#4/11 Przetarg na pełzacze
Wyświetlenia: 1067 / 0 | Seria: Gothic I - #BRACTWO | Dodano przez:Bronko
- Za osobę, która może odwołać elitarnych łowców pełzaczy. – Drak był pewniejszy siebie. Stał dalej, wyprostowany, dumnie prężąc znak śniącego przyczepiony do piersi. Pod pancerzem miał amulet, który swoimi niewidzialnymi mackami podsycał w nim gniew. – Ilu kopaczy traciliście tygodniowo zanim zaoferowaliśmy wam umowę?
- Ale, do cholery, dlaczego nagle wymagacie od nas zapłaty?! Może jeszcze do tyłu? Myślisz, że Gomez się ucieszy, baranie?! – Drak zacisnął pięści. Na razie jednak musiał pozostać dyplomatą. Wysoki ton głosu Barthola irytował. Miał ochotę wbić mu swoją pięść głęboko w gardło.
- Nie wymagaliśmy zapłaty, bo korzystaliśmy na trupach pełzaczy. Teraz nie, bo nie musimy.
- Ach tak, bo wasze wielkie czary już sobie zrobiliście. I co, kurwa, jak tam na wolności, już was Śniący wypuścił? – Bartholo krążył po sali, ocierając pot z czoła. Sam też był zirytowany. – Paskudny, kurwa głąb. – Mruczał pod nosem. W takich chwilach Drak widział o ile bardzo różniła się kultura zachowań tutaj i w ich obozie. A różnicą był jedynie Śniący.
- To tylko pięćdziesiąt bryłek od jednego pełzacza.
- Pięćdziesiąt bryłek! Pięćdziesiąt! Ty wiesz ile wy pełzaczy ubijacie?! – Bartholo sam się zmieszał, kiedy to powiedział. Zapędził się w kozi róg.
- Wiem. I dlatego za darmo nie chcemy tego robić. – Drak wykorzystał sytuację.
- Kurwa, muszę porozmawiać z Krukiem. Kruk! Kruk! – Bartholo krzyknął parę razy, nie chciało mu się wychodzić. Po chwili dało się słyszeć kroki.
- Czego? – Zapytał magnat, który wszedł do środka. Był postawny, miał zimny wzrok i poważny wyraz twarzy.
- Pięćdziesiąt bryłek za pełzacza! Wyobrażasz sobie, co ci sekciarze wymyślili?
- Ekhm. – Chrząknął Gor Na Drak.
- Od kiedy to nie chcecie pracować za waszą wydzielinę? – Kruk wydawał się być dobrze poinformowany.
- Daj mu amulet. – Cichy głos odezwał się w głowie Draka. Ten jednak musiał go zignorować – jak niby teraz miał dać Krukowi amulet? I dlaczego? Nie był bratem!
- Bo nie potrzebujemy już wydzieliny, rytuał się odbył. Nie chcemy pracować za darmo, więc prosimy o rudę, albo rezygnujemy.
- Gomez nie będzie zadowolony. – Kruk odezwał się do Batholo, a ten pokiwał głową. – Ale lepsze to, niż pełzacze. Albo, hehe, zawalenie kopalni.
- Nie kracz. – Bartholo nie było do śmiechu. – Dobra, pięćdziesiąt bryłek.
Kiedy zamknął za sobą drzwi znów usłyszał głos, poczuł jednocześnie duży ból w okolicy serca. Gniotący, jakby ktoś usiadł mu na klatce piersiowej.
- Dlaczego nie dałeś mu amuletu?! – Głos ryknął.
- Niby jak? Nie przyjąłby! To amulet wiernych, jak miałem to zrobić? – Drak odpowiadał cicho, próbując złapać oddech.
- Znak przyjaźni?! Głupcze! – Ból ustał. – Wymyślimy coś innego.
----------------------------------------------------------------------------
- Widzieliście może Gor Hanisa? – Drak szukał ludzi po zewnętrznym pierścieniu. Jeszcze parę dni temu mówili, że może powalczą na arenie.
- Byli tu, ale wczoraj poszli. – Scatty odpowiedział od razu, wiedział wszystko, co działo się w okolicy. Żył z plotek, zakładów i nauki walki. – A szkoda, bo póki byli, to nieźle ludzie obstawiali.
- No nie wiem, mnie się niezbyt podobało. – Siedzący dłuższy czas przy ognisku Kirgo wyglądał na dosyć pokiereszowanego. Jego twarz była jednym wielkim siniakiem.
