Kocham symetrię
Wyświetlenia: 1094 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
Jako dorosły, jestem w stanie, w którym nie mogę nawet normalnie żyć. Nie mogę utrzymać pracy. Kobiety ode mnie odchodzą, bo nie mogą wytrzymać "tego". Szczerze, nawet mnie to nie obchodzi. Brudzą i utrudniają wszystko. Przewracają się na moją stronę łóżka zamiast trzymać się swojej. Zostawiają brudne talerze po jednej stronie zlewu, ale nie po drugiej. Nie mogę pracować, więc kiedy wychodzą na cały dzień, muszę zostać w domu i wszystko naprawiać. To ulga kiedy odchodzą na dobre. Jednakże, to uczucie nie trwa wiecznie. Po pewnym czasie znów uderza we mnie "to" i znajduje coś jeszcze, co musi być naprawione. Pewnie zapytacie się - czemu w takim razie znów szukam partnerki, skoro nie mogę ich znieść? Cóż, ciężko mi spać na środku łóżka bez poruszania się przez całą noc.
Oprócz tego, moje życie jest dosyć uporządkowane. Mówię "dosyć", bo jest jeszcze jedna sprawa, którą muszę załatwić. Widzisz, mam "Hetorochromia Iridium", różnobarwność tęczówki. Moje prawe oko jest niebieskie, a lewe - zielone. Moi rodzice mają niebieskie oczy, tak samo moi krewni i kuzyni. To zielone oko jest zepsute. Przez nie jestem... zepsuty. Ilekroć patrzę na siebie w lustrze, ono patrzy się na mnie. Tylko o tym teraz myślę. Wszystko jest w porządku - oprócz tej mojej malutkiej, zielonej pomyłki.
Nie bolało za pierwszym razem, gdy włożyłem łyżkę pod moje oko. Nawet nie bolało, gdy oko wyskoczyło i wisiało przy moim policzku. Czy to szok, który odejmował bólu, czy też "to"? Nożyczkami przeciąłem nerw optyczny i po twarzy zaczęły mi cieknąć ciepłe płyny. Mój wzrok, przecięty w pół, był dziwnym uczuciem. To, co zostało z dyndającego miąższu, wsadziłem z powrotem w teraz pusty oczodół. Obandażowałem ranę, umyłem łyżkę i położyłem się spać.
Obudziłem się... szczęśliwy. Po raz pierwszy od wielu lat wstałem tak wypoczęty. Nareszcie skończyłem. Zostałem naprawiony. Wstałem i przywlokłem się do łazienki. Ciało mnie bolało, a głowa była rozpalona. Włączyłem światło, było oślepiające. Powoli usunąłem przesiąknięty krwią bandaż, który kleił się do mojej twarzy niczym taśma klejąca. Kiedy spojrzałem w lustro, zamarłem z przerażenia. Dopiero wtedy zrozumiałem, co sobie zrobiłem i nie mogłem w to uwierzyć. Po lewej stronie mojej twarzy była dziura... ale nie po prawej. Byłem zepsuty. Znowu.
Znacznie ciężej było mi wyjąć drugie oko. Moje dłonie drżały, a kiedy wbiłem łyżkę, nie trafiłem kilka razy, przebijając trzykrotnie źrenicę, zanim się udało. Kiedy oko wyskoczyło, sięgnąłem po nożyczki, żeby zakończyć sprawę. Krew z poprzedniej nocy wyschła na ostrzach, więc nie cięły za dobrze.
Pamiętasz, kiedy w podstawówce na plastyce nauczyciel kazał ci ciąć kartki z bloku technicznego? Pewnie wiesz, co się dzieje, gdy się spróbuje przeciąć za dużo warstw na raz. Nożyczki nie dają rady, ostrza tak jakby składają się jedno ponad drugim i papier utyka między nimi. To właśnie stało się z moim nerwem optycznym - utknął pomiędzy dwoma ostrzami. Utknął, a kiedy desperacko próbowałem go wyjąć, pośliznąłem się na krwi i zaczynałem upadać na podłogę.
Odruchowo puściłem oko, aby ręką zamortyzować upadek. Ciężar nożyczek na moim wiszącym oku był nie do opisania. Wiedziałem, że nie wytrzymałbym dość długo, by wziąć z kuchni nóż, więc chwyciłem je w pięść i pociągnąłem. Poczułem, jak odrywa się od mojej czaszki i wszędzie wylewa płyny. Wyrwałem je z głowy. Fale bólu przeływały spazmami przez moje ciało. Wiem że płakałem, ale nie czułem różnicy między łzami, krwią, a płynem ocznym.
Kiedy doszedłem do siebie, zdałem sobie sprawę, że przypadkiem zgniotłem oko, które wciąż ściskałem w ręku. Wyraźnie czułem lepki płyn, który wyciekał mi spomiędzy palców. Kropla za kroplą, kapał na mokrą podłogę. Słuchałem jak zahipnotyzowany, próbując w pełni pojąć co się wydarzyło. Nareszcie skończyłem. "To" odeszło. Teraz mogłem żyć bez patrzenia na okropne, brudne, nierówne życia innych. Ogarnęła mnie ulga i wiedziałem, że tym razem się utrzyma. Nigdy się tak wcześniej nie czułem, nigdy nie miałem tyle nadziei. Leżąc w łazience na tych zimnych, mokrych, lepkich kafelkach, uśmiechnąłem się po raz pierwszy od wielu lat.