Cenzopasta zombie 2137

Wyświetlenia: 1322 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:Merenbast

Witajcie anonki. Dzisaj pasta. Taka 21 na 37.
A więc ja anonek, level 26, pracuję jako przewodnik. Ale nie pies przewodnik, albo taki co przewodzi prąd, tylko taki przewodnik co ludzi oprowadza, ale nie ślepych, tylko turystów. Bardzo lubię opowiadać o historii i takie tam, ale niestety tak jak i wszędzie, tak i w tym zawodzie rzeczywistość przynosi rozczarowanie. Zamiast loszek pojaranych moją wiedzą historyczną, zazwyczaj oprowadzam wredne stare baby albo rozwydrzone gówniak. Nie inaczej było tego dnia kiedy w trakcie luzu między kolejnymi obostrzeniami zostałem najęty jako opiekun dla jakiś gówniaków z podbazy. Właściwie to nie była nawet żadna wycieczka ani zwiedzanie, o nie... Słyszeliście może kiedyś o tzw. „Wampirzej kolekcji”? Jeżeli nie to już śpieszę z wyjaśnieniem: otóż Dziwisz zbierał swego czasu „pamiątki” po Wojtyle. Ale nie takie normalne pamiątki, jak Ty masz np. okulary po dziadku albo zegarek po babci, albo flaszkę po wódce w piwnicy po starym, o nie. To były kurwa zęby, obcięte paznokcie, osmarkane chusteczki itp. xD Dlatego właśnie gówniaki nazwały to „wampirzą kolekcją”. I teraz jeździ to od szkoły do szkoły, głównie na Podkarpaciu. No więc byłem opiekunem grupy właśnie przy takim czymś. Nie chciało mi się na to jechać, bo doskonale znam prawdę o Wojtyle, no ale pieniądz to pieniądz, tym bardziej w tych covidowych czasach. Całość działa się na wielkiej hali do koszykówki, na środku były gabloty z resztkami papaja, a pod jednym z koszy ołtarz. Stanąłem sobie w drzwiach, tak żeby mnie nie było widać na zdjęciach, bo wstyd że uczestniczyłem w takiej sopce. Dzieciaki pooglądały, jedne z podziwem, inne z heheszkami. Jak „relikwie” obejrzane z każdej strony to przyszedł czas na mszę. Wtedy to już sobie serio kucnąłem przy tych drzwiach żeby mnie nie było widać xD No i msza tam sobie trwa, aż tu słyszę wielkie poruszenie wśród dzieciaków, więc wstałem i zerkam co się dzieje, a tutaj spod gabloty z zębami Jana Papieża 2 unosi się szaro-czerwony dym. Księża zrobili kółeczko dookoła i zaczęli coś śpiewać po łacinie. Pierwsze pomyślałem że to kable, ale przecież wpierw byłoby czuć topiący się plastik, więc nie. Zaraz jednak pomyślałem „No przecież, chcą zrobić tanimi efektami cud, a później dzieciaki będą opowiadały babunią jak to były świadkiem cudu i mit papaja będzie rósł w siłę” Z jednej strony skisłem srogo, a z drugiej byłem niesamowicie zażenowany. Ale wiecie co? Chciałbym mieć wtedy rację. Bo nagle jak nie huknęło, jak nie jebnęło! O kurwa! Znów zerwałem się na nogi, kiedy zdążyłem już rozłożyć książkę i rozsiąść się po turecku. Wkurwiony patrzę i nie wierzę własnym oczom. Dzieci wokół wspomnianej wcześniej gabloty zniknęły a na ich miejscu pojawiła się krwawa miazga. Cosiędzieje.exe jakoopiekunmamprzejebane.png Po kilku sekundach dotarły do mnie dopiero wrzaski dzieciaków. Podnoszę wzrok, a tam nad gablotom, w kardynasko-purpurowej poświacie, unosi się on, sam Wojtyła. Cały zbroczony krwią. Nie wierzę w to co widzę, to musi być sen. Naglę wampir Wojtyła zaczął masakrować dzieci najbliżej siebie. A księża którzy stali