#5/11 Przygotowania w Górskiej Fortecy
Wyświetlenia: 933 / 0 | Seria: Gothic I - #BRACTWO | Dodano przez:Bronko
- Ciekawe jak to wyglądało. – Bar nigdy nie odznaczał się dużą powagą w oddawaniu czci bóstwu. Zachowywał to oczywiście dla siebie, ale brak talentu magicznego, prostota zachowania i celem życiowym, jakim było spełnianie podstawowych, ludzkich potrzeb sprawiały, że nigdy nie uchodził za myśliciela. To dobry przyjaciel i wspaniały wojownik, być może gdyby dodać do tego wiarę, mógłby szybko wspiąć się na wyżyny społeczne, a nawet zastąpić Gor Na Totha. – Myślicie, że mówi prawdę?
- Ale dlaczego akurat on? – Wtrącił Vid, przerywając tym samym krótką, podświadomą zmowę milczenia na temat wyboru ich przyjaciela. – W czym jest od nas lepszy?
- Zawsze odznaczał się głęboką wiarą. – Zmieszany Kosh próbował obronić towarzysza, choć nie dało się usłyszeć pewności w jego głosie. – Śniący wskazał mu właściwą drogę. I jak widzicie – tutaj wzniósł amulet, który zwisał, zawieszony na jego szyi – to chyba dostateczny dowód na to, co mówi.
- Jeśli Śniący rzeczywiście mu się objawił, to doświadcza go w fatalnym momencie dla naszego bractwa. – Podsumował Bar, zapalając kolejnego skręta.
--------------------------------------------------------------------
Kiedy dotarł do obozu odetchnął z ulgą, że ten dalej istnieje. W świetle wydarzeń ostatniego tygodnia stan ten nie był wcale oczywisty. Wiele osób odeszło, mało kto prowadził już rekrutację tak intensywną, jak wcześniej. Nikt nie zachodził nawet na plac wymian. Obóz wydawał się zamrzeć, zamrozić w czasie, razem z odejściem swojego duchowego przywódcy. Choć Angar próbował trzymać pieczę nad ludźmi, za których czuł się obecnie odpowiedzialny, brak było mu pomysłu na rozwój. Głównym celem czarnoskórego strażnika było ograniczenie wiary w Śniącego, co, choć większość opowiedziała się za nim, nie było ani łatwe i nastręczało mu ukrytych wrogów.
Przekraczając bramę przyjrzał się strażnikom, którzy odrzucili ze swoich pancerzy święty znak.
- Jesteście z siebie dumni? – Nie czekał na odpowiedź, skrzywił się jedynie, ale nie zatrzymali go. Gdyby był nowicjuszem szybko wyjaśniliby mu kwestie szacunku. Gor Na Drak mógł sobie pozwolić na więcej.
Lester zwrócił jego uwagę. Pokiwał głową, aby strażnik poszedł za nim. Poszli w stronę nowicjuszy przygotowujących ziele pod okiem Oruna. Stanęli w połowie drogi, z dala od ciekawskich uszu.
- Nie wiedziałem do kogo się zwrócić, ale po ostatniej waszej dyskusji uznałem, że mogę na ciebie liczyć. – Nowicjusz spojrzał na znak śniącego na zbroi. – Angar planuje zaprzestania produkcji i sprzedaży ziela.
- Na Śniącego, co?! – Drak wysyczał, próbując stłumić krzyk. Złapał się za głowę. – Dlaczego?!
- Chce ograniczyć wpływ Śniącego na ludzi. Uważa, że odsłaniamy przed nim jedynie swoje słabości. I nie chce skazać na potępienie wszystkich ludzi w Kolonii. – Lester mówił szybko i cicho, widać po nim było, że czerwienieje ze złości. – Sprawi, że nie będziemy mieli ziela, rozumiesz, bracie? Zakaże go.
- Będziemy odcięci od łaski boga!
- I rudy. – Dodał Lester.