- Nie dziwię się, jesteś cholernie słaby. – Scatty zaśmiał się i popił piwa.
- Jak wszyscy tutaj. – Kharim, palący skręta też ciągle się tu kręcił. Tylko tutaj miał względny spokój. Jako przedstawiciel Nowego Obozu w każdym innym miejscu Starego mógł jedynie liczyć na niechęć ze strony mieszkańców. Z kopaczami jeszcze by sobie poradził, nawet kilkoma, ale wszędzie byli ci cholerni strażnicy.
- Ej, bo ci zaraz przywalę. – Kirgo uniósł się honorem, ale widząc podniesioną pięść czarnoskórego przeciwnika zrejterował. – No już dobrze, wygrałeś. – Skierował się w stronę Snafa.
- Wiesz dokąd poszli? – Drak zdawał się być neutralny wobec międzyobozowych przepychanek.
- Może wiem, a może nie wiem. – Scatty uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie. Kilka bryłek poleciało na stół. – Kazali ci przekazać, że idą w kierunku Nowego Obozu. – Ponownie kilka bryłek. – Wzdłuż rzeki. – Drak zaśmiał się, sypiąc kolejne bryłki. Miał ich trochę, wziął przedpłatę od Bartholo. – Tak właściwie, to powiedzieli, że będą na wzniesieniu niedaleko chaty Cavalorna. Wiesz gdzie to? Sypnij jeszcze, a cię zaprowadzę.
- Dzięki, nie trzeba.
Ruszył w kierunku głównej bramy zewnętrznego pierścienia. Po drodze minął chatę Snafa, który akurat zmieniał opatrunek Kirgo, zapewne za kilka bryłek. Minął także Wrzoda, który siedział smutny sam.
- Hej, kole..
- Nie. – Drak poszedł dalej. Trudno, został wystawiony przez kolejnego przyjaciela. O dziwo nie ruszył za strażnikiem.
Minął także Bloodwyna, zbierającego myto od kilku kopaczy. Nic dziwnego, że ludzie chcieli się stąd przenieść, skoro strażnicy ich obozu zastraszali własnych mieszkańców. Obrzydliwe.
----------------------------------------------------------------------------
- Gor Na Drak!
- Zbudź się! – Obydwaj uścisnęli sobie dłoń na powitanie. Razem z Hanisem było jeszcze trzech strażników świątynnych. Stworzyli prowizoryczny obóz na wzniesieniu, rozpalili ognisko, nad którym piekli ścierwojada. Z dala od zgiełku, wolni, wydaje się, że znaleźli spokój. Nikt ich nie nękał, mało kto rzuciłby się na czterech dobrych wojowników.
- Mam dla was dary od Śniącego.
- Co? Żartujesz? – Hanis nie do końca uwierzył w tak nagłą deklarację.
- Objawił mi się, w dzień rytuału. – Na potwierdzenie słów wyciągnął z torby cztery amulety. W środku brzęknęły też bryłki i kilka mikstur. – Nakazał mi dać je prawdziwie wiernym. Dadzą wam siłę w tych ciężkich chwilach.
- Skąd to masz? – Hanis pozostawał nieufny. Wziął do ręki jeden z amuletów. Wydawał mu się dziwnie pociągający. Wołał do niego, chciał trafić wprost na jego szyję. Jeden ze strażników go założył.
- Ma moc! Wspaniały! – Od razu poczuł się silniejszy.
- Są magiczne, to pewne. – Zawtórował mu drugi.
- Śniący wskazał mi miejsce, a ja w nie poszedłem. I znalazłem to. Na jego chwałę. – Sięgnął do swojej szyi i pokazał Hanisowi. Ten najwyraźniej się przekonał, bo sam założył swój.
- Dziękuję, bracie. Usiądź z nami, może zapalisz?
- Chętnie, ale nie zabawię długo, muszę jeszcze zajść do kopalni, przekazać je chłopakom.
-----------------------------------------------------------------------------
Stara Kopalnia wyglądała z zewnątrz niepozornie. Ot, kilka niemrawych umocnień, kilku strażników, fragmentaryczna palisada, wieżyczka, robiona jakby od niechcenia, a to wszystko broniące największej kopalni Górniczej Doliny, na dnie której leżało rudy tak wiele, że Saturas dałby się za nią pociąć.
- Czołem, Drake. – Kiwnął głową strażnikowi stojącemu najbliżej wejścia.