najbliżej pastorałami uderzają w głowy nauczycieli i gówniaków, po czym ci tracą rozum i rzucają się na resztę. Co tutaj się odjaniepawla?! Widząc co się dzieje wybiegłem na korytarz próbując się ratować. Tym którzy w tym momencie zarzucą mi egoizm, powiem że z mojej grupy z gówniaków nie było już co zbierać, a belferka była przemieniona. Poza tym nawet gdyby nie to i tak bym dla niej nie ruszył palcem bo gnębiła dzieciaki, no ale mniejsza. Wybiegłem na ten korytarz i rura do drzwi. Niestety były zamknięte. A to mocne szkolne drzwi które z kopa, ani nawet bara nie puszczą. Może Pudzian dałby rady, ale na pewno nie taki anon jak ja xD Co tutaj robi? Okno! - pomyślałem. I rura do okna. Niestety klamka była wykręcona. To kolejna rura do najbliższej sali, w oknach fabrycznie nie ma klamek, bo to biblioteka i są te nowe unijne okna przeciwpożarowe. Zawsze miałem wyjebane na politykę, ale tym razem przekląłem unię i pomyślałem że powinna zostać zniszczona. Nie wiem co robić, więc biegnę w kolejne drzwi naprzeciwko – jest na nich napisane „szatnia” no to niewiele myśląc biegnę. Zbiegam po schodach w dół, naglę z góry słyszę zbliżające się wrzaski. Widzę gzyms, nie wiem po co go ktoś umieścił na klatce schodowej to piwnicy, ale podciągam się i udaje mi się tam wcisnąć, zanim tłum zdołał przebiec. Pode mną przetoczył się tłum wrzeszczących uciekających gówniaków i goniących ich katolickich „zombi”. Od teraz tak ich będę dla jasności nazywał. Kiedy już lawina ciał stoczyła się na dno szatni i doszło do zarażeń znacznie gorszych od covida, uciekłem na górę, ponieważ sądząc po wzmożonych krzykach z piwnicy nie było innej drogi ucieczki. Wbiegłem znów na parter. Idę na przeciwną stronę mijając kilka roztrzęsionych dzieciaków i słysząc gardłowy śpiew księży z sali gimnastycznej. Cholera, na zewnątrz jest boisko, więc w oknach są kraty. Biegnę znów po schodach, tylko tym razem na górę. W końcu! Widzę okno z klamką! I nawet się otworzyło! Dziękuję za to wszystkim Starożytnym Bogom, bo nie wiem w sumie czy był jakiś od okien. Robię szybkiego magika z okna, ale na szczęście zamiast płyty chodnikowej ląduję o dziwo w miarę zgrabnie na dachu jednego z autobusów marki autosan którym przyjechały dzieciaki. O dziwo to ten autobus którym przyjechała nasza „pielgrzymka”. Pan kierowca wydawał się nawet miły, a że został w autobusie to dobijam się do środka bo nawet moje łupnięcie w dach go nie wyrwało z transu słuchania na cały regulator współczesnego wieszcza narodowego Zenka Martyniuka. Otwiera zły, kiedy w tle leci jakieś gówno o zapylaniu pszczółki Mai i pyta „Co?!” Ja spanikowany mówię że musimy dzwonić na policję, a najlepiej to po wojsko i jak najszybciej spierdalać. Na co on zły mówi że zaraz zadzwoni na policję bo ja, jako że mam długie włosy, to od początku mu się nie podobałem i już mu się na starcie wydawało że ja jestem narkomanem. Ja mówię że nie, że naprawdę. A Janusz jeszcze większe hur-dur kwiii spod wąsa, to postanowiłem go olać i uciekać, i bardzo dobrze, bo po kliku minutach drzwi szkoły się otworzyły, stanął w nich ksiądz, a zza niego słychać było demoniczne „Zstąpił duch mój i odmienił oblicze ziemi, tej ziemi!”, po czym wylała się fala zombie.

