Zabrzmi jak pasta, albo wyssana z palca historyjka, ale przysięgam, że to autentyczna sytuacja. Jakoś w 2009, kiedy byłem jeszcze w podstawówce, do mojej starszej kuzynki przyjechał jej bliski przyjaciel — pamiętam, że nazywał się Janek. Oboje mieli wtedy może max 12 lat, ja miałem 9. Gość wydawał się świetny, wspominam, jak bawiliśmy się w berka z psem i jak dobrze się wtedy bawiliśmy. W tamtym okresie grałem w Kangurka Kao, runda 2 i jako mały dzieciok nie mogłem poradzić sobie z etapem, w którym ścigało się na motorówkach — jeśli dobre pamiętam, był to ostatni etap przed ominięciem bosmana. Chłopak powiedział, że grał w to wiele razy i tak naprawdę tylko dzięki jego pomocy posunąłem wtedy fabułę do przodu. Kiedy byłem na zapleczu sklepu, w którym pracowała moja mama, lepiłem coś z plasteliny i rozmawiałem z nim. Weszliśmy na temat rodziców. Okazało się, że jego mama zmarła — nie pamiętam, czy podał przyczynę. Nie wiedziałem wtedy o śmierci zbyt wiele, bo pierwszy raz zetknąłem się z nią w wieku zaledwie 5 lat, gdy na raka zmarł mój dziadek, więc ofc nie miałem pojęcia z czym to się je, bo dziecięca pamięć, zwłaszcza w takim wieku, nie działa zbyt wydajnie. Kiedy w szkole dostaliśmy temat, by napisać o swoim najlepszym przyjacielu, zapomniałem o każdym moim znajomym i w głowie siedział właśnie tylko Janek — i to o nim napisałem. Znałem się z nim tylko tydzień, a kiedy wyjechał, to nigdy więcej nie nawiązaliśmy kontaktu. Nie wiem co się z nim obecnie dzieje, nie pamiętam nawet jego twarzy, ale dzisiaj zainstaluje Kao Runda 2 i wiem, że na etapie wyścigu, będę pamiętał ten moment, kiedy pierwszy raz udało mi się go ukończyć — a raczej, udało nam.
Nie wiem gdzie teraz jesteś, ale jestem Ci wdzięczny stary.