Card image cap

#3/11 Pożegnanie Y'Beriona

Wyświetlenia: 1105 / 0 | Seria: Gothic I - #BRACTWO | Dodano przez:Bronko

- Jesteśmy tutaj, aby pożegnać osobę, która dała nam wszystkim drugie życie. – Głos Cor Angara był przepełniony żalem. Łamał się, wydawać by się mogło, że wielki wojownik zacznie łkać, ale teraz, stojąc na piedestale przed zgromadzonym bractwem, nie mógł sobie na to pozwolić. – Nadał sens temu, co się nam przytrafiło. Dzięki niemu przestaliśmy być bandytami. Przestaliśmy być zwykłymi skazańcami, szujami… - Musiał przerwać, każdy to widział, ale nikt nie oponował. Nie każdy wierzył, ale każdy szanował Y’beriona. I z samego tego szacunku milczeli. Niektórzy ze spuszczonymi głowami, a inni, głównie strażnicy, dumnie patrzyli na swojego przywódcę, być może po to, aby go wesprzeć, dać mu sił. Pomiędzy nimi był i Drak, który bardzo szanował Angara, można powiedzieć, że przez te wszystkie lata wytworzyła się pomiędzy nimi swojego rodzaju przyjaźń. Choć Cor Angar nigdy do otwartych osób nie należał. - …zaczęliśmy różnić się od innych obozów. Skończyliśmy z zadawaniem bliźniemu przemocy, porzuciliśmy dawne, bandyckie życie, staliśmy się krzewicielami nowej wiary. Staliśmy się przykładem, pokazaliśmy, że nawet najgorszy bandyta może się nawrócić. I choć było to piękne, to nasza religia okazała się być podstępnym kłamstwem! – Teraz wszyscy podnieśli głowę, wpatrzeni w mistrza. Baal Tyon i Cadar spojrzeli na siebie, a następnie ruszyli w stronę Angara. – Jaśnie Oświecony przed śmiercią wyznał mi, że poznał prawdę. Oddawaliśmy cześć demonowi! – Strażnicy rozstawieni na warcie nie przepuścili Baalów, których najwyraźniej szanowali mniej, niż swojego dowódcę.
- To kłamstwo! – Tyon podniósł pięść i z nienawiścią patrzył na Angara.
- Odsunąć się! – Cadar wciąż próbował się przecisnąć.
Baal Parvez, który wyruszył do obozu, jak tylko usłyszał wieści o rytuale, pozwolił sobie złapać Cadara za ramię, odciągnąć go. – Ma rację, to Śniący raził Y’beriona!
- Ziele wypaliło ci umysł! – Parvez nie posłuchał. W dłoniach Cadara pojawił się szarozielony dym. – Myślisz, że jesteś prawdziwym Baalem? Daliśmy ci ten tytuł, żebyś łatwiej zgarniał nowych, więc spieprzaj!
- Spokojnie, bez nerwów. – Parvez podniósł dłonie, nie sięgał do broni.
- Śniący nie jest bogiem! Musimy go porzucić! – Złapał za emblemat, zdobiący jego zbroję i oderwał go, odrzucił i przygniótł butem.
- Skoro wiara pozwoliła nam zmienić się na lepsze, to dlaczego mielibyśmy go odrzucić? – Drak nie wytrzymał i odpowiedział na brednie Angara. Stracił w jego oczach w kilka chwil. Poczuł złość o wiele większą, niż powinien był, być może przez swoje objawienie. Poczucie bycia wybrańcem sprawiało, że był w stanie zrobić wiele więcej w służbie swojego boga. – Skoro jego nauki mają dobry wpływ na ludzi, dlaczego tak łatwo go odrzucasz?
- Właśnie! – Krzyknął ktoś z tłumu.
- To demon! – Przypomniał ktoś inny.
- Zabił jaśnie oświeconego, kto wie jaki los szykuje tym, którzy z nim pozostaną. – Rzucił Angar. W ślad za nim wielu innych strażników, w tym wszyscy, którzy strzegli schodów do świątyni, odrzuciło boskie znaki ze swoich pancerzy. – Y’berion wykorzystał swoje ostatnie tchnienie, żeby nas ostrzec, musimy odrzucić Śniącego choćby z szacunku dla naszego duchowego przywódcy. To on, a nie ten demon sprawił, że jesteśmy lepsi. To jego nauki…
- Jego nauki pochodzą od Śniącego! – Drak nie mógł się z tym pogodzić, prawdopodobnie wielu innych też. Obok narastającej agresji poczuł coś jeszcze. Miał już sięgać do rękojeści miecza, ale dreszcz sprawił, że ręka pozostała na miejscu. – Przyjdzie na to czas. Spokojnie. – Usłyszał znów w swej głowie głos. Tym razem był łagodny, cichy, niebolesny. Jak zimne powietrze z ust matki dmuchającej na ranę, głos ten miał przynieść ukojenie. – Podporządkuj się.
- Cor Angar ma rację, powinniśmy odrzucić Śniącego. – W końcu wypowiedział się ten, który udzielał nauk wszystkim nowicjuszom. Baal Tondral. A więc i on został przekupiony przez złych bogów.
- To dla nas wszystkich bardzo trudne, ale jeśli taka była wola Y’beriona – to ja w to wierzę. – Zawtórował mu Baal Namib. Nowicjusze nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, nie mieli praw dyskusji z tak ważnymi osobistościami obozu. Za Mistrzem Tondralem poszło większość nowicjuszy, którzy ściągali swoje wisiorki, amulety, czy elementy pasków, na których było widać ten znak. Mieli zdecydowaną większość.
- Wspomożemy Nowy Obóz w ich planie odzyskania wolności. Już wysłałem człowieka, który ma się tym zająć.
------------------------------------------------------------------------------