- Nie słyszałem, żeby były problemy na dole, dawno tu nie byłeś bez okazji, Gor Na Draku. – Prawie-imiennik był człowiekiem spokojnym, o bardzo wysublimowanym poczuciu humoru. Sączył akurat piwo, jedno zresztą przekazał Drakowi, który nie odmówił. Siedli razem na stołkach.
- Ja do chłopaków, mam dla nich parę rzeczy i wieści. – Nie musiał spowiadać się strażnikowi, ale nigdy nie byli w złym kontakcie, nie widział więc celu zatajania czegoś takiego. – Myślałem, że po zniszczeniu gniazda będzie tu spokój i zrezygnujecie z naszego towarzystwa.
- Spokój? Człowieku, Ian dobrze mówił, że tu jest z tuzin takich gniazd, jak tamto. Jedno zniszczycie, to zaraz powije się nowa królowa. – Drake machnął ręką. – Tu nigdy nie będzie spokoju.
- Cóż, może to i lepiej. Będziemy mieli okazję do wypicia piwa.
- Ano. Słyszałem o waszym przywódcy. Szczere kondolencje, wiem ile dla was znaczył.
- Dziękuję. – Drak pokiwał głową.
- Szkoda, że Gomez się jeszcze nie wybiera na tamten świat, hehe. – Bardzo wysublimowane poczucie humoru. Sekciarz odpowiedział mu jedynie udawanym śmiechem. Dopił piwo.
- Idę szukać chłopaków.
- Są zapewne na dole.
------------------------------------------------------------------------
Drak nie przepadał za Kopalnią. Za dużo drabin, po których bardzo łatwo się ześlizgnąć i spaść. Od schodzenia jeszcze bardziej nie lubił wchodzenia. Nigdy nie wiadomo kiedy się spadnie, jak mówiło stare powiedzenie kopaczy. Swoich przyjaciół rzeczywiście znalazł na samym dnie, na swoje nieszczęście. Siedzieli i, weseli, zapewne w przerwie od lokalizowania gniazd, pili kolejne piwo i palili skręty. Zazdrościł im nieświadomości tego, jak ciężka atmosfera zrobiła się w obozie. Wierni przeklinali zdrajców, a zdrajcy przeklinali wiernych, którzy, jak uważali, oddają cześć demonowi.
- O, patrzcie kto przyszedł.
- Obóz został bez najlepszego strażnika!
- Śniący z wami. – Drak uśmiechnął się i położył ciężką torbę na stół. – Dogadałem się z ludźmi Gomeza. Macie pięćdziesiąt bryłek za ubitego pełzacza.
- O cholera, dobre! – Vid klasnął w dłonie. Reszta wyglądała na zadowoloną.
- To co, zagramy w kości, skoro będziemy bogaczami? – Bar zatarł ręce.
- A kto będzie liczył pełzacze? Kto będzie wypłacał? – Kosh był dość nieufny, jeśli chodzi o interesy ze Starym obozem.
- Przestań, ucieszyłbyś się. – Vid uderzył go w ramię.
- Wypłacać wam będzie Ian, albo Wąż, jak go wyznaczy, obojętnie. Tutaj macie dokument od Bartholo, musicie pokazać go Ianowi. Dogadacie się z nim co do dowodów, może żuwaczka, może odnóże, nie wiem. Ale mam coś jeszcze dla was. – Wyciągnął także trzy amulety z podobizną Śniącego. Emanowało od nich magią tak, że nawet upośledzony pod tym względem Bar to wyczuł.
- Silna rzecz, skąd to masz?
- Miał przecież objawienie. I pewnie wskazał mu cel, mylę się? – Kosh opowiadał już reszcie o swojej rozmowie z Drakiem, ten więc tylko kiwnął głową.
- Będziecie silniejsi w walce z pełzaczami. Sprytniejsi. Może nawet po założeniu Bar nauczy się czarować. – Wszyscy roześmiali się. Wpatrywali się w amulety dość długo, nie wahając się wcale czy je założyć. Podziwiali je. Były przyciągające, piękne. Wyrzeźbione nie wiadomo przez kogo, a tak doskonałe.
- Macie też bryłki na wstęp, jako dobra wola magnatów, którzy uznali, że na pewno już trochę pełzaczy upolowaliście. Po sto pięćdziesiąt bryłek na głowę. Częstujcie się. – Otworzył torbę. – I gramy w te kości.