- I rudy. Trzeba coś z tym zrobić. – Zastanowił się. Miał jeszcze dwa amulety do rozdania. Musiał znaleźć zaufane osoby. Nowicjusz właśnie w ten sposób udowodnił mu swoją przydatność. Wyciągnął jeden z nich i wręczył mu. – Masz, noś pod szatą. Da ci siłę i pozwoli na kontakt duchowy ze Śniącym, gdyby jednak ziele przepadło.
- Skąd to masz? – Lester przyjrzał się dokładnie amuletowi. Był dziwny, inny niż te, które już widział, ale palenie ziela sprawiło, że zbyt bardzo uzależnił się od obecności mocy bóstwa w jego życiu. Założył amulet.
- Dostałem w darze. Nie przejmuj się, zajmę się Angarem
Gor Na Toth, prawa ręka Angara był jednym z jego najbardziej zaufanych ludzi. Od zawsze podlizywał mu się, spełniał każdy rozkaz. Był jak wierny pies, który pilnuje swego pana na każdym kroku. Drak zastanawiał się, czy w ogóle powinien z nim rozmawiać. Ale spróbował.
- Zbudź się! – Zaczął rozmowę od standardowego, wyuczonego przywitania wiernych. Toth nie odpowiedział.
- Czego chcesz, Drak? Nie wystarczy ci twoja próba skłócenia obozu na pogrzebie? – Zastępca dowódcy był draniem. W przeszłości podobno był wielokrotnym mordercą, zresztą to te umiejętności sprawiły, że tak szybko awansował.
- To Cor Angar skłócił obóz, odrzucając naszego boga. – Rzucił perfidnie Drak.
- Angar. Już nie Cor Angar. Zrozum, że oddajesz cześć demonowi!
Drak nie wytrzymał. Uderzył Totha pięścią w twarz. Miał mocny cios, oszołomiony Toth zrobił kilka kroków w tył, żeby nie upaść. Nie sięgnął po miecz, ale uniósł pięści w gardzie. Strażnicy, którzy ćwiczyli na placu treningowym, niedaleko nich, przestali. Gniewnie patrzyli się na Draka.
- Oszalałeś?! Ty pieprzony łachmyto! – Toth próbował odpowiedzieć tym samym, pozbawiony elementu zaskoczenia odbił się ciosami o bloki Draka.
- Nie będziesz obrażał mojego boga, śmieciu! – Strażnicy nie wiedzieli co robić, obaj walczący byli przecież ich braćmi.
- Żaden z niego bóg! – Walka rozgorzała na nowo, Drak rzucił się na przeciwnika, nie bacząc na obronę. Zdążył zadać mu kilka ciosów, ale sam też ucierpiał. Toth wiedział co robi.
- Co tu się dzieje?! – Obydwaj zamarli, słysząc znajomy głos Angara. Wojownik dzierżył swój wspaniały, dwuręczny miecz, wzbudzający zazdrość większości członków obozu. Żarty się skończyły.
- Rzucił się na mnie! – Toth odepchnął od siebie Draka. Obydwaj mieli obite twarze, z ust i nosów leciała krew. Ciężko było uznać kto wygrał.
- To prawda, Drak zaczął. – Jeden ze strażników potwierdził wersję Totha.
- Toth go sprowokował! Nazwał Śniącego demonem! – Drugi zaprzeczył.
- Śniący JEST demonem! – Angar odpowiedział krzykiem, sprawiając, że strażnik cofnął się ze strachem w oczach. – Każdy, kto to neguje jest zdrajcą.
- Jesteś obrzydliwy, Angar. Mówisz, że dbasz o członków obozu, ale zamierzasz zakazać produkcji ziela! – Drak też krzyknął, wskazując palcem na swojego dowódcę. – Zniszczysz nasz obóz. Odetniesz nas od Śniącego, odetniesz nas od rudy. Nie kupimy dobrego mięsa, będziemy wpieprzać węże błotne i…
- Ty nic już nie będziesz tutaj wpieprzał. Zabrać go. Zostajesz wygnany z obozu, Drak. Pojaw się tutaj, a nie będzie litości.
Dwóch strażników złapało Draka za ramiona, wykręciło mu ręce, kiedy zaczął się wyrywać.
