Jak pokonałem babę od francuza

Wyświetlenia: 840 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:Keksik

Witam Was anony i anonki. Mój żywot nie należy do najłatwiejszych, ani do najnudniejszych. A dlaczego? Zaraz się przekonacie, jeśli wczujecie się w moją historię opartą na faktach.
Ale cóż to za kultura z mojej strony. Wypadało by coś o sobie powiedzieć. Na potrzeby tej historii będę nazywać się Anoniusz, prawdziwego imienia nie podam, bo ułatwiło by to robotę CBA i innych biur śledczych w odnalezieniu mnie. Mam 18 lat i za pół roku przystępuję do matury, więc trochę stresik.exe. Nazwy szkoły do której uczęszczam znać nie musicie, wystarczy że powiem, że znajduje się w Warszawie. Zanim komuś powstanie z tyłu głowy pytanie, to tak kurwa, wybrałem liceum a nie jakieś masochistyczne technikum. Jestem szanującym się normikiem, polaczkiem i chujem... a dobra powtarzam się xD
No skoro już znacie co nie co na mój temat, to przejdźmy do meritum tej opowieści.
Rucham PsA jAk SrA
Przepraszam XDDD ale jest to obowiązkowy fragment każdej dobrej pasty i nostalgiczni czytacze byliby oburzeni a nie mogę do tego dopuścić.
Zacznijmy może od początku, bo od środka to tylko wujek ze mną zaczyna, ale to historia na zupełnie inną pastę.
Jaki wybraliście drugi język idąc do liceum?
Szwabski niemiecki? JA JA HAJ HITLA
Czy komunistyczny rosyjski? JEA SUKA BLIET
Ja wybrałem tchórzliwy i kapitulujący Francuki. Ą ŻĘ, WŁÓŻ BAGIĘTKĘ W DUPĘ
Dlaczego? A to bardzo proste, ponieważ lepszego wyboru nie było.
Ale przejdźmy do chwili, kiedy cała ta sytuacja nabiera rumieńców oraz tępa.
Jak wiecie jest pandemia, więc som lekcje zdalne, a co za tym idzie, nikomu się dupy nie chce ruszyć do nauki. Nie dziwie się. Wlatuje sprawdzian to po chwili odpala się Brailny, Zapytaj Onet, Odrabiamy.pl czy PhotoMath.
Ale ale ale
Z francuskim tak nie ma. Tutaj musisz trenować swoją wymowę i akcent.
Kontynuując,
Dobiega koniec 1 semestru.
Stres w chuj bo frekwencje na lekcjach popsuł netflix odpalony w tle oraz CS na drugim monitorze.
Typiara od francuza mówi, że na następnej lekcji będzie cię pytać tak modzno aż się zesrasz. Końcówki nie powiedziała, ale umiem czytać między wierszami.
Nadchodzi dzień odpowiedzi.
Jestem_obkuty_w_chuj.exe
Odpowiedź ustna - start
jedno pytanie.. drugie.. dziewiąte
Na każde odpowiadam poprawnie.
koniec.
Uzyskałem 100% z odpowiedzi ustnej. O kurwa. To szóstka. Cieszysz się jak nigdy. Nagle głos zabiera typiara.
- No ładnie ładnie Anoniusz.. postarałeś się. Masz 6....
(RADOŚĆ W CHUJ)
- ... ale...
CO.
-... rzadko bywałeś na moich lekcjach...
NIE. Błagam.. tylko nie mów że..
-.. więc muszę ci wystawić 3 jedynki z aktywności na lekcji. Przykro mi.
(cisza)
-Anoniusz? Słyszałeś?
-Tak.
-Przykro mi, ale twoja frekwencja nie przekracza 40%...
-(cisza)
-No dobrze.. kto następny do odpowiedzi?
*error*
*disconected*
*server off*
(Wizja z mojej perspektywy)
Ładowanie wirusa - ukończono.
Tak, dobrze się Wam wydaje. Zhackowałem Teamsy, a dokładnie odciąłem tą starą szufle od internetu oraz świata wirtualnego. Teraz pora przejść do fazy drugiej. Poszedłem do kuchni. Otworzyłem chlebak. Wyjąłem z niego bagietkę oraz 2 kroso.. kraso.. ROGALIKI KURWA. Sprzęt schowałem do plecaka i wyszedłem na dwór. Pewnie się zastanawiacie, gdzie zamierzałem iść he he. Zaraz się dowiecie. Chciałbym zaznaczyć, że tego dnia był okropny deszcz, więc przejrzystość oraz jasność była na poziomie gówna... ale to nie miało znaczenia... gdyż byłem zmotywowany i gotowy do działania i zemsty.. tak.. szedłem do niej.