Minęło już kilka dni, a to co się odjaniepawla nie śniło się nawet Georgowi A. Romero kiedy pisał scenariusze do swoich filmów o zombiakach. Prawdziwa apokalipsa. Jako że to Podkarpacie to próbowałem uciekać na Słowację, nawet ukradłem pierwszą rzecz w życiu, seicento, żeby tam uciec. Ale do granicy nie dopuszcza słowackie wojsko nikogo, nie ważne czy zombie czy jeszcze człowiek. Co ciekawe zombie nie przechodzą za granice, plaga działa tylko na polaków, a obcokrajowców po przekroczeniu granicy po prostu targają na krwawe strzępy. Nic więc dziwnego że cały świat, łącznie z Unią i NATO nas olały. Im to nie zagraża, więc po co będą się mieszać? W sumie wcale się im nie dziwię. Ach, zapomniałem wspomnieć, internet, zasięg komórkowy, itp. zdechły jeszcze pierwszego dnia apokalipsy.

Minęło kolejnych kilka dni. Znalazłem jakiś bieda sklep z militariami, więc ukradłem moro strój i jakąś bieda katanę. Niestety to nie znalazłem żadnego gnata ani klamy, bo to przecież nie amerykański film, a w P0lsce broń ma tylko policja i mafia, ew. myśliwi xD A co do myśliwych, to właśnie siedzę w ambonie myśliwskiej. Na zewnątrz pada i jest w chuj zimno, ale przynajmniej wciągnąłem drabinę i żaden zombiak mnie nie dorwie, poza tym mam ładny widok na okolicę, i zauważę kiedy ktoś będzie się zbliżał. Ale byłem właśnie świadkiem smutnej sceny. W dolinie na którą wychodzi okno ambony widziałem grupę dzieci uciekającej przed zombie. Niektóre się potykały w oranisku i zostały przemienione, na końcu zostało dwoje. Zostały zapędzone w kozi róg. „Mówiłeś że wszystko będzie dobrze i się uda!” – dobiegł mnie z oddali krzyk dziewczynki. Chłopiec coś jej odpowiedział, cicho, więc widziałem tylko że mówi przez lornetkę. Może to było „Tak myślałem”. Nie wiem, ale nie chciałem o tym myśleć. Jednak ich obraz nie pozwolił mi tej nocy zasnąć...

Minęło kilka tygodni od kiedy to się wszystko zaczęło. Na początku myślałem że będę jedynym który przeżył imbę w pocbazie i opowiem kiedyś ludziom od czego to się zaczęło. Jeszcze wczoraj myślałem że jestem ostatnim polakiem który w ogóle przeżył. Postanowiłem iść na północ, do morza. Tam wsiąść na jakąś łódź i uciec z tego chlewu obsranego gównem zbudowanego z kartonu.
Miałem kompas, więc wiedziałem że idę na północ, ale nie wiedziałem dokładnie gdzie. Na pewno już w Polsce A. Można było to rozpoznać po tym że wraki samochodów wyglądały na bogatsze, mało było starych domów i przede wszystkim nie jebało tak strasznie gównem. Tak wędrując spostrzegłem Kaufland i przypomniało mi się że w końcu wypadałoby uzupełnić zapasy. O dziwo drzwi nie były zniszczone jak w przypadku innych sklepów. Zacząłem się do nich dobierać, kiedy nagle same się otworzyły i stanął w nich jakiś Miras w stroju ochroniarza krzycząc „Ani rusz, bo zastrzelę!”. Przez chwilę patrzyłem przerażony, a później uświadomiłem sobie że to jest kurwa żywy człowiek, prawdziwy świadomy człowiek, a nie żadne papieskie zombie. Stał celując do mnie z pistoletu. Ale tak się podjarałem jak Norweskie kościoły że rzuciłem się tuląc go z płaczem. Mogłoby się wydawać ta gejowa scena chwilę trwała po czym kolo powiedział że no dobra starczy tego, że przeprasza że tak mnie niegościnnie przywitał ale się trochę obsrał, i na koniec że przeprasza że mnie postrzelił. Ja w