- My odchodzimy, Drak. – Gor Hanis, który także wrócił na pogrzeb Y’beriona, miał za sobą kilku strażników świątynnych. – Może pójdziemy do Starego Obozu powalczyć na arenie, a może gdzieś indziej. Weź swoich chłopaków i chodźcie z nami. Wszyscy wiemy, że nie godzisz się na to, co robi Angar.
- Powinniśmy trzymać się razem. - Nigdy nie byli bliskimi przyjaciółmi, ale teraz wiedział chociaż, że może im ufać. W przeciwieństwie do reszty obozu. – Uciekniesz z podkulonym ogonem?
- Wolę to, niż wyrzec się wiary. A ty?
- Ja niczego się nie wyrzekam, Śniący rozumie, widzi przecież co się dzieje. To jedynie próba, którą zamierzam przetrwać.
- Nie rozumiesz, do czego są zdolni? Odrzucili nasz wieloletni dorobek. Odrzucili wszystkie wartości, które wyznawaliśmy. Śmierć Y’beriona i odejście Kaloma okazało się być Angarowi na rękę.
- Do czego zmierzasz? – Gor Na Drak zupełnie odruchowo podrapał się po brodzie. Ręce świerzbiły go, ale bynajmniej nie w stosunku do jednego z niewielu prawdziwie wierzących. – Uważasz, że Angar skłócił się z Kalomem, żeby się go pozbyć i otruł Jaśnie Oświeconego?
- A czy ktoś inny może potwierdzić co Mistrz powiedział o Śniącym? – Hanis nie spodziewał się uzyskania odpowiedzi, budząc w Draku zupełne zmieszanie.
- Naprawdę myślisz, że byłby do tego zdolny? – Drak odetchnął głęboko i odwrócił się, miał dosyć rozmowy, która uderzała w całą oś jego świata. – Jeśli tak, tym bardziej ktoś musi pilnować, żeby Angar nie zniszczył naszego obozu do końca.
- Niech Śniący będzie z tobą. Jak zmienisz zdanie i będziesz chciał uciec, zawsze będziesz moim bratem.
Gor Na Drak już go nie zatrzymywał. To kolejna mała grupka, która odłączyła się, powodując, że ilość zaufanych powoli topniała. Wierzył, że to szał pierwszych dni, wiele słów wypowiedzianych w emocjach, wiele decyzji podjętych zbyt pochopnie. Ba, sam był zbyt pochopny. Gdyby nie bog, sam rzuciłby się na Angara. Dobrze, że swoich przyjaciół wysłał do kopalni, mogli chociaż wyżyć się po tym, co zobaczyli.
Musiał porozmawiać z kimś ze Starego Obozu, dogadać się co do ceny. Musiał też iść tam, gdzie nakazał mu Śniący. Ciężar całego dnia sprawił, że spał jak zabity.
------------------------------------------------------------------------------