(wizja z perspektywy baby od francuskiego)
*disconected*
Kurwa mać znowu ten internet. Merde! (cholera) Ehhh. Muszę wykupić ten światłowód inaczej nie będę mogła odpytywać tych gówniarzy. Ale skoro padł mi internet... no to fajrant. Napiszę potem do tej kurwy dyrki, że net mi wyjebało przez tą burzę, a i tak wypłata wpadnie. W takim razie pójdę poczytać książkę w kuchni.

(znowu moja perspektywa)
Wysiadłem właśnie z autobusu. Totalne pustkowie. Przez deszcz nie widać dalej niż na 2m, ale mi to nie przeszkadzało. Po prostu szedłem dalej na przód.. Mijam pierwszy blok.. drugi.. trzeci.. aż trafiam na ten właściwy. Światło pali się jedynie na klatce schodowej (ciekawe kim był schodow tak btw) oraz w 5 mieszkaniach, na 5 różnych piętrach. Ale mi to nie przeszkadzało. Po prostu wiedziałem, które okno mnie interesuje. Parter. Czyż nie idealnie? Schyliłem się i podniosłem coś na wzór kamyka. Zamachnąłem się i rzuciłem w okno. Zero reakcji. Rzuciłem drugi raz. Powoli zacząłem dostrzegać posturę człowieka na tle światła z lampy w pokoju. Jak wspomniałem wcześniej, przez ten deszcz nie łatwo było coś dojrzeć, więc mogłem być spokojny o swoją anonimowość. Postać w oknie podeszła bliżej, jakby próbowała coś dojrzeć w smugach gęstego deszczu. Po chwili otworzyła okno. Przez chwilę stała w ciszy, aby po chwili wykrztusić z siebie ciche, lecz wyraźne ,,Halo? Ktoś tu jest?". Nie odpowiedziałem, tylko stałem dalej w miejscu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Po chwili okno zostało zamknięte, a światło zgaszone. Nie przeszkadzało mi to. Po prostu dalej szedłem zgodnie z planem. Obszedłem blok dookoła, aby znaleźć się przy słupie energetycznym. To stare osiedle, więc nie było ani strzeżone, ani zadbane, więc przeróżne kable wystawały ze skrzynki. Wyjąłem z plecaka jedną z bagietek. Przyjrzałem się, który kabel jest bezpośrednio połączony z blokiem. Przymierzyłem w niego i wykonałem jeden, czysty, perfekcyjny rzut pieczywem. Spiczasta bułka bez większego problemu przecięła kabel, tym samym odcinając dopływ prądu do bloku. Wszystko szło zgodnie z planem...

(jej perspektywa)
Całkiem ciekawa ta książka. W sumie idealna na takie deszczowe i ponure dni. Francuska komedia dodaje mi otuchy. Mogłabym czytać i czytać tą książkę cały dzie.. *jeb*. (cisza).
Odłożyłam książkę na stole i podeszłam do okna, w które ewidentnie coś uderzyło. Pierw myślałam, że to ptak, ale moje wątpliwości zostały rozwiane w momencie podejścia do okna. Zauważyłam.. jakiś kształt, który wyróżniał się od pozostałych. Przez taflę deszczu trudno było cokolwiek dojrzeć, ale jestem na 50% pewna, że to był człowiek. Otworzyłam okno i z lekkim strachem w głosie spytałam czy ktoś tam jest. Nikt nie odpowiedział. Stwierdziłam, że to musi być ten nowo przystrzyżony żywopłot, więc zamknęłam okno oraz opuściłam kuchnię, kierując się do salonu..

