Hehe dziewczyna zaprosiła mnie dziś na rower. Zgodziłem się ochoczo, jako że jestem amatorskim kolarzem szosowym. Ustawka oczywiście o 6 rano pizgawica straszna, więc założyłem moje super oddychające rękawice na warunki wilgotne o wadze 0,1 grama. Kosztowały 800 złoty, ale w takich od razu jeździ się szybciej. Na grzbiet narzuciłem nieprzepuszczjącą wiatru, dopasowaną bluzę za 1 tys złoty. Na koszulce najebane tyle sponsorów, że prawie mnie zza nich nie widać, co tam, szkoda tylko, że mi nie płacą. No i wsiadam na moją karbonową szosę, której ceny nie podam, bo boję się, że walnę się w ilości zer. Zapinam moje karbonowe spd do karbonowych pedałów spd i jadę na spotkanie lekkim tempem 45km/h na godzinę, żeby się nie zapocić przed spotkaniem. No i stoi ona. Na góralu. W wełnianych rękawiczkach i puchowej kurtce, cała telepie się z zimna. Widać, że nie ma super lekkich neoprenowych rękawic za 800 złoty. Nogi od urodzodzenia pewnie też ma te same. No i zaczynamy przejażdżkę. Narzucam tempo 35 km/h na godzinę, bo w końcu dziewczyna. W pierwszych chwilach dawała radę, to dopierdoliłem 55 km/h niczym Armstrong pod Alpe d'Huez. Gdy dziewczyna zniknęła z tyłu za horyzontem, doceniłem kupno karbonowego super lekkiego trenażera za 10tys złoty, widać, laska opierdalała sie cała zimę. Trochę dla beki jeszcze pokręciłem kółka wokół niej, popchałem trochę za siodełko. Śmiesznie wtedy piszczała, że się boi. Doszedłem do wniosku, że nudy i olewam taki układ i już wypierdoliłem VMAX 65km/h i zniknąłem w oddali. Objechałem standardową rundę przez Wólkę Kosowką, aż po Łódź. Niestety musiałem już zawijać na chatę, po praca na 8. Polecam te neoprenowe rękawiczki.