ryk, że co kurwa gdzie?! Macam się wszędzie ale nie ma krwi ani dziury. A on mówi że to pistolet na gumowe kule i że jak jestem grubo ubrany to chuja mi zrobi, bo to tylko taki straszak, a ja że ok i tak dalej. Po drodze na górę Miras wytłumaczył mi że ostatni ocaleli w okolicy skryli się właśnie w tym Kauflandzie który jest ich twierdzą. A przynajmniej do momentu kiedy nie skończą się im zapasy. Ale o to nie ma co się martwić, bo kierownik był strasznym januszem biznesu i wypchał magazyny, więc mają wszystkiego w pizdu. Ostatni żywi polacy przyjęli mnie bardzo ciepło, zupełnie jakby nie byli polakami. No ale w sumie nie ma co się dziwić, prawie nie było tam śmieciowego p0lactwa typu seby, karynki, janusze i grażyny, a już w ogóle nie było największej zakały naszego narodu, czyli starych bab. Raczej jakieś anonki, mati (nie wiem jak to odmienić, matich? XD ), szarych myszek, julek szkalowanych przez inne julki te z wyższych półek i lepszych domów, itp. Tak więc Bestia z Wadowic przyczyniła się poniekąd do czegoś dobrego, bo ja anon z piwnicy w końcu poznałem kilka fajnych osób i to w realu. Oczywiście byli też tacy co mnie wkurwiali, ale nie było tak źle. Teraz zamieszkałem w Kauflandowej twierdzy xD Katolom i zombie wstęp wzbroniony.

Mieszkałem już jakiś czas w Kauflandzie, kiedy pewnego dnia dwie julki zapragnęły wyjść zaczerpnąć świeżego powietrza. Dla mnie anona z piwnicy było to abstrakcją, no ale starałem się być wyrozumiały i mieć świadomość że nie wszyscy spędzają swoje życie w piwnicy. Poszedł z nimi Miras który miał im otworzyć drzwi. Przed wyjściem mi powiedział że hehe, słuchaj anon, kiedyś to tylko na najtańsze szlugi było mnie stać, a teraz to normalnie te najlepsze importowane palę, żyć nie umierać. Po czym dodał że nawet dzięki pladze udało mu się stracić dziewictwo, i to z laską która sama wyszła z inicjatywa. Pomyślałem że może i dla mnie jest szansa, bo jedna z szarych myszek zalotnie się uśmiechała w moją stronę od jakiegoś czasu, więc postanowiłem że dzisiaj przy wspólnej kolacji usiądę obok niej i zagadam.
Z nudów zacząłem czytać gazety, książki i czasopisma które zalegały w sklepie. Tak zrobiłem i tym razem kiedy julki i Mirek wyszli. Tym razem usiadłem pod stoiskiem z alkoholem i sączyłem miodowe piwerko czytając. Żałowałem tylko że nie było gazet z pastami, ale za to w jednym tygodniku bywały memy, mało tego, czasem nawet szkalowali tam papaja. Nie minęło pewnie nawet dziesięć minut kiedy usłyszałem krzyk. To była Julka, jedna z tych które wyszły. A za nią gromada głosów zombie powolnie śpiewających Barkę. O boże, o kurwa! Julka wbiegła do sklepu a za nią przykuśtykali zombiaki, ale szybko zapędzili ją w kozi róg, bo jak powszechnie wiadomo, julki nie mają instynktu samozachowawczego. Traf chciał że był to akurat róg w dziale monopolowym. Wdrapałem się na regał z alko żeby zombie w rytmie barki mnie nie przemieniły. Zobaczyłem taką jedną laskę z naszej twierdzy, Kaśkę, około trzydziestki, jak rzuca w zombiaków żarówkami z półki xD. I nawet nie okazało się to aż takie głupie na jakie wyglądało, bo zombiaki się tego bały. Więc wkurwiony że niszczą moją twierdzę Kaufland i marzenie o zagadaniu do szarej myszki, niewiele myśląc złapałem za pierwszą lepszą wódę i ze złością cisnąłem nią w zombie krzycząc jak na spierdoline przystało „ZA TESTOVIRONA!!!”