- Popełniacie błąd! Dosięgnie was gniew Śniącego! Błądzicie, rozumiecie? – Ktoś uderzył go w nos, kiedy sprowadzili go z platformy, ciężko było ocenić kto to, zebrał się bowiem niemały tłumek widzów.
- Zamknij się w końcu!
– Śniący jest jedynym wybawieniem! Nie różnicie się niczym od siepaczy Gomeza! Zbłądziliście ze ścieżki naszego bóstwa! – Nie każdemu podobał się widok wyprowadzanego wiernego. Każdy wypowiedziałby te same słowa ledwie dwa tygodnie temu. Niektórzy guru spoglądali na wydarzenie z nieukrywanym zawodem. Nikt jednak nie pomógł skazańcowi.
--------------------------------------------------------------------
- Dlaczego wystawiasz mnie na taką próbę. – Załkał, idąc po ścieżce pnącej się w górę rzeki. – Nie przekazałem nawet ostatniego amuletu. – Mówił sam do siebie, mając nadzieję na to, że bóstwo go usłyszy. Czuł, że zbłądził. Czuł się osamotniony, odepchnięty przez wszystkich, których dawniej uważał za wzory, autorytety i braci.
- Idź do Górskiej Fortecy. Znajduje się na południowym wschodzie. – Usłyszał w odpowiedzi głos. Nie było w nim litości, nie było w nim miłości, choć właśnie tego oczekiwał teraz wierny. Za to był prosty rozkaz, przypominający słowa generała, wystawiającego swojego żołnierza do kolejnej, ważnej próby. Bez obietnicy nagrody, bez obietnicy zbawienia. Bo czyż służenie Śniącemu nie było nagrodą samą w sobie?
Dojście do Górskiej Fortecy nie było prostym zadaniem. Kierowany głosem i wolą boga przekroczył rzekę w bardziej płytkim miejscu i podążał pod górę. Drogę zastąpiło mu kilka jaszczurów. Zwierzęta nie były jednak w stanie zatrzymać doświadczonego wojownika. Na szczęście jego dwuręczny miecz nie został mu odebrany. Wyciągnął klingę, która kilkukrotnie przecięła powietrze. W jego rękach wyglądała na lekką, ruchy miał elastyczne, postawę zaś ćwiczoną od wielu lat.
Kiedy piął się coraz wyżej okazało się, że przejście po wąskiej półce skalnej, na której wystarczyło ledwie pomylić się o jeden krok, aby spaść, było bardziej wymagające, niż myślał. To jedna z niewielu chwil, kiedy autentycznie pomyślał o własnej śmierci. Do czego może doprowadzić? Nie bał się jednak o to co będzie z nim, wiedział przecież, że trafi do wymiaru Śniącego. Jednak co stanie się z jego sprawą w Dolinie? Czy Śniący znajdzie kolejnego wybrańca? Zastąpi go, czy może będzie to kolejny cios wymierzony w bóstwo, którego kult w końcu wymrze? Na to nie mógł pozwolić. Musiał jednak spełnić rozkaz.
Niewidzialna siła popchnęła go do przodu. Rozważnie stawiał kroki i starał się nie patrzeć w dół, choć myśl o tym, co może zobaczyć jeżyła mu włosy na karku. Szedł powoli, wciąż powtarzając w głowie słowa modlitwy. Półka, na szczęście nie była tak długa i oto wszedł jeszcze wyżej. Znalazł się na ciemnobrunatnej, mrocznej ziemi, która przesiąknięta była dziwnym, nieodgadnionym złem. Czuć było smród orków.
Wszedł głębiej, oddalając się od ziejącej przepaści i ujrzał fragmenty dziwacznych ruin, gdzieś w tle. Nigdy ich nie widział, nie wiedział też, że znajdowały się tak blisko obozu. Zapewne widać je z wieży zamku Starego Obozu.
