Wyświetlenia: 506 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon

Tego wieczora, gdy Corristo gramolił się do swojego łoża, był zbyt pijany, by trzeźwo myśleć.

-Gburr. Trog.. Troglodyta jeany. – wymamrotał, rozpamiętując swoją rozmowę z Gomezem. Zamknął oczy, czując jak świat wokół niego wiruje. W ciemnościach wymacał ręką pozłacany posążek.

-Inn. Innosie, obbarz mie. Obarz mie ten, no, swoją łaską. I tak dalej.

Posążek wypadł z jego ręki, z hukiem uderzając w podłogę. Mag mruknął coś do siebie, przewracając się na bok. Nie zdążył się dobrze ułożyć, gdy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń.

-Zapomniałeś o bogu, Corristo.

-Co?! – mag nieudolnie spróbował się podnieść. -Co est, kur.. – zmarszczył się, po omacku szukając rozmówcy.

-Zapomniałeś o bogu. – powtórzył spokojny głos. Corristo wydawało się, że dostrzegł w półmroku bladą dłoń, ściskającą jego drogocenny posążek.

-Jaa. Nigdy. Nigdy nie. Nie zapomniałem o Innosie! – oświadczył mag, siadając na łożu i dumnie wyprężając pierś. Odpowiedział mu gromki, znajomy śmiech. Było w nim coś niepokojącego.

-Nie zapomniałeś o Innosie, Corristo. Zapomniałeś o Bogu. Myślałeś, że przechytrzyłeś Boga. Może nawet zapomniałeś, że istnieje.

-Krruk? -poznając głos, mag wyciągnął rękę w stronę dłoni rozmówcy, ale tamten odsunął się gwałtownie.

-Ale Bóg, Corristo… Boga nie da się przechytrzyć. Bóg nie zapomina. Bóg nie zapomniał o tobie.

-Bóg?!

-Gomez.

Już przy pierwszym uderzeniu posążkiem, starzec stracił przytomność. Przy drugim, jego poplamioną winem szatę pokryła lepka, szkarłatna maź.

***

Bartholo ziewnął, sięgając po skręta. Strażnicy stali na baczność, nie spoglądając w stronę Kruka, który obmywał dłonie z krwi.

-Wybrałem was do tego zadania osobiście i chcę, żeby wszystko było jasne. -oświadczył Magnat. -Biorę to na siebie.

-Dlaczego to zrobiłeś? – szepnął Bartholo, zaciągając się zielem.

-Biorę to na siebie. Przywódca obozu wie tylko to, co przekażą mu posłańcy. – rzucił szorstko Kruk, wycierając dłonie. -Przekażę ci szczegóły tego, co ma dostać się do uszu obozu.

-Co do was... – magnat zbliżył się do strażników, przyjaźnie klepiąc jednego z nich w policzek. – Dobrze się spisaliście. Przywódca obozu wie tylko to, co przekażą mu posłańcy. Mam nadzieję, że się dobrze zrozumieliśmy.

-Tak jest! – odpowiedzieli chórem. Kruk skinął głową. Gdy zostali sami, poklepał Bartholo po plecach, zasiadając naprzeciw niego.

-Nic się nie martw. Sprawa będzie załatwiona tak, że jeśli ktoś miałby możliwość wskazać choć cień dowodu, że Gomez o tym wiedział, to mogę mu z tego miejsca dać nagrodę pół miliona bryłek rudy. Rozumiesz?

-Pół miliona? Co to?

-Jakby ci tu... Wiesz, co jest pośrodku Nowego Obozu?

-Jebitny kopiec rudy.

-Zgadza się. To w takim kopcu masz, tam będzie z pół miliona bryłek.

-O cholera. To dużo.

-Właśnie. Myślę, że dobrze się zrozumieliśmy.

Bartholo skinął porozumiewawczo głową. Nieoczekiwanie, Kruk postawił na stole zdobiony posążek. Bartholo otworzył usta, lecz magnat przerwał mu, zanim zdążył coś powiedzieć.

-Zrobiłem coś strasznego, wiesz? Ale imię Gomeza pozostanie nieskalane.



Top tygodnia
Wysyłanie...