Zjarany ziomek
Jak miałem 16 lat mame postanowiła że musze w koncu zarabic jakies pieniądze. Kazała mi się zatrudnić w jakimś sklepie czy coś w ten deseń. Wybrałem osiedlową żabkę dosłownie za rogiem mojej chaty.
No i wszystko spoko. Pracuje se na pół etatu mili ludzie kierownik fajny i tak dalej, wiadomo pieniedzy nie ma za dużo no ale rachunków nie płace a na faje starczy wiec nie narzekałem. Ogólnie to wszystko idealnie poza jednym. Oprócz mnie w Żabie pracowało jeszcze kilku ludzi. jedna dziewczyna. Nazwijmy ją Julka bo była uosobieniem tego całego Julkowego gówna. Tunele w uszach, zielono niebieskie włosy. Raz usłyszałem jak mówiła przez telefon że składa papiery na weterynarie. Oprócz niej był jeszcze Tadzik. Tadzik był spoko co tu dużo mówić. Metr siedemdziesiąt czarne włosy całkiem ogarnięty, ogólnie fajny typ. No i był jeszcze jeden. Gość przez którego toczy się ta cała opowieść. Przez 2 lata mojej pracy w żabce ani razu nie widziałem go nieupalonego. Dosłownie. Typ zawsze przychodził do pracy zjarany.
Chciałbym zaznaczyć że ja też czasem se spale zziomkami. wiadomo dwa trzy buchy na głowę. Parę razy nawet przed pracą zajebałem. Ale wiecie zwykle to starałem się być w miarę ogarnięty. Natomiast ten typ zwykle jechał na pełnej kurwie. Nie miał żadnej granicy. Zwykle mamy przerwe pół godzinną żeby troche se odpocząć, wiadomo. Zwykle ludzie biorą se jakiś napój albo co i siadają se w kącie. Kolega co go wcześniej zwolnili nawet kiedyś leżak przyniósł na zaplecze. Natomiast ten typ zwykle upala się jeszcze mocniej niż wcześniej był jakby to było kurwa możliwe. Raz nawet bongo przyniósł. Pamiętam że raz sprowadził dilera ale nie po to żeby coś kupić, tylko żeby mógł se wybrać jakieś artykuły spożywcze bo wpadł w długi a nie miał hajsu. Kierownik go ostrzegał że go wyjebie, bo coraz cześciej do sklepu psy się wpierdalały. Ludzie powoli mieli dość tego co się u nas odpierdalało. Często dostajemy donosy po których gliniarze wpierdalają się do nas i rozpirdaxalają połowę sklepu w poszukiwaniu tematycznego zioła. Szczególnym nemezis naszego polskiego Snoop Dogga jest jakiś stary kondom mieszkający po drugiej stronie ulicy. Sytuacja doszła do takiego stopnia że raz mieliśmy trzy wiazdy jednego dnia. Kierownik zna posterunkowego lepiej niż własną żonę. Nasz Rycerz pod tarczą marihuany miał więcej wypowiedzeń niż Polski episkopat sprawach o pedofili. Nigdy jednak go nie wypierdolili bo chłop dogaduje się z synem jakiegoś głównego dyrektora Wroclawskiej czesci. A mówiąc że się dogaduje, mam na myśli że spalają razem, co niedziele amsterdam. Nawet chłopaki z baraków spalili mnej stafu. W końcu skończyło się na tym że raz przyszła do nas jakaś studentka. Widocznie sesje miała bo w ogóle nic nie jarzyła. Patrząc na regał pełen hińskich zupek, makaronów, podgrzewanych laagnie no wiecie typowe jedzenie dla studentów, zapytała mnie czy są zupki chińskie. No ja pierdole. Przychodzi do królestwa zupek chińskich i innego gówna i się pyta czy jest. Ja byłem trochę zmęczony a zostały 10 minut mojej zmiany to se pomyslalem ze w sumie możnaby sie troche ponabijac. Powiedziałem jej że nie mamy takich rzeczy ale chyba troche sie ogarneła bo popatrzyła na mnie jak na idiotę. Już mi się cisnęło na usta że po chuj się pyta jak stoi obok i na to patrzy ale stwierdziłem że dalej bede z niej robil idiotkę. Powiedziałem jej że chciałem ją obronić bo rząd wstępuje do nich mikrochipy kontrolujące umysły. Ale chyba nie powinienem tego mówić bo usłyszał to kolega jamajczyk który wyszedł z kantorka. Wykszyczał coś w stylu ; KURWA WIEDZIAŁEM SKÓRWYWONSZE!!!!!!!
Mówiąc to wyciągnął pierdolonego gnata i zaczal napierdalac po sklepie. Na szczęście nic się nikomu nie stało. Typek poszedl siedziec na pol roku ale cos czuje ze wroci wiec jak tylko wyjdzie składam wypowiedzenie.