Card image cap

Psy przeciwpancerne

Wyświetlenia: 1052 / 0 | Seria: Historyczne | Dodano przez:anon

Druga wojna światowa wyzwoliła w ludziach granice możliwości. Od odwagi i poświęcenia (heroiczne działania Witolda Pileckiego lub samobójcze loty kamikaze), przez bestialstwo i ślepe okrucieństwo (nieopisywalne pogromy Żydów przez SS w okupowanym ZSRR lub wymierzone w cywilów naloty dywanowe na niemieckie miasta), po tak nieoczekiwane jak talenty artystyczne ( majestatyczna „Symfonia leningradzka” Szostakowicza lub dziennik Anny Frank) – ludzkość osiągała szczyt w niemal każdej dziedzinie. Nic dziwnego, że pomysłowość (zwłaszcza twórców broni) także biła rekordy. A jeśli połączymy to z krwawymi warunkami wielkiej wojny ojczyźnianej i geniuszem sowieckich inżynierów...
Początek wojny niemiecko-radzieckiej, cholernie łagodnie mówiąc, wyglądał tragicznie dla obrońców. Wojska koalicji antybolszewickiej parły na wschód w zatrważającym tempie, czerwone siły powietrzne nie były już zbyt powietrzne, padały kolejne miasta na dawnych Kresach II RP, a oszołomiony wujaszek Stalin siedział przez tydzień i nawet nie dawał rady pić. W końcu ogarnął się i wydał rozkaz wielkiej obrony Matiuszki Rassiji. Przemysł spieprzał w podskokach za Ural, radośnie stosowano taktykę spalonej ziemi, m.in. dzięki której udało się pokonać Napoleona wiek wcześniej, w Moskwie budowano fortyfikacje, Aleksandrow komponował pieśni wojskowe w tempie ptaka geparda, a inżynierowie siedzieli, pili wódkę i rozpaczliwie usiłowali wymyślić jakąś metodę na pokonanie niemieckich czołgów. W końcu towarzysz Iwan Pawłowicz Jebiewdenko wpadł na genialny pomysł (albo pomysł wpadł na niego) – razgramim faszystkoj siłoj ciomnaju sabakami!
Po szybkim i intensywnym treningu pierwsze psie oddziały przeciwpancerne były gotowe do akcji pod koniec lata 1941 roku. Ich przygotowanie nie sprawiało większej trudności – głodzono pieski parę dni, uczono szukać jedzenia pod ciągnikami artyleryjskimi, zakładano około 10 kilo materiałów wybuchowych na grzbiet, dołączano antenę z zapalnikiem (miała się łamać o podwozie czołgu oraz detonować ładunek) i dawaj w swiaszczennyj boj!
Na nieszczęście dla piesków, potwierdziły się słowa Jaskra, że papierowa armia to przede wszystkim porządek i ład, a tym dziwniejsze jest, że prawdziwa wojna pod względem porządku i ładu przypomina ogarnięty pożarem burdel. Historycy potwierdzili aż jeden udany atak psich min na przeciwpancerne czołgi – głównie dlatego, że niemieccy żołnierze nie mieli pojęcia o nowej broni i uważali, że zwierzęta po prostu się zgubiły.
Okazało się w końcu, że psy przeciwpancerne miały mniejszą skuteczność bojową od kija z kupą. Milusińscy nie mieli pojęcia, jak pachną niemieckie panzery – na ćwiczeniach nie dało się odtworzyć ich zapachu, przez co nie wiedzieli, co atakować. Często też po wypuszczeniu na pole bitwy psy otoczone hukiem artylerii, rykiem silników i ciągłą kanonadą reagowały w naturalny dla wszystkich inteligentnych istot sposób – dostawały ostrego pierdolca i uciekały w krzaki. Nikt nie pomyślał też, żeby uczyć zwierzaki wrogości do Niemców, przez co zazwyczaj kawałek kiełbasy wystarczał do pozbycia się zagrożenia. Jednak przez jeden fundamentalny błąd w 1942 roku Rosjanie musieli wycofać z linii frontu całą dywizję pancerną.
Sowieci tresowali psy na własnych pojazdach.
Na szczęście dla zwierząt, pod koniec 1942 roku stwierdzono, że nie ma sensu męczyć piesków i zamknięto główny ośrodek ich szkolenia. Zatem kiedy kolejny raz twój Burek zacznie cię wkurzać albo nasika na dywan, puść mu trochę nagrań z frontu wschodniego – powinien zrozumieć.
Card image cap



Top tygodnia
Wysyłanie...