Trzeciego dnia od Śmierci Y’beriona wyruszył na Cmentarzysko Orków, jak nazwał to pomagier Cor Angara, a później sam Angar. Kiedy dotarł do wielkiej bramy w kształcie czaszki, która wbita była w górę wiedział już jak bardzo trafna jest ta nazwa. Postanowił iść sam, to było jego własne zadanie, które otrzymał od swojego boga. Pewien był powodzenia zadania, czuł na sobie jego opatrzny wzrok. Już na samym początku poczuł obrzydzenie, kiedy zobaczył rozkładające się ciało jakiegoś młodego strażnika, którego nigdy dobrze nie poznał.
Przejście było otwarte. Z wnętrza czuć było jeszcze większą zgnilizną. Powstrzymał wymioty niemal cudem. Wchodząc do środka odpalił pochodnie. Sam nie wiedział czego się spodziewać.
Wszystkie kraty były otwarte, a z nich wychylały dziwaczne, orkowe mumie. Miejsce wydawało się być opuszczone. Gdzieniegdzie widział orkowe trupy. Całość budowli była niepokojąca. Podłoże było mocno zniekształcone, wszędzie na ścianach widział dziwaczne, orkowe runy, których nie rozumiał. Nawet w sercu tak doskonałego wojownika teraz obudziła się trwoga. Szedł jednak dalej, rozświetlając sobie mroki przerażającego budynku. Słyszał kapanie wody, gdzieś w głębi, za ścianami. Potknął się o zwłoki kolejnych strażników, które leżały razem, zakrwawione, gnijące, obok ciał orków. Obrzydzenie wzięło górę, a Drak zwymiotował.
Doszedł do okrągłego portalu, zza którego widział trzy różne drogi. Rozglądał się dłuższy czas, niepewnym tego, co może czaić się za ścianami. Najgorszy był fakt, że wszystko wyglądało na splądrowane, nawet zwłoki, które mijał. Strażnicy pozbawieni broni i mikstur, orkowie także. Co tu się wydarzyło? Początkowo wszedł w drzwi, za którymi ścieżka prowadziła w dół. Nie było tam nic poza pajęczynami, otwartymi bramami, które kryły za sobą być może coś istotnego i kilkoma nagrobkami. Widział dziurę w suficie.
Wrócił znów do głównej pieczary. Chciał już skręcać do pomieszczenia, które musiało być nad poprzednim, ale nagle poczuł coś. Ogarnęło go dziwne poczucie chęci pójścia w lewo, po schodkach. Poszedł wzdłuż długiego, wąskiego, nieco okrągłego korytarza, aż w końcu sufit podniósł się, a on znalazł się w wielkiej komnacie. I tutaj widział orkowe zwłoki.
- Jesteś już blisko. – Głos odezwał się w końcu, uspokoił Gor Na Draka, który czuł się tutaj osamotniony. Powinien się przestraszyć, ale tak się nie stało. Pewien, że prowadzi go Śniący, skręcił tam, gdzie ten chciał. Przeszedł przez bramę po prawej i poszedł wzdłuż korytarza. Tam znalazł ciało.
- Lukor. Lukor! – Padł przy ciele, na kolanach, zaczął potrząsać zimnymi zwłokami tak, jakby miały się obudzić. – Nie! Lukor! – Zobaczył krew na jego zielonoszarej szacie. Dziury od miecza, którym musiał być kilkukrotnie dźgnięty. Widać było, że walczył. – Lukor! – Potrząsnął nim raz jeszcze. Ten z Baalów odezwał się do niego jako pierwszy. Kiedy stawiał swoje pierwsze kroki w obozie, kiedy zrezygnował z bycia cieniem. To on wprowadził go w tajniki wiary, to on pokazał mu jak uwarzyć miksturę i przekonał Cadara do tego, że Draka warto uczyć podstaw magii Śniącego. A teraz leżał tu, zimny, pośród orkowych grobowców.
- Zabił go pomocnik Angara. Zaatakował. Z premedytacją. – Głos sączył jad w duszę Draka. A więc to takimi ludźmi otacza się Angar? Poczuł do niego obrzydzenie.
- Zabiję go. Ich obu. – Wysyczał.
- Zabijesz. W swoim czasie. Masz zadanie. - Wtem poczuł powiew wiatru. Grobowiec, przy którym leżał Lukor otworzył się, jego pokrywa opadła i roztrzaskała się z hukiem. – Weź je i daj najwierniejszym. Niech noszą je, na razie w ukryciu. Dadzą wam siłę.
Drak puścił ciało i zajrzał do środka. Było tam dziesięć amuletów. Wszystkie z podobizną Śniącego. Drak wziął jeden z nich. Emanowała od niego energia. Potężna, pierwotna, magiczna. Dająca siłę. Doświadczony mag z daleka wyczułby tu energię samego Morgradu. Gor Na Drak nie był doświadczonym magiem. Założył amulet.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...