Trzech rozbójników

Wyświetlenia: 335 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon

Było nas trzech: Przemysław, Gagarin i Sokrates/Platon.

Mamy po 18/19 lat. Koniec szkoły średniej, każdy z nas startuje na aktorstwo, a jesteśmy z małego miasta. Wsiury jak chuj. #Gunwiarze. No to trzeba było pojechać i zobaczyć jak to wygląda. Akurat złożyło się, że były drzwi otwarte do Akademii Teatralnej w Warszawie, trwały 2 dni, więc mogliśmy też pozwiedzać. To jazda auuuu! Organizacja, hemoglobina, masturbacja.
Na 2 dni przed nie mieliśmy noclegu, ale zaklepaną domówkę u znajomego z W-wa. I chuj. Ale pojechaliśmy. W pociągu Przemysława ojciec ogarnął nam nocleg u jakiejś babki. Sztos w chuj. W razie w mieliśmy plan, że kimamy na Dworcu Głównym, żeby nas nikt nie okradł to nawet warty ustaliliśmy. No ale nocleg już siadł, więc olaliśmy ten plan. Przed Warszawą mieliśmy już ogarnięty nocleg na kolejny dzień u Salezjan. I to za mały hajs.
Dobra, dojechaliśmy, wysiadamy, nie wiemy całkowicie jak się ruszać po takim mieście. Platon to ma łeb i już korzystał z Jak dojadę, więc próbowaliśmy dojechać do miejsca noclegu. Wsiadamu do autobusu, na szczęście dobrego... Ale w drugą stronę.
Jak już dojechaliśmy do babeczki to fajnie nas ugościła, dała słodycze, zrobiła żurek no i najważniejsze łóżka. Ogólnie to odkleiliśmy się srogo idąc spać. Pojebana głupawka jak chuj. Ja tutaj próbuje zasnąć, a jeden udaje Smigola, drugi napierdala bąki, że nie wiadomo co robić. Ale dotrwaliśmy do rana.
Babeczka sama upiekła chleb, zrobiła szame, ojebaliśmy śniadanko i czekoladki. I to wszystko dalej za darmo. Na koniec chciała dać nam 100zł na obiad, ale my, wychowani członkowie Narodu Polskiego (Bóg, Honor, Ojczyzna i pół litra), grzecznie powiedzieliśmy, że pieniędzy wziąć nie możemy. Dała nam zatem czekoladki i poszliśmy na pierwszy dzień w AT.
Pierwszy dzień to same spektakle, spoko sprawa, po kosztach zobaczyliśmy z 3 przedstawienia studentów AT, zakochaliśmy się w tym miejscu. W przerwie tak o 16 poszliśmy coś zjeść i zwiedzić kawałek stolycy. Usiedliśmy przy Kolumnie Zygmunta, aby zjeść czekoladki od babeczki co nas nocowała. Patrzymy, a tam KURWA 100zł. To był jakoś 2017 rok. 100zł to był jeszcze pieniądz. Przedyskutowaliśmy sprawiedliwy podział dorobku i zadecydowaliśmy demokratycznie, że ten hajs wydamy na domówkę, na którą byliśmy zaproszeni. Potem znowu do AT, jakiś spektakl i potem do wariacika od domóweczki, domóweńki, najebundy.
Potem szama, żeby długo wytrzymać. Miejsce akcji: kebabownia. Wzięliśmy każdy po innym, ja z mega ostrym sosem. Płakałem, ale zjadłem. Przecież zapłacone. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że dobry kebs piecze dwa razy.
Dotarliśmy na miejsce imprezy, wcześniej strzelając po piwku i lejąc w krzaki. Cała stówka poszła na impre. Wbijamy na strzeżone osiedle, jakieś 30 minut od centrum, chuj wie gdzie na dobrą sprawę. Przecież my nie umiemy poruszać się po Warszawie, a mamy zamiar gazować. Przeca głupota. Ale chuj, młodość, zdolność, alkohol. Wbijamy do nich, a tutaj ludzie w marynarkach, odstrzeleni, chata z zajebistym balkonem i wykurwistym widokiem. Ale każą nam buty ściągać. A mi stopy tak jebały, nie było kiedy umyć. PRZEJEBANE. Próbowałem je umyć, chuja dało, bo skiety jebały dalej. W tym czasie Przemysław staje się Przemysławem - swoim alter ego po wypiciu, bajeruje studentki i wali driny. Ja przy oknie wietrze nogi i wale wino. Sokrates chodzi i naucza ludzi. Ogólnie spoko, fajni ludzie, ale nie spodziewalem się tak oficjalnej domówki, tylko najebkę w stylu klasycznym. Tanio i szybko – profesjonalnie.
Dobra, ale już się najebalim, znieczulilim, szluga zapalilim na dojebke, to czas palić wroty i do księżulków iść lulu. Zajebałem wino i do windy. Wyszliśmy z windy, jazda na przystanek. Tam dołączył do nas jakiś kompletny nerd, z którym chwile pogadaliśmy i do autonbusu. Wiecie jak to jest, jak wchodzicie z zimnego do ciepłego po alkoholu? Najlepszy urywacz filmów. I tak się stało.
Siadam sobie grzecznie na krzesełku w autobusie nocnym, nogi troszkę wiotkie, helikopter w ogniu w glowie i się odzywam, że będę rzygać. No to co wymyśli Sokrates i Przemysław? Nakładają mi na uszy reklamówkę z logiem ze znanej sieci marketów z owadem w logo na uszy i mówią: Masz, rzygaj. Jedziemy tak chwile, na jednym przystanku wchodzi pan, który rześki nie jest. I to nie jest rześki tak od spokojnych 35 lat. Patrzy na autobus, patrzy na nas i chce nas usprawiedliwić przed pasażerami, on też to kiedyś przechodził, wie jak jest, rozumie, nie pyta. I wypowiada piękne słowa przez szczerbaty uśmiech: Młodzi są - to mogą! Aplauz.
