Reformy w McDonald's
Wyświetlenia: 904 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
Następnego dnia wstałem o 7:00, założyłem garniak jeszcze od studniówki i zaczesałem włosy na żel do tyłu jak Gordon Gekon ze znanego filmu o biznesie „Wall Street”, bo w końcu jak mam być menadżerem to chyba muszę wyglądać jak manadżer. Wziąłem taki rozpierdziany neseser od starego, wsadziłem kalkulator, notatnik i kilka długopisów. Psikłem jeszcze bossem pod pachy i byłem gotowy do wyjścia. Punkt 8:00 zjawiam się pod makdonaldem, którym miałem zarządzać. Chwile podziwiałem z wielką dumą lokal od zewnątrz, a następnie zbiłem pionę z tym takim plastikowym klaunem pedofilem i wszedłem do środka. Wszyscy pracownicy stali w środku równo i czekali tylko na mnie. Powiedzieli „dzień dobry, Panie Anonie, bardzo nam wszystkim miło Pana poznać i oczywiście jesteśmy do Pańskiej dyspozycji”, po czym wszyscy ukłonili się jednocześnie. W tym momencie pojąłem słowa Francisa Underwooda o wyższości władzy nad pieniędzmi.
Po tym, jak wszyscy pracownicy przedstawili mi się, zapowiedziałem, że będziemy teraz wdrażać nowatorski system zarządzania KNUT, który poznałem na Harvardzie xD Jeden z moich poddanych – Arek – powiedział, że przecież McDonalds to franczyza i tu nie ma miejsca na żadne nowatorstwo. Nie miałem pojęcia co to jest franczyza, więc pokazowo wypierdoliłem Arka na zbity ryj i powiedziałem, że tak skończy każdy cwaniak, który zakwestionuje harvardzki system zarządzania i moje rozkazy. „Tak, Panie” odpowiedzieli wszyscy xD. Jeśli wiedziałem coś o zarzadzaniu, to właśnie to, że trzeba wszystkich trzymać krótko, wzbudzać niepewność i strach o swój los.
Chwilę później kazałem wszystkim rozejść się na stanowiska i rozpocząć pracę i sam swoją również rozpocząłem. Najpierw wziąłem się za stanowisko z frytkami i mówię, że to chyba nie jest normalne, że jak ktoś zamawia frytki powiększone, to wcale nie dostaje frytek powiększonych, tylko dostaje więcej normalnych frytek. Od razu kazałem zmienić w menu „frytki powiększone” na „więcej frytek” a „małe frytki” na „mniej frytek”. Klient chyba musi
wiedzieć co kupuje. Minęła zaledwie godzina, a mój lokal już był bardziej przyjazny klientom.
Potem zabrałem się za usuwanie z oferty wszystkich zbędnych produktów. Najpierw wykreśliłem jabłka, bo to jest restauracja a nie jakiś kurwa bazar, potem sałatki bo nikt tego nie je, a nawet jak jakiś gej to je, to przynajmniej nie będzie już przychodził a na końcu kroplę beskidu bo smakuje gównem. To były zmiany głównie wizerunkowe, po których przyszedł czas na zwiększenie obrotów w moim lokalu.
Zwiększenie obrotów w McDonald`s to bułka z masłem i nie rozumiem, czemu żaden inny manadżer na to jeszcze nie wpadł. Wystarczy dodawać te gówniane zabaweczki nie do jednego happy meala, ale do dwóch. Przecież wiadomo, że każden jeden bachor musi koniecznie dostać tę zabaweczkę. Zgadnijcie co zrobi rodzic, kiedy ma do wyboru stratę dziecka albo kupienie dwóch happy mealów zamiast jednego. Zresztą później okazało się, że wskutek tej zmiany obroty faktycznie wzrosły o ponad 50%.
Tak naprawdę jedyne co zostało mi do poprawienia to produktywność pracowników, ale to też było banalne. Podchodziłem do każdego pracownika po kolei i mówiłem „szybciej”, a jak nadal produktywność nie była na zadowalającym poziomie to mówiłem „no szybciej”. Wierzcie lub nie, ale to doskonale działało. Po jakimś czasie zdecydowałem się na pewną automatyzację i komendę „szybciej” puszczałem z nagrania przez głośniki. Wszystko zapierdalało jak w zegarku i dostawałem kolejne gratulacje i podwyżki od pani Doroty.
Oferta była spójna i dopracowana, model biznesowy dopięty na ostatni guzik, a pracownicy zmotywowani jak nigdzie indziej. Uznałem, że to dobry moment aby się trochę zabawić.
Czasem podchodziłem do pani Basi i mówiłem, że teraz ja przez chwilę poobsługuję drive thru xD. Jak ktoś zaczynał składać zamówienie przez to takie radyjko, to mówiłem „spierdalaj” i śmieliśmy się razem z panią Basią machając przez okienko do Januszy odjeżdżających z piskiem opon . Czasem odpowiadałem „dupa” i wtedy śmieliśmy się jeszcze bardziej.
Innym razem kodowałem maszyny do składania zamówień tak, że dwie osoby dostawały ten sam numerek i potem patrzyłem jak dwa Janusze biją się o powiększonego wieśmaca.
Generalnie działo się jeszcze wiele rzeczy, może nawet kiedyś opowiem Wam, jak wykupiłem koncesję na alkohol, albo jak wpadłem na pomysł założenia McAnon`s, ale na razie przyznam tylko, że z przyjemnym środowiskiem i zajebistymi ścieżkami rozwoju to wcale nie żartowali.