/5 jelita grubego. Pomniejszyłem żołądek, aby nie czuć głodu. Pozbyłem sie również swoich kończyn oprócz prawej ręki, którę teraz pisze. Moje podróże są teraz bardzo satysfakcjonujące ze względu na to, że mogę wysyłać się paczką. Pracuje na poczcie liżąc znaczki - za zarobione pieniądze wysyłam się gdzie chce. Poruszanie się jest utrudnione przed brak nóg, ale umiem podskakiwać na jednej ręce, musze tylko robić przerwy gdyż krew napływa mi do głowy. Bo obcięciu sobie uszu doszedłem do ostatecznej decyzji. Przywiązuje do siebie kółka i obcinam ostatnią rękę. Ten tekst to ostatnia rzecz, którą napiszę z taką szybkością. Kolejne rzeczy będę pisał nosem. Zamierzam wysłać się w paczce do samego siebie (na serio) i wrzucić to na youtube. Śledźcie mnie i kibicujcie. Wasz mentor autostopu.



Top tygodnia
Wysyłanie...