ja w sprawie pumy
Wyświetlenia: 26613 / 0 | Seria: Zwyczajne | Dodano przez:anon
Któregoś razu natknąłem się na mema "ja w sprawie pumy" na jakiejś stronce ze śmiesznymi obrazkami. Wtedy wpadłem na genialny plan. Gdy oddałem kompa bratu, wziąłem rower i pojechałem na sąsiednią ulicę. Zadzwoniłem do pierwszego z brzegu domu i:
-Dzień dobry, ja w sprawie pumy.
-Jakiej pumy? Pomyłka.
-Tej co ma jaja z gumy ;DDDDDDDD
Od tej pory było to moje stałe zajęcie w przerwach w graniu na kompie. Nigdy nie dzwoniłem do domów na mojej ulicy, bo sąsiedzi mnie znali i nie chciałem przypału.
Któregoś dnia tata wrócił z pracy i oznajmił, że jakaś rodzina kupiła dom na sąsiedniej ulicy i wprowadzi się następnego dnia. Chyba nikomu nie muszę mówić, o czym wtedy pomyślałem.
Następnego dnia pojechałem tam i zadzwoniłem domofonem.
-Dzień dobry, ja w sprawie pumy.
-Tej co ma jaja z gumy? - Odezwał się głos w moim wieku.
Tak poznałem Anona - mojego najlepszego przyjaciela. Od tej pory pumowe hobby uprawialiśmy razem.
Codziennie jeździliśmy po mieście (po tygodniu skończyły nam się domy na osiedlu) w wiadomym celu. Część ludzi wybiegała oburzona przed dom (głównie byli to podstarzali Janusze i Grażyny) i krzyczała coś że nam nogi z tyłków powyrywa. Raz nawet, podczas zakupów z mamą, jeden taki Janusz mnie rozpoznał i wszystko jej powiedział. Rzecz jasna, wszystkiemu zaprzeczyłem, robiąc przy tym najbardziej zdziwioną minę jaką tylko mogłem. Facet krzyczał że wezwie policję, a mama niewzruszona wyszła ze sklepu, wsadziła mnie do auta i odjechała. Mina Janusza bezcenna.
Z czasem zaczęliśmy dzwonić do ludzi telefonicznie, co było jeszcze lepsze. Czasem dzwoniliśmy pod losowe numery, a czasem pod takie z książki telefonicznej, np. do masarni, w sprawie oddania nam tych jaj z gumy tej pumy, do kwiaciarni, żeby zamówić kwiaty na pogrzeb matki pumy co ma jaja z gumy, czy do krawcowej, żeby uszyła smoking, bo puma co ma jaja z gumy się żeni. Reakcje były różne - od śmiechu, przez pytanie czy jesteśmy pojebani, po zwyzywanie nas i rozłączenie się.
Jednak naszym najlepszym numerem, był ten odjebany na wycieczce do Warszawy w pierwszej klasie gimnazjum. W planie wycieczki było jakieś muzeum, Centrum Kopernika, trampoliny, 2 godziny czasu wolnego w galerii, a na końcu jakaś sztuka w teatrze. Jeszcze w autokarze, razem z Anonem namówiliśmy całą klasę do pomocy przy pranku życia. Gdy przyszła pora na łażenie po galerii, zamiast się rozchodzić, poszliśmy wszyscy razem do sklepu o nazwie... a jakże, PUMA. Jako iż były tam aż 4 kasy, podzieliliśmy się na 4 grupy po 7 osób. Oczywiście ja zacząłem.
-Dzień dobry, ja w sprawie pumy.
-Której dokładnie pumy? - Zapytał lekko rozbawiony sprzedawca.
-Tej co ma jaja z gumy. - Odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy, po czym spokojnie odszedłem. Mina sprzedawcy bezcenna.
Drugi był Anon:
-Dzień dobry, ja w sprawie pumy.
-Tej co ma jaja z gumy?
-Nieee, ja w sprawie innej pumy.
-Jakiej innej pumy?
-Tej co ma jaja z gumy :)
Gdy skończyliśmy, wymieniliśmy się kasami, a dzięki przeszkoleniu przez nas wszystkich osób w autokarze, dialogi były perfekcyjnie odjebane. Po dwóch kolejkach sprzedawcy wezwali ochronę, która najpierw grzecznie nas wyprosiła, potem ganiała nas po całym sklepie, a wreszcie wyjebała nas z niego. Ludzie patrzyli na nas jak na totalnych pojebów, ale śmiało mogę powiedzieć, że było warto. Teraz, gdy tylko słyszę słowo "puma", przypominam sobie te wszystkie numery odjebane zarówno samemu, jak i z Anonem. To były czasy...