#54 Niespodziewany gość
Wyświetlenia: 942 / 0 | Seria: Gothic I - #KRUK | Dodano przez:jaro
- Tobie też się chce spać?
- No, drzemkę to bym sobie zrobił - odparłem.
- Matka gadała mi kiedyś, że to pogoda tak rozleniwia. Teraz jak o tym myślę... To chyba nieprawda. Ja jestem leniwy niezależnie od pogody - powiedział bard żartobliwie.
- Jeśli dogoniłeś mnie po to, by zaproponować butelkę, to nawet nie próbuj. Nie wchodzi mi ostatnio to wino.
Bard tylko wzruszył ramionami. Weszliśmy do mojego pokoju. Miałem ochotę zostać sam, ale Bartholo najwyraźniej nie podzielał tego uczucia.
- I co teraz? - zapytał podchodząc do mojej skrzyni.
- A ty czego w moich rzeczach grzebiesz?! - warknąłem widząc jak uchyla wieko.
- Myślałem, że masz jakąś butelkę.
- Nawet jak mam to dla siebie, nie dla ciebie. Poza tym widzę że Kolonia odebrała ci resztki godności. Koledze grzebiesz w rzeczach, nawet nie raczysz zapytać...
- Dobra, nie strzelaj fochów... Co ty tam masz, że tak bardzo się z tym kryjesz?
- Nieważne co mam, tylko że mi kurwa w rzeczach grzebiesz, nie dotarło?!
Bard zamilkł, ale z pokoju nie wyszedł. A kij z nim, niech siedzi, byle mi dupy nie truł pierdołami, jak to ma w zwyczaju kiedy już trochę sobie wypije.
- Macie problemy z czytaniem ze zrozumieniem, czy zwyczajnie mnie zignorowaliście?
Głos brzmiał znajomo, lecz nie słyszałem go już jakiś czas, dlatego nie od razu poznałem do kogo należał. Jednak, gdy zobaczyłem twarz człowieka, który bez pukania wszedł do mojego pokoju, od razu zrozumiałem z kim mam do czynienia.
- Co jest kurwa? - zdziwił się bard.
- Ja ci zaraz powiem, co jest kurwa... - odparł kpiąco nieoczekiwany gość. Ian, szef Starej Kopalni.
- Blady jesteś - stwierdziłem bardziej niż zakpiłem.
- Jakbyś musiał siedzieć w tej pieprzonej kopalni całymi dniami bez wychodzenia na słońce, to też byś był blady. Zresztą dam sobie łeb uciąć, że zbladłbyś też gdybyś zobaczył jakie akcje teraz mamy na dolnych piętrach. Gdzie jest wsparcie, którego się domagam w listach?!
- Grzeczniej. Bo zaraz będziesz blady od utraty krwi - zagroziłem. Nie miałem pewności, czy Ian umie walczyć, ale miał gorszą broń i pancerz ode mnie, więc i tak spokojnie mogłem obstawić na swoją wygraną.
- Zabij mnie śmiało. Ciekawe tylko czy znajdziecie zmiennika na moje miejsce. Bo moja robota do przyjemnych nie należy.
- Czego chcesz? - wycedziłem przez zęby. Ian niestety miał dobry argument.
- Tego o czym pisałem ostatnio. Ludzi. I to najlepiej wyposażonych w pochodnie i kusze. Nie możemy cały czas polegać na pomocy Strażników Świątynnych. To trochę podważa powagę naszego obozu.
Kolejna cenna uwaga. Kurwa mać, jak już przyszedł to przygotowany.
- Gadaj z Thorusem - próbowałem go zbyć.
- Już to zrobiłem. On i tak palcem nie kiwnie bez zgody Gomeza, zresztą i tak stwierdził, że mamy za mało ludzi.
- Ma rację.
- Więc lepiej zróbcie coś, by tych ludzi nie ubywało. Zabijamy pełzaczy ile się da, a ciągle przybywa ich więcej. Rozmnażają się jak chrząszcze na kupie śmieci. To jest walka z wiatrakami. Przez te cholerstwa nie mamy dostępu do wszystkich złoży, a to zmniejsza produkcję. A to wy na tym tracicie najwięcej.
Obrócił się i wyszedł bez słowa pożegnania. Obaj z bardem patrzyliśmy za nim, po czym spojrzeliśmy na siebie.
- Co teraz? - zapytał Bartholo.
- Ja idę do Gomeza, a ty zawołaj Thorusa. To jedyne co możemy zrobić. Reszta rozwinie się sama...