- Górska Forteca w drugą stronę. – Usłyszał głos i oderwał swój wzrok od ruin cytadeli. Obrócił się i dalej ujrzał ogara. To dziwaczne zwierzę, które wzbudzało niepokój prawie tak duży, jak cieniostwory. Zamarł w bezruchu, ale zwierzę nie wyczuło go. Złapał za rękojeść miecza i wyciągnął go. Zbliżył się o kilka kroków, starając się być najciszej, jak potrafił. Wtedy zwierzę zwęszyło jego zapach. Usłyszał przerażające warczenie, a także odgłosy przypominające szczekanie. Widział, jak ogar ruszył wprost na niego. Drak stanął i czekał w gotowości, a kiedy paskuda rzuciła się na niego, on zrobił unik. Próbował obrócić się i ciąć bestię, ale ta także uskoczyła. Poczuł pazur, który obił jego pancerz, na szczęście nie przebijając go, choć siniak będzie. Wykorzystał mniejszą równowagę zwierzęcia, którego łapa się odbiła i zaatakował, celując w drugi bok. Trafił, a dowodem był donośny jazgot.
- Giń, bydlaku! – Warknął, ale nie był to wcale koniec ogara. Ten cofnął się, po czym próbował wskoczyć na strażnika. Ten, zaskoczony, nie zdążył zamachnąć się mieczem i jedynie uderzył potwora pięścią. Nie zatrzymało to przeciwnika, którego kolejne uderzenie pazurami, z impetem całego ciała, w końcu dało radę przebić się przez pancerz na wysokości klatki piersiowej. – Argh! – Krzyknął Drak, ale nie zamierzał się poddawać. Odepchnął od siebie bestię i pomimo bólu starał się uderzyć raz jeszcze. Chybił, przeniósł ciężar ciała na drugą nogę i spróbował raz jeszcze. Wtedy jego ostrze znalazło przeciwnika. Przebił się przez futro i grubą skórę. Wbił miecz głęboko w ciało ogara, który zaskomlał, ale nie padł. Zanim ten zaatakował Gor Na Drak wyciągnął miecz i prostym sztychem zaatakował raz jeszcze, w szyję, ostatecznie dobijając bestię.
Droga do Górskiej Fortecy stanęła otworem, ale on usiadł, czując rozlewającą się pod pancerzem, ciepłą krew. Miał przy sobie jedną miksturę uzdrawiającą, resztę oddał swoim kompanom w kopalni. Wykorzystał ją i czekał. Rany powoli zasklepiły się, choć rozlana krew, niestety, nie wpłynęła z powrotem. Odetchnął głęboko, czując powoli narastającą ulgę w bólu.
Wstał już po kilkunastu następnych minutach. Osłabiony, ale bardzo skoncentrowany na swoim zadaniu.
Szedł wzdłuż ścieżki, aż dotarł do mostu. Nie był strzeżony, dlatego swobodnie przeszedł.
- Tutaj zastawimy pierwszą pułapkę.
- Pułapkę? – Zapytał sam siebie. – Na kogo?
- Na twojego przeciwnika, oczywiście. Na tego, który pomógł Angarowi w zabójstwie Y’beriona. – Pewność w głosie pana sprawiła, że Drak nie kwestionował jego słów. Strażnik zresztą nie śmiałby kwestionować jakiegokolwiek rozkazu Śniącego. Jego moc przepełniała go na tyle, że nawet nie mógł sobie na to pozwolić. I nie chciał. Głos w jego głowie był żywym dowodem na to, że Drak ma rację. I wszyscy jego przeciwnicy w końcu się o tym przekonają! Uwierzą mu i zaakceptują jako nowego, boskiego wybrańca. To on zostanie następnym Jaśnie Oświeconym!
- Wyciągnij ostatni amulet. – Drak zrobił to. Przyjrzał mu się. Nie różnił się od reszty. Do czasu. Magiczna fala objęła jego rękę, przeszła wprost do przedmiotu, który zaczął emanować czymś wielkim, potężnym i mrocznym. Nigdy nie czuł takiej mocy. Uczucie niemal nieograniczonej potęgi wypełniło jego serce. Ścisnął amulet, z którego wystrzelił promień, wprost górę po drugiej stronie mostu. Ziemia zadrżała, a ze ściany odpadło kilka głazów. Potoczyły się one przed Draka, a następnie zaczęły łączyć się. Unosiły się, a następnie złączały, jeden do drugiego, jak pociągane niewidocznym sznurkiem. Uformowały potężnego, niskiego, ale bardzo szerokiego i barczystego humanoida. Szary golem stanął przed Drakiem i ukłonił mu się. Był jego panem. Nigdy nie czuł tego rodzaju władzy. Całkowitej, bezdyskusyjnej.