. Wóda rozprysła się i pochlapała wielu zombie. Ci opryskani wódką zaczęli się szamotać, upadli na podłogę i... wrócili do normalnej formy! O kurwa, ja pierdole – pomyślałem – jestem geniuszem. Złapałem drugą butelkę i cisnąłem niczym koktajlem Mołotowa w tłum zombie. Tym razem pomimo że wysokoprocętowy trunek zmoczył więcej zombie nie było efektu. Wiem o co chodzi! Złapałem trzecią butlę i cisnąłem krzyczą „JERZY URBAN MIAŁ RACJE” i zadziałało! Kaśka to ujrzała, a że była wysportowana to skoczyła na mój regał i zapytała jak to działa. Nie było oczywiście czasu jej tłumaczyć kim jest Testo i w czym Urban miał rację, tym bardziej że trzeba było ratować juklę, więc powiedział żeby po prostu powtarzała za mną i rzucała alko. „ALI AKCA TO BOHATER” zawahała się, ale powtórzyła i rzuciła. Po chwili przyłączyli się inni i nie było już zombiaków, tylko normalni ludzie. (o ile polaków można nazwać normalnymi ludźmi) Uratowaliśmy julkę, i odczyniliśmy ze złego papieskiego uroku drugą julkę i Mirka. Pamiętali co się działo przez cały czas. Julka dwa była w szoku, cała się trzęsła i nie była w stanie opowiedzieć nic, ale Miras mówił że kiedy został przemieniony przez inne zombie w głowie miał obraz wielkiej żółtej mordy, słyszał tylko barkę, a jedyne czego pragnął to słodycz kremówek. To było straszne.
Drzwi twierdzy Kaufland zostały na nowo zamknięte, tyle że było w niej teraz prawie 50 nowych mieszkańców. Tego wieczoru przy kolacji Kaśka zaczęła opowiadać czego była świadkiem (tak jakby ktokolwiek tego nie widział i jakim ja jestem bohaterem xD ). Niektórzy wiedzieli o co chodzi, było tu kilku anonków z czanów, mirasów z wykopu i dzidowców z dzidy. Ale reszcie musieli wytłumaczyć. Tak więc opowiedzieliśmy o całym ruchu szkalowania Wojtyły który miał światu uświadomić jego zbrodnie, jednak ludzie nas nie słuchali i teraz było za późno. Opowiedzieliśmy o Testovironie zwanym Klejnotem Nilu, jeden anon nawet miał jeszcze trochę baterii w komórce i puścił zebranym pomarańczę którą miał zapisaną na karcie. Opowiadałem o tym jak wytrwale Urban szkalował kościół i papieża i jak go przez to po sądach ciągali, o Ali Akcy któremu prawie udało się uratować świat itp. Nawet odmienieni Janusze już nie robili hur-dur pod wąsami tylko słuchali ze zrozumieniem i potakiwali głowami. No i oczywiście wspomniałem o owej szarej myszce, nie uwierzycie anonki, ona sama do mnie zagadała. Okazało się że ma na imię Ania i jest rok starsza ode mnie, chociaż wyglądała na młodszą. Była pełna podziwu dla mojej odwagi i poświęcenia. Że nie zawahałem się ratować Julki itp. O anonki, dobrze że miałem dresowe spodnie bo jak się do mnie przytuliła to normalnie konar zapłoną. Czuję wygryw mocno.
Potem stworzyliśmy cały ruch który nazwaliśmy „Ruch wyzwolenia chlewu obsranego gównem”, testowaliśmy różne bronie przeciw zombiaką, tj. nie takie które robią krzywdę, tylko np. puszczanie piosenek szkalujących papieża po których zombie wiły się na ziemi z bólem dupy, pisanie JP2GMD na ulicy przez które zombie nie mogły przejść jak upiór przez płynącą wodę, czy pokazywanie zdjęcia Urbana wyrwanego z tygodnika NIE które działało na zombie jak krzyż na wampira xD Ale to już inna historia...



Top tygodnia
Wysyłanie...