Dojeżdżamy do centrum. Wysiadamy z autobusu. Znaczy oni wysiadają, a mnie trzeba trochę wynosić. Przypominam, że dalej na mordzie miałem reklamówkę. A może znacie to uczucie, jak najebani wychodzicie z ciepłego na zimne i od razu siły witalne powracają? Świadmość niekoniecznie. I w tym wypadku było podobnie. Podchodzimy we 3 do przystanku i próbujemy rozczytać rozkład jazdy. Mieliśmie kiedyś tak, że byliście tak najebani, że czytaliście coś, ale ni chuja nie składało się to w słowa? Widzisz je, ale nie rozszyfrujesz. No i tak chłopaki kminią, podchodzą do innego ziomka, aby im to przeczytał, ale on miał ten sam problem. Nic dziwnego, centrum W-wa, jakoś 2 w nocy, każdy najebany. Ale w tym czasie jakoś sprytnie uciekłem Sokratesowi i Przemysławowi, podobno zacząłem zagadywać jakąś parkę ludzi. Gadałem z nimi kilka minut zanim oni mnie znaleźli, zaczęli przepraszać parkęza moje zachowanie, ale ci powiedzieli, że byłem miły i całkiem spoko. To zaczęli sobie pogaduszkować, a ja znalazłem opcje na spierdolkę. Jak się skapnęli, że zwiałem to dwójka dedektywów zaczęła szukać mnie ponownie. Nie musieli długo czekać. Ilość energii w moim organiźmie została już wykorzystana. Siedziałem na rowerze miejskim, próbując jechać i zasypiając jednocześnie.
Jako, że możliwość powrotu była znikoma to trzeba było sięgnąć po ostateczne środki. Taxa. Mi mama zawsze mówiła, że taksówkami mam nie jeździć, bo to drogie, nie wiadomo gdzie zawiozą i ile skasują. Chuje, nie ludzie. Złotówie się nie ufa. Przemysław srogo targuje się z taksiarzem czy nas weźmie, ale ten już dużo w życiu widział i nas przygarnął. Wrzucili mnie jak długi byłem do taxy. No rześki nie byłem. Ja jednak wyznawałem filozofię mojej mamy i powiedziałem, że ja płacić nie będę. I chuj. Ale chłopaki kazali mi zamknąć morde i siedzieć cicho. No to ruszamy. Jazda w nieznane.
Postanowiłem przerwać niezręczną ciszę podczas przejazdu, dlatego zagaiłem jak ma na imie. Odpowiedział, że Tomasz. Znacie to uczucie, że ostatnie dwie szare komórki w mózgu zaczynają działać? W moim wypadku tak było. Po chwili zadumy odparłem. Tomasz. Tomasz Wpierdol. No chłop się zdziwił, ale chłopaki nie wytrzymali i parsknęli śmiechem. Tomasz chyba zaakceptował ten fakt i prowadził dalej.
Jak już zdobyłem jego zaufanie to postanowiłem mu coś wyznać. Jak Pan wpisze w GPS’a Jurij Gagarin to Panu wyskoczę. I tak stałem się Gagarinem. Potem jeszcze udało mi się zrobić mu zdjęcie na pamiątke. Dotarliśmy na miejsce noclegu. Wchodzimy do pokoju. Położyliśmy się i wtedy ruszyło mnie sumienie. Poszedł paw na pościel. Chłopaki próbowali ratować sytuację ponownie nakładając mi reklamówkę na ryj, ale było już za późno. Wszystkie żale ze mnie wyszły.
Rano się obudziliśmy, bo były prawdziwe drzwi otwarte, konsultacje, zajęcia, warsztaty, możliwość pogadania ze studentami aktorstwa, no i można było swoje teksty mówić.
Pierwszy taki mocny kac, słońce wypalało dziury w głowie, szybki prysznic, próba doczyszczenia pościeli i dzida od księży. Ale żeby było lepiej. Nie chcieli od nas kasy za nocleg, tylko kilka zdrowasiek. Nie wiedzieli co tam zastaną.
Dotarliśmy na miejsce, ale z bólem, ciężko było, suszyło no i akurat był niesamowicie pogodny dzień, co nie było na naszą korzyść. Pierwsze zajęcia były z rytmiki. Napierdala muza i każą ci zapierdalać w rytm. Helikopter wraca. Zaraz pawia puszcze. Jednak paw nie miał być najgorszy. Po różnych akrobacjach poczułem zew zbiżającego się kebsa. Dzida do toalety, najpierw paw, a potem dwójeczka. Jaki ból, znowu łzy, jebany kebsior. Ale jaki smród. Jakby ktoś umarł, wysrał się i zmarł na nowo. A najlepsze jest to, że po mnie wchodził tam jakiś prowadzący, znany aktor. Współczuje mocno.
W momencie moich skromnych pobytów wydalniczych Sokrates i Przemysław byli na warsztatach i jednego z prowadzących. Sokrates miał możliwość występu. I wtedy przestał być Sokratesem. Prowadzący ten wskazał mu wszystkie błędy i zapytał czy on na pewno chce startować na aktorstwo. Wtedy Sokrates przestał być nim być, narodził się Platon, który musiał się jeszcze wiele nauczyć.
Jakoś dotrwaliśmy do końca wyjazdu. Przede wszystkim cali. Bogatsi o nowe doświadczenia i z zaszczepionym bakcylem aktorstwa.
No ale chuj. Żaden z nas się nie dostał. A nie byliśmy rudzi.



Top tygodnia
Wysyłanie...