- Pilnuj mostu. Masz zabić człowieka z kucykiem. – Powiedział do niego z uśmiechem. Schował swój amulet z powrotem i minął golema, który pozostał, czekając na swoją ofiarę.
Górska Forteca okazała się być pustą ruiną, w której jedyne odgłosy były tworzone przez hulający wiatr. Drak czuł moc bijącą z piedestału ulokowanego wysoko nad jego głową. Ujrzał niebieski błysk.
- Czy to?
- Tak. To nasz cel. Najpierw zastaw kolejną pułapkę. Idź do środka.
Wybraniec posłusznie przeszedł przez wejście, choć kilka razy oglądał się za sobą. Co tutaj robił kamień? Co ma z nim zrobić?
Wszedł na górę. Na samej górze drabiny ręka mu się poślizgnęła i mało brakowało, a spadłby. Na pewno uratował go sam Śniący, którego dech sprawił, że nogi strażnika z powrotem znalazły się na szczeblach, a on wszedł na górę.
Wyszedł na jeden z kamiennych balkonów. Nie było tu nic poza pajęczynami. Amulet w jego ręce, który znów kumulował energię miał to zmienić. Promień znów wystrzelił w górę. Ze ścian zaczęły odczepiać się mniejsze humanoidy, już w całości, były to kobiety ze skrzydłami, których skrzek był morderczy dla ucha.
- Harpie! – Powiedział sam do siebie, patrząc jak te zbliżają się do niego. Nie uciekał. Wiedział, że i one posłuchają. Nie mylił się.
- To wasze nowe gniazdo. Pilnujcie go! – Nie sprecyzował przed kim mają go chronić, ale i tak nie zaatakowały go. Znów wszedł do środka. Nie szukał niczego, nie spodziewał się, żeby ta ruina pośrodku niczego mogła zaoferować mu cokolwiek. Znalazł starą biblioteczkę. Przejrzał kilka ksiąg, ale nie były zbyt ciekawe.
- Śpiesz się! Tam jest ukryte pomieszczenie. Zastaw je nieumartymi, zaskoczą go.
Drak posłuchał i otworzył przejście za biblioteczką. Gdyby nie wpływ Śniącego nigdy nie znalazłby tak dobrze ukrytego przejścia. Amulet raz jeszcze wystrzelił, a z ziemi wyłoniło się kilka szkieletów.
- Zostańcie tu i czekajcie na wroga. – Polecił im, zamykając przejście. Amulet rozsypał się w jego dłoni. To było zbyt wiele, jego moc okazała się być skończona. Odruchowo złapał za ten, który miał na szyi, ale ten dalej istniał.
- A teraz ściągnij kamień z piedestału. – Głos zakomenderował. Drak wrócił na balkon, z którego widział dokładnie położenie artefaktu. Za pomocą runy telekinezy próbował go ściągnąć, ale czar został przerwany, kiedy rozproszył się, widząc Lestera podchodzącego pod górę. Nie zauważył Draka. Za to harpie podjęły skrzek.
- O cholera! – Lester krzyknął i zaczął uciekać. Harpie zaś ruszyły za nim.
- Zabij go! – Warknął głos, ale Drak nie zamierzał tego robić.
- To jeden z nas! Ma amulet! Nie zabiję wiernego ci człowieka! – Głos nie odpowiedział, ale nie zadał mu bólu. Drak jednak ostawił kamień, który jedynie przewrócił się i spadł na platformę, jednak został na górze. Pędem ruszył w dół, aby dogonić Lestera, obronić go przed harpiami.
Okazało się jednak, że ten uciekł. Bestie nie były nim zainteresowane, wróciły do swojego gniazda. Drak chciał go szukać. Być może schował się w pobliskiej jaskini?
- Mam dla ciebie kolejne zadanie! Ruszaj do Nowego Obozu! Natychmiast!
Poszukiwania Lestera musiały więc poczekać.