(moja perspektywa)
Znałem dobrze schemat jej mieszkania. Od strony chodnika gdzie stałem nie zapaliło się żadne światło, zatem musiała się udać do salonu. Czy poszła mi tym samym na rękę? Sami się przekonacie. Zrobiłem kilka okrążeń wokół bloku, aby oszacować ilu mieszkańców zostało w bloku oprócz niej. Z moich obserwacji wynikło, że jej sąsiedzi z 3 i 4 piętra postanowili zostać w domu. Ale mi to nie przeszkadzało. Nie zamierzałem być głośny, więc ściany działowe bez problemu wytłumią dźwięk nawet wybuchającego telewizora. Wróciłem znowu pod jej okno kuchenne. Deszcz nadal padał z taką samą siłą i częstotliwością. Nie było nic widać ani słychać. Ominąłem chujowo przystrzyżony żywopłot i stanąłem centralnie pod jej oknem. Chwytając się parapetu zdołałem się podciągnąć na tyle, aby nogami zaprzeć się o klatkę schodową. Ta głupia nauczycielka sama sobie przybiła gwóźdź do trumny, gdyż nie zamknęła okna, tylko zostawiła tą górną szparę. Wyjąłem mojego idealnie wygiętego rogalika i za pomocą jego osobliwego kształtu udało mi się otworzyć okno bezdźwięcznie. Tym właśnie sposobem znalazłem się w jej mieszkaniu. Złamałem prawo. Nie było już odwrotu. Ale mi to nie przeszkadzało. Zamknąłem za sobą okno oraz zdjąłem buty, które zostawiłem za oknem. Dlaczego? Moja podeszwa wydawała zbyt dużo dźwięków. Rozejrzałem się sytuacyjnie dookoła. Było ciemno, ale bez problemu dostrzegłem charakterystyczne elementy kuchni jak lodówka czy kuchenka gazowa, do której podszedłem i odkręciłem połowę kurków. Udałem się do przedpokoju. Postaram się Wam to jak najlepiej zobrazować. Z przedpokoju wychodziły 2 pary drzwi, z czego jedne były do kuchni, drugie do sypialni. Następnie korytarz robił skręt o 90 stopni kończąc w salonie. Dzięki temu kształtowi zostałem nie zauważony. Z salonu dobiegało do mnie delikatne światło, prawdopodobnie świecy, bo na pewno nie lampy hehe. Pewnie znowu zaczęła czytać książkę, aby odwrócić swoją uwagę od panującej dookoła ciemności i dźwięku uderzającego o okna deszczu. W ciągu kilku sekund zszedłem do pozycji leżącej, aby przystąpić do ostatniej części mojego planu. Perspektywa mojego celu już jest nieistotna, bo złączy się z moją.
Będąc na jednym końcu korytarza widziałem drugą sypialnie, którą obrałem za cel. Z salonu widok był tylko na na miejsce, gdzie przedpokój skręca o 90 stopni w stronę drzwi frontowych, które były moim alternatywnym wyjściem ewakuacyjnym. Powoli rozpiąłem plecak i wyciągnąłem pluszową wersję wieży Ajfla. Miałem z nią same dobre wspomnienia, dlatego ją zabrałem, wiedząc że się na pewno przyda. I właśnie wybiła jej godzina. To nie była zwykła pluszowa zabawka.. miała specjalną funkcję kiedy się nią o coś uderzyło. Wykonując gest rzutu granatem odłamkowym, posłałem zabawkę do drugiej sypialni. Po chwili ciszy wydobył się głośny niezrozumiały tekst, który głosił ,,Vive la France'' czyli niech żyje Francja. Nauczycielka usłyszała ten dźwięk, po czym wstała i udała się do pokoju. Dobrze słyszałem jak wykonywała każdy niepewny krok za krokiem, w ogóle nie oglądając się za siebie. Po chwili stania przed wejściem do pokoju, postanowiła do niego wejść. Jak się domyślacie znalazła zabawkę i dotarło do niej co za chwilę nastąpi.
Już byłem w pokoju... zamknąłem za sobą drzwi, miażdżąc klamkę, na wypadek jej próby ucieczki, czego o dziwo nie zrobiła. Była zaskakująco spokojna. Zapewne z przerażenia. I tak po prostu na siebie patrzyliśmy. Ja. Uczeń, który nie zda 3 klasy z powodu jej wystawionych ocen. i Ona. Niezależna i chamska nauczycielka języka uległych. Z kieszeni wyjąłem dwa mini rogaliki, którymi momentalnie, w ciągu dwóch sekund, przybiłem ją do ściany, aby niepotrzebnie nie machała rękoma. Do ust włożyłem jej kolejną maskotkę, szczura, z Rattatuille *Ratatuj kurwa*, aby nie krzyczała. Spojrzałem jej głęboko w oczy i zadałem jedno pytanie.
- Czy jest Pani teraz zalogowana w sieci?
Pomachała głową na nie.
- To w takim razie, nie jest pani AKTYWNA.
Po wypowiedzeniu tych słów wydobyłem spiczastą szablę, wykonaną z najlepszej żytniej bułki, wypieczonej w południowej części Francji i wykonałem jeden, stanowczy ruch. Moja szpada weszła w jej brzuch jak w masełko (do którego moja broń pasuje tak btw), aby po chwili przebić ją na wylot, tym samym zapewniając jej powolną śmierć. Moja szpada nasiąkła kolejną krwią mojego wroga, przez co stała się jeszcze potężniejsza. Spojrzałem na nią ostatni raz po czym wyszedłem z pokoju. Wróciłem do kuchni, gdzie czuć było gaz, aby wyjść z powrotem przez okno. Po co ten gaz? Za około 3h przyjedzie elektryk i w momencie ponownego podłączenia bloku do prądu, w jej mieszkaniu powstanie spięcie, które będzie idealnym zapalnikiem, dla ulatniającego się gazu.
Założyłem kaptur na głowę i wróciłem do domu. Jeśli kiedyś, w deszczowy dzień, zauważysz tajemniczą postać.. z pieczywem u boku.. to wiedz, że twoje chwile są policzone.



Top tygodnia
Wysyłanie...