Najgorsze kłamstwo

Wyświetlenia: 1360 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon

Żyjesz w świecie, gdzie każde kłamstwo tworzy bliznę na ciele kłamcy. Im większe kłamstwo, tym większy zostawia ślad. Pewnego dnia, poznajesz kogoś kto ma tylko jedną bliznę. Jest największa ze wszystkich jakie kiedykolwiek widziałeś.

Był na wskroś dobrym facetem. Nigdy nie poznałem nikogo, kto byłby taki jak on, i nie sądzę by kiedykolwiek miało się to szansę zdarzyć.

Ludzie takich jak Joe nie spotyka się często. Może raz w życiu i to jeśli masz szczęście.

Praktycznie każdy kogo kiedykolwiek poznałem, miał małe blade ślady na swoich palcach, spowodowane lekkimi kłamstwami. To cena za grzeczność, formalności– każdy je miał. Kilka głębszych blizn, nabytych przez lata, otwierających się od czasu do czasu. Duże rany, srebrne ślady na przedramionach i łydkach, na szyi czy też plecach. Ludzie kłamią, taka jest kolej rzeczy.

Czasem ból który jest ceną za kłamstwo, sprawia że człowiek rozważa czy warto, zanim jeszcze otworzy usta.

Wstąpienie do armii było tym czego chciałem. Kłamstwem które sobie wmawiałem, które wydrapałem głęboko, było ciągłe powtarzanie, że zrobiłem to bo chciałem się zmienić, chciałem by rodzice byli dumni. Wszystkie kłamstwa, małe zadrapania na mych ramionach tworzyły osobliwy wzór, który wyglądał jakby miał się nigdy nie zagoić.

Tak naprawdę, wstąpiłem do armii bo nie zostało mi nic innego. Był to ostatni wysiłek, który podjąłem, by nie sięgnąć dna. Wśród elity, otoczony przez odważnych ludzi sukcesu starałem się nie wychylać. Czułem się jak lis, który jakimś cudem utknął w sforze wilków. Będąc tam czułem się jak oszust.

Wtedy poznałem instruktora Joe.

Miałem więcej blizn niż większość osób, czym zasłużyłem na ograniczone zaufanie, ale jeśli ludzie byli grzecznie zdystansowani względem mnie, to względem Joe, byli wręcz oziębli. Widzisz, on nie miał zwykłych, delikatnych blizn na dłoniach, nie miał też nic na ramionach, na twarzy, czy karku. Na pierwszy rzut oka, pomyślałbyś, że jest najszczerszym człowiekiem na świecie. Faktycznie, na początku ludzie tak myśleli.

Człowiek po trzydiestce bez blizn? To jak spotkać jednorożca. Oczywiste, że brzmi to bardziej jak mit czy legenda niż rzeczywistość.

Pierwszego tygodnia każdy lubił Joego. Każdy chciał mieć z nim jak najlepsze relacje. W końcu kto by nie chciał? W świecie kłamców i oszustów gdzie dowody spotyka się na każdym kroku. Kto by nie chciał przyjaźnić się z kimś, komu wreszcie można zaufać?

Tak było dopóki w szatni nie ściągnął koszuli. Wtedy wszyscy zobaczyliśmy ukrytą dotychczas bliznę, która zajmowała połowę jego pleców. Jedno kłamstwo, lecz była to najbardziej makabryczna rzecz jaką kiedykolwiek widziałem. Blizna ciągnęła się od łopatki, aż do żeber. Wyglądało to jak czerwono biały ogon komety. Widać było że mała część zaczęła się goić lecz reszta wyglądała jakby niedawno się odnowiła.

To było ciągle to samo kłamstwo. Są rzeczy które czasem się mówi, ale zazwyczaj można zauważyć jak wiele razy ktoś to zrobił. W tym przypadku, nie byłem w stanie tego stwierdzić.

Rzadko się odzywał. Wydawał rozkazy z surowym uśmiechem, pouczał tak jak inni. Był pozytywny, dodający otuchy, prawdomówny. Lecz każdy miał w głowie widok tamtej blizny, głębokiej, ciemnej i przerażającej. Ktoś kto mógł powiedzieć kłamstwo tego rodzaju… Był kimś na kogo było trzeba mieć oko. Mimo to, wszystko szło dobrze.

Symulowana akcja treningowa z ostrą amunicją. Robiliśmy to tysiące razy, ale tego dnia, myślę że ktoś się zapomniał. Może wynikło to z zamyślenia, może z niedbalstwa. Bez względu na powód, strzały rozległy się o wiele za szybko. Karabiny plunęły ogniem, kule przecięły powietrze.

W tym momencie od razu się zatrzymaliśmy. Szeroko otwartymi oczami patrzyliśmy jak chłopak upada. Bardzo powoli, jakby czas zwolnił. Jego ręce rozpadły się na dwie strony – nie był przestraszony, był zszokowany. Czerwona jak szkarłat krew zaczynała wsiąkać w jego ubranie tworząc coraz większą plamę. Padł na kolana. Jeszcze nie zdążyło do niego dotrzeć co się tak naprawdę stało.

Właśnie wtedy złapał go Joe i nagle rozległ się krzyk. Piekło, trening zmienił się w wir nagłej chaotycznej akcji. Krzyki „Medyk!” i „Apteczka! Weź apteczkę!”, ludzie biegający w różnych kierunkach.

Byłem dość blisko by wiedzieć, że nie robi to żadnej różnicy. To czego uczyli nas na treningu było proste: „Strzelaj by zabić, wyeliminuj cel i idź dalej”.

Usiadłem, broń ciążyła mi w dłoniach gdy patrzyłem na Joego trzymającego umierającego chłopaka, którego krew wsiąkała w piach. Słuchałem jak powtarza słowa, które cięły głęboko. Raz za razem i w kółko.
„Trzymaj się, patrz na mnie. Wszystko będzie dobrze.”
„Wszystko będzie dobrze.”



Top tygodnia
Wysyłanie...